Chip wielkości ziarenka ryżu wszczepiony między kciukiem a palcem wskazującym pracownika. Szansa na zwiększenie komfortu czy utrata prywatności?
Belgijska firma Newfusion rozpoczęła pilotażowy program chipowania pracowników. Dziesiątki filmów science-fiction sprawiają, że może to brzmieć jak niecny plan biznesmenów, ale może jest to po prostu kolejny etap korporacyjnej ewolucji?
Pracownicy z chipami
Pracownicy Newfusion są zachęcani (w żadnym razie nie zmuszani) do przeprowadzenia wszczepu (kosztujących około 100 euro) chipów, których wielkość jest zbliżona do ziarna ryżu. Znajdujące się pod skórą dłoni (między kciukiem a palcem wskazującym) nadajniki mają pełnić funkcję identyfikującą. Innymi słowy, mają zastąpić obecne karty autoryzacyjne.
Na antenie Polsat News mogliśmy usłyszeć Alexisa Deswaefa z Ligi Praw Człowieka, który grzmiał: „Taki chip przy okazji będzie zbierał również informacje o tym, o której pracownik wszedł do firmy czy włączył swój komputer. Pracodawca będzie miał więc dostęp również do takich danych i gdy będzie musiał dokonać redukcji etatów, może z nich skorzystać”.
Czy to naprawdę taka duża zmiana?
Można się jednak zastanawiać w jakim świecie żyje Deswaef. Bo czy pracodawcy nie maja takich możliwości już dzisiaj? Czy to dzięki kartom chipowym, które odbijamy na wejściu i wyjściu, czy to za sprawą monitoringu (zarówno kamer w budynku, jak i oprogramowania w komputerach).
Uwagę na to zwraca również zadowolony pracownik Newfusion, który twierdzi, że chip podskórny to dobry pomysł, bo „swojej dłoni ani nie zgubię, ani nie zapomnę zabrać do pracy”. Z tym zaś raczej trudno dyskutować.
W podobnym tonie wypowiada się – choć tutaj o zaskoczeniu nie może być mowy – dyrektor belgijskiej korporacji. Zauważa on, że różnica polega tylko na tym, gdzie mamy urządzenie służące do weryfikacji – w kieszeni (z rozładowanym akumulatorem) czy zawsze przy sobie (i zawsze w gotowości).
Druga strona medalu
Jednak nawet jeżeli Newfusion ma dobre zamiary i faktycznie chce wykorzystywać te chipy wyłącznie w celach weryfikacyjnych, to jest to technologia, która może budzić wątpliwości, szczególnie jeśli chodzi o wolność człowieka. I jest tak przynajmniej z kilku powodów.
Po pierwsze, apetyt rośnie w miarę jedzenia i kolejni dyrektorzy mogą zawierać więcej informacji w chipie, a to może prowadzić do naruszeń z zakresu ochrony danych osobowych. Istnieje też ryzyko, że zachipowani pracownicy staną się ofiarami cyberprzestępców. Pojawiają się też pytania o to, co zrobić, gdy osoba odejdzie z firmy.
Belgowie wcale nie byli pierwsi
Temat nie jest jednak nowy, a powracający. Już dwa lata temu, na przykład, na wszczepianie chipów sowim pracownikom zdecydowała się szwedzka firma Epicenter. Radiowy nadajnik pod skórą pozwala im na dużo więcej niż w Belgii, między innymi na obsługę telefonów czy urządzeń biurowych, takich jak kserokopiarki.
Również wtedy pojawiały się pytania o bezpieczeństwo danych osobowych, ale szwedzki biohaker Hannes Sjobald – cytowany przez TVN24 – mówił: „Nie sądzę, by chipy były zagrożeniem dla prywatności. Przeciwnie, mogą pomóc rozwiązać problemy związane z prywatnością. Pozwalają na bezpieczniejsze logowanie i kontrolę nad prywatnymi danymi cyfrowymi”.
Przekonuje on, że już dzisiaj w środowisku biurowym opieramy wszystko na technologii, ale zamiast korzystać z niej intuicyjnie (na przykład, przykładając palec do czytnika), potrzebujemy smartfonów, kart chipowych oraz niezłej pamięci do haseł i kodów PIN.
Szwedzki eksperyment
Wspomniany już Hannes Sjobald z Epicenter wspomniał w rozmowie z brytyjskim BBC, że chipy pod skórą pracowników mają nie tylko usprawnić działanie na terenie firmy, ale też stanowią swego rodzaju eksperyment.
„Chcemy zrozumieć tę technologię zanim wielkie korporacje i rządy przyjdą do nas i powiedzą nam, że mamy dać się zachipować”. Wówczas będzie można, na przykład, zakwestionować sposób, w jaki włodarze świata chcą realizować tę technologię.
Źródło: Polsat News, TVN24, BBC, inf. własna. Foto: Unsplash/Pexels
Komentarze
19Zaczyna się...
Oczywiście to wszystko dla naszego dobra.
Dla naszej wygody oraz bezpieczeństwa.
Zastanawiam się jednak, czy szefostwo firmy również podda się znakowaniu. Skoro to takie wspaniałe rozwiązanie, powinni dać dobry przykład. Ale przecież takie rozwiązania nie są dla pasterza, tylko dla bydła, które trzeba kontrolować, nadzorować i pilnować.
“Some 80% of your life is spent working. You want to have fun at home; why shouldn’t you have fun at work?”
"nie długo" ...