Świat Assassin’s Creed Odyssey jest ogromny. I mówiąc to mam bardziej na myśli amerykańskie powiedzonko „absolutely massive”, bo to co zobaczycie na ekranie włączając grę po raz pierwszy wprawi Was w osłupienie. A dalej będzie już tylko lepiej i lepiej….
- wyjątkowo intrygujący główny wątek fabularny,; - przeolbrzymia ilość zadań pobocznych, i to takich, które potrafią na dłużej zatrzymać gracza w jednej lokacji,; - wybory (choć nie ma ich za wiele), które faktycznie coś znaczą i mają realne przełożenie na dalszy ciąg historii,; - misje, które można zakończyć jedną rozmową (gdy wcześniej, nie wiedząc o tym wykonaliśmy ich cel),; - monstrualnie wielki obszar gry,; - fenomenalnie odwzorowane lokacje starożytnej Grecji,; - pierwszorzędny klimat,; - niezwykle charyzmatyczny bohater (Kasandra bądź Alexios – w zależności od wyboru gracza),; - typowo erpegowy podział ekwipunku,; - ciekawie skonstruowane drzewko umiejętności i powiązany z nim system walki,; - system reputacji i ścigający nas najemnicy,; - cała masa przeróżnych smaczków i detali,; - niezła oprawa audiowizualna.
Minusy- masa drobnych, ale dość irytujących błędów,; - niektóre misje to wciąż „przynieś, zanieś, pozamiataj”,; - walki na morzu i abordaże dość szybko stają się zbyt schematyczne i powtarzalne,; - najemnicy czasami aż nazbyt natrętni,; - romansowanie to mało znaczący dodatek,; - powtarzające się twarze i kwestie dialogowe.
Tyle się mówiło, że w przypadku Assassin’s Creed Odyssey Ubisoft poszedł po najmniejszej linii oporu i skopiował rozwiązania z wyjątkowo udanego Assassin’s Creed Origins, po to tylko by w tym roku mieć co pokazać fanom tej niezwykłej serii, wydając nowy tytuł na PlayStation 4, Xbox One i PC.
Sam zresztą miałem takie obawy. Wystarczyło jednak parę godzin zabawy podczas paryskiego pokazu gry bym zmienił swoje zdanie o Assassin’s Creed Odyssey, o czym zresztą pisałem w moich pierwszych wrażeniach.
Teraz zaś, po mocnym, kilkudziesięciogodzinnym maratonie, i to na obu konsolach, mam już pewność – to bezapelacyjnie najlepsza odsłona serii od czasu kultowego Assassin’s Creed II i początków historii Ezio Auditore.
Boska Grecja
Co tu dużo mówić, wybór tętniącej zielenią i połyskującej odblaskami turkusowego morza starożytnej Grecji, po pustynnych piaskach, był strzałem w dziesiątkę. Szczególnie, że zaserwowany nam tym razem świat jest iście monstrualny.
Tak naprawdę jego skali nie jest w stanie oddać zwykłe zdjęcie mapy. Trzeba zobaczyć zbliżenie pojedynczych krain, a potem najzwyczajniej w świecie się po nich przejść bądź przejechać konno. Dopiero po trwającej kilka minut podróży z jednego krańca takiego regionu do drugiego dociera do nas, że na eksplorację pozostałej części mapy poświęcimy grubo ponad 40 godzin, jeśli nawet nie więcej.
Przyznam szczerze, że ja ze swoim zacięciem do poznawania wszystkich możliwych zakątków mapy, odkrywania sekretów i „lizania każdej ściany” miałem z początku olbrzymi problem, by trzymać się głównej fabuły. Co chwila coś zwodziło mnie bowiem na manowce – a to w pobliżu pojawiła się jakaś misja, a to znowu w niedalekiej odległości od siebie zobaczyłem grotę z ukrytym wewnątrz skarbem i „pilnującymi” ją wilkami, a to z niewiadomego mi (na starcie) powodu zaatakowała mnie grupka mieszkańców, gdy przechodziłem obok nich. Takich momentów przyjemnie wybijających z rutyny podążania z punktu A do punktu B jest tu całe mrowie.
Nie myślcie jednak, że im dalej w grze tym łatwiej to wszystko ogarniać. Nic z tych rzeczy. Jak w końcu dorobicie się swojego statku i cały grecki świat stanie przed Wami otworem nagle okaże się, że lista przyjętych misji rozrosła się do pokaźnych rozmiarów, choćby dlatego że w każdym porcie, tuż przy miejscu dokowania, nowymi zadaniami kusi nowa tablica ogłoszeń.
Rewelacyjnym patentem, który w Assassin’s Creed: Odyssey potęguje aurę uczestniczenia w naprawdę wielkiej przygodzie jest całkowicie nowy system eksploracji świata. W większości przypadków nie jesteśmy już bowiem prowadzeni za rączkę i musimy sami namierzyć cel misji posiłkując się podpowiedziami co do kierunku czy rejonu poszukiwań. Po drodze łatwo zahaczyć o jakiś nieodkryty jeszcze punkt, podjąć się czekającego gdzieś tam zadania, zapolować na grubego zwierza albo najzwyczajniej w świecie podziwiać krajobrazy starożytnej Grecji.
A jest czym się tu zachwycać, bo Ubisoft odwalił kawał dobrej roboty tworząc miejscówki, w których sami mamy ochotę się zatrzymać, obrócić kamerę i napawać się widokami. Niedowiarkom polecam odwiedzenie groty Kratosa (tak, jest taka) i wyjście nią prosto na Termopile, gdzie rozgrała się słynna bitwa między Spartanami a Persami. Od niej zresztą rozpoczyna się Assassin’s Creed Odyssey.
Leonidas w spódnicy
Jak zapewne wiecie, akcja Assassin’s Creed Odyssey rozgrywa się podczas wojen peloponeskich, a więc dużo wcześniej niż historia opowiedziana w poprzedniej części gry. Nie ma więc tu mowy o Templariuszach i Assassynach, bo przecież początki ich zakonów widzieliśmy w Origins. Czy więc mogło być coś przed tym? Według Ubisoftu, jak najbardziej.
Nie wdając się w szczegóły, bo chyba nikt nie lubi, gdy mu się psuje zabawę, poprzestanę na przypomnieniu, że tym razem dysponujemy dwójką bohaterów – Kasandrą i Aleksiosem. Na początku gry musimy jednak wybrać, którym z rodzeństwa będącego ponoć potomkami samego Leonidasa, chcemy sterować.
I wiecie co tu jest najlepsze? Bayek może się schować. Niezależnie od tego czy wybierzecie Kasandrę czy Aleksiosa, oboje mają więcej charyzmy niż egipski medżaj, Arno Dorian, Jacob Frye i Connor razem wzięci. Wreszcie mamy bohatera, który jest w stanie dorównać legendzie Ezio Auditore.
Trochę szkoda, że niezależnie od dokonanego wyboru schematy animacji podczas scen przerywnikowych czy też możliwości romansowania dla obu postaci pozostają identyczne. Przetestowałem to na pierwszej napotkanej dziewoi o imieniu Oddessa i jedyną różnicę jaką zauważyłem to jedna dodatkowa kwestia dialogowa. Nie dam jednak głowy czy to nie był efekt nieco inaczej poprowadzonej rozmowy.
Jako pierwsza odsłona w serii Assassin’s Creed Odyssey oferuje bowiem system dialogowy, w którego zręcznie wpleciono mechanikę wyborów mogących mieć wpływ na dalszą część historii, a nawet wygląd jej zakończenia. Aż tak daleko idących decyzji nie ma co prawda zbyt wiele, ale istnieją, i to jest warte odnotowania.
Jako przykład posłużę się scenką z pierwszych kilku godzin gry, rozgrywającej się jeszcze w lokacji startowej, na wyspie Kefalonia. Pojawiała się ona zresztą w materiałach promocyjnych Assassin’s Creed Odyssey więc nie ma obawy o przesadny spoiler.
Gdy w pewnym spalony miasteczku napotykacie uzbrojonych strażników świątynnych, którzy chcą zabić chorą rodzinę z dziećmi, by ustrzec resztę wyspy przed zarazą możecie odejść, nie zwracając uwagi na ich błagania albo też uwolnić chorych narażając się na walkę ze zbrojnymi. Wybór wydaje się prosty, ale wierzcie lub nie, konsekwencje tego mogą być opłakane, o czym przekonałem się w dalszej części gry.
Erpegowe szaty assasyna
Wspominana przeze mnie przy okazji pierwszy wrażeń z gry ewolucja serii w kierunku rasowego RPG właśnie się dokonała. I nie chodzi tu tylko o decyzje, które mogą wpływać na dalszy przebieg opowieści. Mamy tu bowiem i nowy podział odblokowywanych za punkty doświadczenia umiejętności, i całkowicie przemodelowany system ekwipunku, któremu teraz bliżej do Wiedźmina 3 niż jakiejkolwiek wcześniejszej odsłonie serii.
Osobne sloty na poszczególne części pancerza, różne rodzaje broni i ich podział na zwykłe, epickie i legendarne wersje poza miłą różnorodnością wprowadzają przy okazji niezbyt lubiany element grindu. Przez pierwsze kilkanaście godzin zabawy to faktyczne poszukiwanie coraz to lepszego sprzętu i próba jak najszybszego nabijania poziomów. Szczególnie, że po piętach nader często depczą nam skuszeni nagrodą za naszą głowę najemnicy.
Także i Łowcy mają swoich czworonożnych, zabójczych pupilów
Jest to kolejny całkiem ciekawie wpleciony erpegowy element, bo „zła” reputacja która w końcu uruchamia kolejne zlecenia pościgu, zależy nie tylko od tego ilu wrogów wyeliminujemy czy ile bezbronnych statków kupieckich zatopimy, ale też od tak prozaicznych rzeczy jak kradzież w domach. Tak, teraz nie da się wejść do kogoś na chatę i po prostu ograbić go ze wszystkiego pod jego nosem.
Nie dość bowiem, że świadkowie przestępstwa łapią wówczas za broń i próbują bronić swojego dobytku, to jeszcze o awanturze cynk dostają łowcy, którzy w końcu pojedynczo włączają się do „zabawy”. A ścigać i tropić to oni potrafią. Oj potrafią.
Spróbujcie , tak jak ja zabić ważnego przedstawiciela danego polis (to jeden z elementów walki o wpływy w danym regionie, który może kończyć się podbojem) na oczach jego strażników i bez wcześniejszego zmniejszenia jego władzy (co też robi się łupiąc skrzynie wojenne i paląc zasoby). W kilka sekund po takiej szybkiej eliminacji miałem na głowie aż 5 łowców, z czego jeden był o 3 poziomy wyżej ode mnie. Chyba nie muszę tłumaczyć, jak ciężka może być wówczas walka.
Ważna uwaga! Jeśli przed podbojem nie zabijecie wcześniej tropiących was łowców ci pojawią się na polu bitwy
Inna sprawa, że wielokrotnie sam dążyłem do starć z łowcami, bo po pierwsze kolejne zwycięstwa przesuwały mnie w rankingu najemników, co samo w sobie jest całkiem niezłym patentem, a po drugie – to oni najczęściej nosili na sobie najlepszy, legendarny sprzęt.
Dlatego też musiałem szybko nauczyć się nowego systemu walki, w którym nie chodzi już tylko wykonywanie bloków i szybkiej kontry, ale i błyskawicznych uników z jednoczesnym wykorzystaniem umiejętności specjalnych. Moim ulubionym jest słynne kopnięcie Spartiaty. Dobrze podprowadzony wróg na krawędź muru bądź też burtę statku kończy spadając z krzykiem w dół gdzie albo zalicza wyjątkowo twarde lądowanie albo „przemiłe” spotkanie z rekinem. Te ostatnie w Assassin’s Creed Odyssey są nader skuteczne, a przy tym ogromne niczym młode megalodony.
Smaczki i „niesmaczki”
Nawet nie wiecie ile frajdy dostarcza samodzielne odrywanie przeróżnych smaczków, które twórcy z Ubisoftu zdołali poupychać i poukrywać w Assassin’s Creed Odyssey. O postaciach historycznych powszechnie wiadomo, bo jeszcze nie zdarzyła się odsłona serii, w której nie stanowiliby oni ważnego elementu całej historii.
Bardziej chodzi mi tutaj o takie drobnostki, które urealniają odkrywany przez nas świat. Pierwszy z brzegu przykład – strzelamy z łuku a strzała przelatuje po drodze nad rozpalonym koszem, zapala się w locie i dosięgając celu roznieca pożar.
Przykład drugi - spore znaczenie w Assassin’s Creed Odyssey ma werbowanie nowych członków do załogi naszego statku. Robi się to w ten sposób, że trzeba znokautować przeciwnika, gdy ma on już niemal „zero życia”. Działa to też na łowców. Idealnie do tego celu nadaje się wspomniany wyżej kopniak. A wiecie, że takiego nieprzytomnego wojaka można utopić? Wystarczy wrzucić go do sadzawki.
Uprzedzam jednak, z tym trzeba uważać, bo w tej odsłonie serii, o dziwo, da się zepsuć misję. I to nawet taką, o której istnieniu jeszcze nie wiedzieliśmy. Wyświetlany jest wówczas komunikat „misja nieudana”. Na szczęście w większości przypadków nie powoduje to jakichś szczególnie przykrych konsekwencji, ale warto o tym pamiętać i bacznie przyglądać się znacznikom na mapie i w zakładce najemników.
A skoro już jesteśmy przy misjach, w Assassin’s Creed Odyssey pojawia się jeszcze jeden nieznany dotąd w tej serii patent. Jeśli wcześniej, podczas eksploracji wyeliminujemy jakichś przeciwników bądź znajdziemy, wydawałoby się nic nie znaczące przedmioty, może się okazać, podczas pierwszej rozmowy z osobą, która ma dla nas misję, że były to właśnie jej cele.
Zamiast konieczności odbycia drugiej rozmowy potwierdzających wykonanie zadania wszystko odbywa się tu płynnie. Nasza bohaterka/bohater w niezwykle naturalny sposób, wplatając to w dyskusje informuje, że „już to właściwie zrobiła” albo „że już nie trzeba się tym martwić”.
Chcecie romansować? Szukajcie opcji dialogowych oznaczonych serduszkiem. Czasami "efekty" bywają zaskakujące:)
Żeby jednak nie było, że wszystko w Assassin’s Creed Odyssey jest takie cudowne, tytuł ten ma też sporą liczbę grzeszków na sumieniu. O śmiesznych błędach pokroju lewitujących nad wodą topielcach czy blokujących się przeciwnikach będzie się pewnie mówić do czasu aż gra zostanie połatana.
Mnie osobiście bardziej irytowały sytuacje, w których po długiej i wyczerpującej walce nie mogłem znaleźć ciała łowcy, by zabrać z niego legendarnego oręża. Dlaczego? Bo na koniec walki użyłem szarży, a ciało najemnika poleciało nie wiadomo gdzie. Albo lepiej, spadło do wody i tyle je widziano. Albo przez przypadek aktywowałem medytacje i gdy „wróciłem do świata” ciało przeciwnika wyparowało. Takich, zdawałoby się drobnych, ale irytujących błędów, jest tu znacznie więcej.
Assassin’s Creed Odyssey – czy warto kupić?
Odpowiem na to pytaniem - widzieliście kiedyś grę, w której plansza tytułowa pojawia się po 4 godzinach rozgrywki, a wy nawet nie zauważyliście kiedy to minęło? Taki właśnie jest Assassin’s Creed Odyssey.
Ta gra to nie zabawa na 1-2 wieczory. To przeolbrzymia epopeja, którą po części sami kształtujemy. Od nas zależy nie tylko to jak potoczy się ta historia, ale też jak się skończy. A co po drodze? Masa świetnej, klimatycznej zabawy, której każdy, niezależnie od tego czy jest pasjonatem serii Assassin’s Creed czy nie, powinien koniecznie spróbować.
Ocena końcowa Assassin's Creed Odyssey:
- wyjątkowo intrygujący główny wątek fabularny
- przeolbrzymia ilość zadań pobocznych, i to takich, które potrafią na dłużej zatrzymać gracza w jednej lokacji
- wybory (choć nie ma ich za wiele), które faktycznie coś znaczą i mają realne przełożenie na dalszy ciąg historii
- misje, które można zakończyć jedną rozmową, gdy wcześniej, nie wiedząc o tym, wykonaliśmy ich cel
- monstrualnie wielki obszar gry
- fenomenalnie odwzorowane lokacje starożytnej Grecji
- pierwszorzędny klimat
- niezwykle charyzmatyczny bohater (Kasandra bądź Aleksios, w zależności od wyboru gracza)
- typowo erpegowy podział ekwipunku
- ciekawie skonstruowane drzewko umiejętności i powiązany z nim system walki
- system reputacji i ściegający nas łowcy
- cała masa przeróżnych smaczków i detali
- niezła oprawa audiowizualna
- masa drobnych, ale dość irytujących błędów
- niektóre misje to wciąż "przynieś, zanieś, pozamiataj"
- walki na morzu i abordaże dość szybko stają się zbyt schematyczne i powtarzalne
- łowcy czasami aż nazbyt natrętni
- romansowanie to mało znaczący dodatek
- powtarzające się twarze i kwestie dialogowe
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
bardzo dobry - Grywalność:
dobry plus
Ocena ogólna:
Za bezpłatne udostępnienie gry Assassin's Creed Odyssey na potrzeby niniejszej recenzji dziękujemy firmie Ubisoft
Komentarze
13https://youtu.be/OCPMdir00YI
Jest i działa HDR? Jakość grafiki porównywalna z Origins?
Co do jakości grafiki w porównaniu do Origins - tutaj Odyssey punktuje za ogólny, dużo bardziej kolorowy i zróżnicowany świat. Gorzej, w moim odczuciu, wyglądają za to sceny podwodne. W Origins nurkowanie miało ten niesamowity klimat, gdy obserwowało się przepływające obok hipopotamy. W Odyssey nie dość że wygląda to mniej klimatyczne to jeszcze czasami pojawiały się u mnie jakieś dziwne przekłamania grafiki, szczególnie podczas nurkowania po skarby z zatopionych statków - raz je widziałem dobrze, by w ułamku sekundy mieć wokoł siebie "mleko".