Stosunkowo niewiele powstało gier, które dzięki swoim sukcesom w środowisku osób grających doczekały się kinowych ekranizacji. Jedną z takich serii jest Wing Commander. Chcieliśmy was zachęcić do zwrócenia uwagi na jedną z części owej sagi, wydaną w roku 1993 o podtytule Privateer.
W Wing Commander: Privateer zasiądziemy za sterami gwiezdnego myśliwca odbywającej loty w sektorze Gemini wielkiego uniwersum znanego z innych tytułów tej serii. Podczas swej gwiezdnej przygody zdecydujemy, czy chcemy być kosmicznym piratem, kupcem czy też najemnikiem. Fabuła, jak przystało na wszystkie produkcje spod szyldu Wing Commander, jest rozbudowana i wciągająca.
Otaczający nas świat ma imitować trójwymiar, będąc w rzeczywistości stworzonym w grafice dwuwymiarowej o rozdzielczości 320x200 pikseli i 256 kolorach. Czy jednak w przypadku Scorched Earth nie zdąrzyliśmy wam już udowodnić, że grafika to nie wszystko?
Sterując myśliwcem za pomocą klawiatury, myszki bądź joysticka - tak, gra daje taką możliwość - odbywamy misje dla 7 różnych frakcji toczących ze sobą walkę o dominację nad uniwersum. Początkowo większość napotkanych statków będzie neutralna, jednak tylko od nas zależy jak zmieni się ich nastawienie w dalszej fazie gry.