ArmA III przykuje do monitorów tylko zagorzałych fanów symulacji pola walki. Niestety z zapowiadanej rewolucji niewiele zostało
Bohemia Interactive przyzwyczaiło nas do tego, że jeśli powstaje jakakolwiek godna polecenia symulacja pola walki, to wychodzi właśnie z tego studia. Wielki szał na gry wojenne z gatunku FPP, w których jeden pocisk oznacza niemal pewną śmierć, zapoczątkował w 2001 roku Operation Flashpoint: Cold War Crisis. Średnia 85 punktów na Metacritic oraz ocena graczy na poziomie 9,0 mówią same za siebie. Po przejęciu przez Codemasters praw do nazwy Operation Flashpoint, Czechom pozostało wymyślenie nowej serii. Tak powstała ArmA. Na pierwszą jej część spuśćmy lepiej zasłonę milczenia. Druga miała już sporą rzeszę fanów, choć irytujących bugów w niej nie brakowało. Największym jej mankamentem były jednak horrendalne wymagania sprzętowe. Tym z większym niepokojem wyczekiwano nadejścia "trójki". Według zapowiedzi miała ona pokazać ultrarealistyczne, nowoczesne pole walki, a to z pewnością musiało mieć swoją cenę. Teraz gdy pudełko z grą trafiło już w ręce spragnionych emocji graczy okazało się, że kosmiczny apetyt na zasoby komputera to najmniejszy z ich problemów. ArmA III to produkt, który nie przemówi do niedzielnych graczy. Nie spełni on także oczekiwań osób, które chciałyby pograć w pełnoprawną kampanię fabularną (przynajmniej nie przed październikiem). Na koniec do szału doprowadzi tych zapaleńców, którzy czekali na grę w pełni dopracowaną. Witajcie na greckich wyspach Altis i Stratis. Witajcie w świecie gier, które zamiast twórców kreują... sami gracze.
Trzysta kilometrów piaskownicy
Bohemia Interactive dołożyło wszelkich starań, żeby ląd, na którym rozgrywa się konflikt lat 30-stych XXI wieku, imponował rozmiarami. Na 290 kilometrów przestrzeni składają się dwie wyspy: większa - Altis, o powierzchni 270 km2 oraz mniejsza - Stratis, którą znamy już z testowych wersji ArmA III. Rzecz jasna nie są to jedynie puste połacie terenu. Znajdują się na nich liczne struktury - od budynków cywilnych, po złożone kompleksy militarne. Nie wszystkie zabudowania można eksplorować od wewnątrz, nie każdy też budynek, wbrew zapowiedziom twórców można zniszczyć. Otoczenie aż kusi, żeby je pozwiedzać. I właśnie z taką nutką podekscytowania odpalamy kampanię dla jednego gracza. Ale zaraz, zaraz... gdzie ona?
Złe dobrego, a może złego początki?
W telegraficznym skrócie rzecz ujmując pełnoprawnej kampanii fabularnej po prostu nie ma. Przynajmniej na tę chwilę, bo wedle zapowiedzi pierwszy jej epizod (tak, dobrze przeczytaliście - kampania składać się będzie z trzech darmowych epizodów DLC) pojawi się wkrótce, tj. gdzieś w październiku. Rodzi się więc pytanie dlaczego nie zaczekano na choćby szczątkową historię. No cóż, możliwe, że pilnie szukano okienka przed wydaniem największych strzelanin tego roku - Battlefielda 4 i nowego Call of Duty. Z drugiej jednak strony ArmA III to zupełnie inny gatunek gry i wydanie jej w takiej postaci może skutecznie doprowadzić do białej gorączki gracza, którego oczekiwania były zgoła inne. Oczywiście możecie powiedzieć "Hola, hola! Przecież ArmA trybem wieloosobowym stoi!" A i owszem, ale czy nie wydaje się Wam zabawne, że chcecie pograć w coś co Wam obiecano, a producent zamiast dać całego cukierka, pozwolił jedynie popatrzeć na jego papierek?
Na otarcie łez możecie pobawić się w dwunastu kolejnych misjach samouczka, które przybliżą kolejne aspekty gry, takie jak dowodzenie, poruszanie się w pojazdach pancernych, misje podwodne i powietrzne. Dzięki nim poznacie nowe oraz odświeżone funkcje gry. Oczywiście wraz z bardziej kompleksowym podejściem do symulacji pola walki powiększyła się i klawiszologia. Teraz i cztery ręce nie starczą. No dobra, nie jest źle - wystarczą sprawne palce i trochę praktyki, aby ogarnąć to co dzieje się na ekranie. Co prawda większość akcji wykonywana jest za pośrednictwem listy wywoływanej i obsługiwanej kółkiem myszy, ale system ten przez swoją archaiczność bardziej irytuje niż pomaga. Spróbujcie tylko się pomylić i w pośpiechu źle kliknąć! Gdy na liście akcji macie osiem pozycji do wyboru nie trudno w ferworze walki pomylić wejścia do pojazdu ze zmianą broni opatrzoną przydługą animacją. Za taki błąd najczęściej płaci się wysoką cenę.
Oprócz kilkunastu pojedynczych misji szkoleniowych dostępny jest tu także tryb Challenges, podczas którego gracze mogą stawić czoła wyzwaniom na specjalnie przygotowanych torach na strzelnicy (Serio? Są osoby, które w to grają?). Na dokładkę mamy jeszcze parę niezbyt porywających misji w trybie kooperacji. Mogłoby się więc wydawać, że autorzy gry nie sprostali zadaniu stworzenia godnego następcy "dwójki". I tak, i nie. Prawdziwymi twórcami ArmA III jest bowiem społeczność graczy. To oni bowiem przygotowali kilka tysięcy ciekawych scenariuszy, które pracują na ostateczną ocenę gry. Ludzie z Bohemia Interactive zawsze podkreślali jak ważny dla nich jest bliski kontakt z graczami w zakresie doskonalenia swoich produktów. W tym przypadku jednak śmiem zaryzykować stwierdzenie, że praktyki producentów ArmA III poszły zdecydowanie za daleko, a gracze są zwyczajnie wyzyskiwani.
Nowa ArmA sama w sobie jest jedynie narzędziem do tworzenia dalszej jej zawartości i gdyby nie udostępnienie zapaleńcom doskonałego edytora oraz integracja gry ze Steam Workshop, w momencie premiery prezentowałaby się ona dość marnie. To co wyszło spod rąk pracowników czeskiego studio domyślnie nie posiadało de facto ciekawej i spójnej zawartości! Powstała ona dzięki zaangażowaniu społeczności graczy, która jak do tej pory zdołała wykreować tysiące wciągających scenariuszy, tak dla jednego, jak i wielu graczy. I całe szczęście, bo wbudowana w grę wyszukiwarka pokazuje mi aktualnie... 8 gier wieloosobowych!