Podczas dyskusji na temat bezpieczeństwa poczty elektronicznej często używa się analogii: wysyłanie e-maila to tak jak nadanie pocztówki… nabazgranej ołówkiem. Co mamy na myśli?
Warto przeczytać: | |
Każdy, komu taka kartka pocztowa wpadnie w ręce, może ją przeczytać albo wręcz zmienić jej treść. Poczta elektroniczna to medium typu „store-and-forward” (przechowaj i prześlij dalej). Podczas przesyłania treść większości e-maili pozostaje na co najmniej dwóch serwerach już po wysłaniu ich przez nadawcę.
W wielu przypadkach serwerów jest więcej. Po kliknięciu przycisku „Wyślij” wiadomość nie dociera bezpośrednio do adresata. Zamiast tego, e-mail trafia na serwer i wysyła zapytanie o najkrótszą drogę od celu. W środowisku korporacyjnym pierwszym przystankiem dla wiadomości e-mail jest prawdopodobnie wewnętrzny serwer pocztowy (obsługujący skrzynki odbiorcze pracowników).
Następnie wewnętrzny serwer pocztowy podejmuje próbę nawiązania bezpośredniego połączenia z serwerem w domenie odbiorcy. Po stronie adresata poczta najczęściej jest obsługiwana przez ogólnodostępny serwer publiczny, zanim trafi na serwer odbiorcy, na którym znajduje się docelowa skrzynka odbiorcza.
Wiadomość e-mail może zostać przechwycona w każdym punkcie tego „łańcucha dostaw” przez dowolnego użytkownika z dostępem do tych serwerów, np. administratora serwera po stronie nadawcy, odbiorcy lub dostawcy Internetu. Należy także wziąć pod uwagę możliwość włamania się przez przestępców na dowolny serwer z dostępem do Internetu w celu kradzieży informacji. Oczywiście w przypadku, gdy użytkownik lub firma są znani z przekazywania ważnych informacji osobistych lub finansowych pocztą elektroniczną, stanowią doskonały cel ataku.
Dlaczego więc mechanizmy szyfrowania nie są dotychczas normą w środowiskach korporacyjnych?
Stosowane rozwiązania techniczne istniały przez wiele lat, zarówno w postaci komercyjnej, jak i w postaci open source. Mimo to nadal można policzyć na palcach jednej ręki otrzymane, zaszyfrowane wiadomości e-mail. W większości przypadków przyczyna słabego rozpowszechnienia mechanizmów szyfrowania leży w kosztach administracyjnych związanych z utworzeniem i utrzymaniem serwerów kluczy publicznych na poziomie korporacyjnym oraz zarządzaniu nimi.
Na poziomie użytkownika fakt, że odbiorca nie napisanych jeszcze wiadomości e-mail powinien wstępnie się gdzieś zarejestrować i przekazać kopię swojego klucza publicznego nadawcy przez rozpoczęciem wymiany e-maili stanowił dla większości użytkowników wystarczający powód do zlekceważenia prywatności i kliknięcia przycisku „Wyślij”.
Decyzja o porzuceniu projektów związanych z szyfrowaniem e-maili w większości przypadków została podjęta wiele lat temu, gdy zdano sobie sprawę, z jakimi to się wiąże kosztami. Od tamtej pory istotnie zmieniły się nie tylko przepisy prawne (Data Protection ActSarbanes–Oxley, Financial Services Authority i inne), lecz także technologia. Obecnie można wysłać zaszyfrowaną wiadomość e-mail do dowolnego odbiorcy w dowolnym czasie, bez konieczności zarządzania kluczami, bez wstępnej rejestracji, a nawet bez instalowania oprogramowania.
Czy wraz ze wzrostem znaczenia biura komisarza ds. informacji (Information Commissioner) oraz zagrożeniem związanym z kradzieżami danych na terenie całej Europy w końcu zaczniemy dostrzegać potrzebę bezpieczeństwa?
Źródło: Trend Micro - blog Rika Fergusona
Komentarze
2