W sieci znajduje się mnóstwo informacji za nasz temat i są podmioty, które chętnie płacą za dostęp do nich. Jakie są to konkretnie kwoty?
Praktycznie nie ma miesiąca, byśmy nie usłyszeli o kolejnym ataku, wycieku, naruszeniu i podobnych zdarzeniach, których efekt jest przeważnie taki sam: niektóre dane użytkowników mogły wejść w ręce cyberprzestępców. Jeszcze więcej jest pewnie sytuacji, o których nie wiemy, a o oszustwach na mniejszą skalę właściwie w ogóle się nie mówi. Tak czy inaczej, dostęp do naszych prywatnych danych mogą mieć różne podmioty, które – nie oszukujmy się – zbierają je nie dla zabawy, lecz dla pieniędzy. No właśnie: jak dużych pieniędzy?
Ile kosztują nasze dane na czarnym rynku?
Nie ma oczywiście jednoznacznej odpowiedzi, bo cena zależy od rodzaju informacji, jej aktualności, źródła pochodzenia itd. Grupa Fortinet dokonała jednak dogłębnej analizy, z której płyną interesujące wnioski.
Numery kart płatniczych (kredytowych czy bankomatowych) – o ile są ważne – wyceniane są przez nabywców na około 50 centów. Niewiele, ale jeżeli do karty są przypisane takie informacje jak nazwisko, a najlepiej jeszcze PIN, to cena wzrasta do 2, a czasem i 2,5 dolara za sztukę.
Dostęp do kont bankowych jest dużo droższy, ale tutaj wiele zależy już od sald tychże. Fortinet dotarł do więźnia, który za dane logowania do kont, na których znajdowało się średnio kilkaset dolarów, życzył sobie 10 dolarów (za jedno). Oczywiście, im większe saldo, tym wyższa cena, która jednak przeważnie nie przekracza 100 dolarów. Dlaczego tak mało? Bo dane logowania to jedno, a wypłata środków jest już znacznie bardziej skomplikowana.
Dokumentacja medyczna to kolejne cenne źródło wiedzy dla cyberprzestępców. Obecnie za dane jednego obywatela USA zapłacić trzeba od 10 do 20 dolarów.
Loginy i hasła do różnych serwisów internetowych są wyceniane znacznie niżej. Bo choć mogą być źródłem cennych informacji, równie dobrze mogą niczego ciekawego (z perspektywy cyberprzestępcy) nie zawierać. Niewiele jest też informacji na temat cen, ale – dla przykładu – baza licząca około miliarda rekordów skradziona z Yahoo, kosztowała nabywcę 300 tysięcy dolarów.
Ile naprawdę są warte nasze dane?
Serwisy społecznościowe, na których sami zostawiamy o sobie mnóstwo wiadomości – takie jak Facebook – nie sprzedają wprawdzie naszych danych reklamodawcom, ale same wykorzystują je tak, by ci chcieli się na portalach reklamować (metoda spersonalizowanych reklam ze zwiększoną szansą na kliknięcia), a te ostatnie czerpią więc z tego zyski.
Jak dużo Facebook zarabia na naszych danych? Krótko mówiąc: bardzo dużo. Portal w samym 2016 roku zarobił niemal tylko na reklamach 27 miliardów dolarów, z czego czysty zysk wyniósł ponad 10 miliardów „zielonych”. Jeśliby podzielić to przez liczbę użytkowników, wyjdzie na to, że na każdym użytkowniku Facebook zarabia przynajmniej 5 dolarów rocznie – znów, niby niewiele, a składa się to na pokaźną sumkę. Oczywiście im mniejszy serwis, tym mniejsza szansa na duży zysk.
Ogromne pieniądze na reklamach zarabiają też inni giganci, na czele z Google. Zdaniem austriackiego rządu jednak – nieuczciwie. Propozycja tamtejszych polityków jest taka, by uznać przetwarzanie danych użytkowników za rodzaj transakcji barterowej i je opodatkować. Rocznie budżet Austrii ma być w ten sposób zasilany kwotą około 1,5 miliarda euro. Na razie jednak jest to tylko pomysł – ale czy waszym zdaniem dobry?
Źródło: Hatici, Fortinet, Bloomberg, Facebook
Komentarze
7Bardziej bym się martwił tym, że rząd Austrii dopuszcza inne zmiany legislacyjne luzujące obecne ograniczenia, a to już jest niebezpieczne.