W Australii za dwa lata wdrożony ma zostać system automatycznej identyfikacji biometrycznej. Co się za tym kryje?
Pasażerowie na lotniskach w Australii nie będą musieli okazywać paszportu ani nawet niczego mówić. Projekt „Seamless Traveler” ma na celu stworzenie mechanizmu szybkiego, bezproblemowego i samodzielnego uwierzytelniania biometrycznego. Większość turystów będzie mogła załatwić więc wszystko raz-dwa, a kontrola graniczna skupi się wyłącznie na tzw. pasażerach wysokiego ryzyka.
Jak miałoby to działać? Turysta rejestruje się w systemie, a następnie opuszczając australijskie lotnisko czy wchodząc na pokład samolotu nikt nie będzie go zatrzymywał – będzie mógł czuć się jak w swoim kraju. Wszystko to dzięki automatycznemu mechanizmowi identyfikacji biometrycznej, wykorzystującemu skanery twarzy, tęczówki oka i odcisków palców. Jeśli przy wejściu i wyjściu jego dane biometryczne będą się zgadzać, przejdzie bez problemu.
Nowoczesne technologie na australijskich lotniskach nie są jednak niczym nowym. Dziesięć lat temu wdrożono tam między innymi SmartGates – elektroniczny system skanowania paszportów w ramach kontroli granicznej. Nowe rozwiązanie jest jednak zdecydowanie bardziej zaawansowane. Jego przygotowanie ma pochłonąć około 100 milionów dolarów australijskich, czyli nieco ponad 300 milionów złotych.
Kiedy tego wszystkiego doświadczymy? Nowa technologia ma zostać wdrożona na początku 2019 roku i to od razu na wszystkich międzynarodowych lotniskach w Australii. Oczywiście dopóki nie wprowadzą tego inne kraje, to sukces będzie tylko częściowy. Może i bowiem z australijskiego lotniska wyjdziemy bez okazania paszportu, ale co z wszystkimi innymi?
Nie brakuje również, rzecz jasna, komentarzy osób, które obawiają się, że w ten sposób może zostać zagrożona ich prywatność. Jednak trudno będzie im się przebić w świecie, w którym odcisku palca używamy choćby do odblokowania telefonu. A co wy na ten temat sądzicie?
Źródło: Engadget, SMH. Foto: Sydney Airport/Facebook
Komentarze
2