Oj, jak ja czekałem by znów zobaczyć Cyberpunk 2077 w działaniu. Musiał minąć niemal rok by znów dane mi było go ujrzeć. I jak wrażenia? No cóż, czuje się nieco zdezorientowany – z jednej strony wciąż czuć tu erpegową magię, z drugiej – coś w grafice się zmieniło, na gorsze?
- bardzo rozbudowane i klimatyczne Night City,; - rewelacyjny scenariusz, barwne postaci i wartkie dialogi,; - pełna zwrotów akcji i emocjonująca intryga,; - gęsty, otwarty świat, w którym można się zagubić bez reszty,; - mnóstwo ciekawych zadań pobocznych,; - niezła oprawa wizualna, o ile tylko dysponujemy odpowiednio mocnym sprzętem,; - wpadająca w ucho ścieżka dźwiękowa,; - fenomenalny dubiing polski dubbing (z Michałem Żebrowskich, ma się rozumieć) i jeszcze lepszy ten angielski
Minusy- kulejąca mechanika strzelania i model prowadzenia pojazdów,; - przekombinowany rozwój głównego bohatera,; - sporo rozwiązań ściągniętych z Wiedźmina i innych produkcji,; - problemy z pecetową optymalizacją gry,; - masa błędów, niekiedy śmiesznych, a niekiedy niesamowicie irytujących, gdy w zasadzie uniemożliwiają dalszą zabawę
Pamiętacie, jak pisałem po Gamescom 2018, że z pokazu Cyberpunk 2077 wyszedłem na miękkich nogach? Bo faktycznie, pierwsze spotkanie z działającą nową grą CD Projekt RED, zrobiło na mnie absolutnie fantastyczne wrażenie. Banan na ustach został mi wówczas na długo.
Od tamtego czasu minął jednak rok i sporo w branży gier się zmieniło. Nie twierdzę, że nagle pojawiła się gra zdolna zdetronizować Cyberpunk 2077 jeszcze przed jej premierą. Z każdym dniem rosną jednak oczekiwania samych graczy, którzy co rusz dostają coś świeżego, co w ten czy inny sposób wpływa na całą branżę gier. Przykład? A choćby Red Dead Redemption 2.
Przypuszczam, że w ten sposób i mnie dopadły owe wybujałe oczekiwania wobec Cyberpunk 2077. Bardzo chciałbym, żeby tytuł ten przyniósł prawdziwą rewolucję w swoim gatunku, tak jak kiedyś zrobił to Wiedźmin 3: Dziki Gon. Tymczasem po pokazie nowego fragmentu gry (tego samego, którym CD Projekt RED raczył dziennikarzy na E3) mam…mieszane uczucia.
Nie to, żeby mój entuzjazm wobec Cyberpunk 2077 opadł. Co to to nie. Po prostu kilka, nie do końca jasnych, rzeczy pozostawiło pewien niedosyt…i lekkie obawy o efekt końcowy. Jakich? O tym za chwilę. Najpierw opowiem o tym…
Co mi się podobało w Cyberpunk 2077
Zacznijmy od tego, że pokazywany fragment rozgrywał się w Pacifica, najbardziej niebezpiecznej i zapuszczonej dzielnicy Night City. Niegdyś miało to być cudowne miejsce do życia, raj dla bogaczy pragnących luksusu.
Niestety, po drodze coś poszło nie tak, nastąpiła zapaść na rynkach finansowych i inwestorzy po kolei zaczęli wycofywać się z tego projektu. Efekt? Opuszczone wieżowce, niedokończone centrum handlowe i uliczki wyglądające jak slamsy, na których aż nadto widać członków jamajskiego gangu Voodoo Boys.
Pamiętacie różne sposoby przejścia jakiejś akcji w Deus Ex? No to wygląda na to, że w Cyberpunk 2077 tych „dróg” będzie znacznie więcej.
Klimat to jedna z tych rzeczy, które udały się CD Projekt RED. Tu czuć go na każdym kroku, choćby w momencie, gdy udajemy się do „rzeźnika” (w czasach Cyberpunka 2077 niemal całe mięso jest syntetyczne co widać w wystroju tej lokacji), który na miejscu ucina głowę kurczakowi, zawija wszystko w papier i wychodzi zaprowadzić nas do naszego kontaktu.
Fantastyczna atmosfera to także zasługa świetnego dubbingu z rewelacyjnie dobranymi głosami. Oby w przypadku polskiej wersji nikt nie wpadł na szalony pomysł, by zrobić coś więcej niż tylko napisy, bo to popsuje cały efekt.
Nie wyobrażam sobie zresztą by można byłoby zastąpić głos Keanu Reevesa. Wszak odgrywa on w Cyberpunk 2077 niebagatelną rolę. W pokazywanym nam fragmencie grany przez niego Johnny Silverhand pojawiał się kilkukrotnie jako cyfrowa projekcja widziana tylko przez naszą postać.
Nie on jednak zrobił na mnie największe wrażenie. Pomijając już kwestie fabularne, których osią znów jest ów tajemniczy chip z poprzedniej prezentacji, to co najbardziej utkwiło mi w pamięci to olbrzymia swoboda w podejściu do misji. Pamiętacie różne sposoby przejścia jakiejś akcji w Deus Ex? No to w Cyberpunk 2077 wygląda na to, że tych „dróg” będzie znacznie więcej.
W pokazywanym fragmencie musieliśmy dostać się do opuszczonego centrum handlowego, w którym ponoć nagle zaroiło się od członków innego gangu – dopakowanych cybernetycznie Animalsów. Cel – dowiedzieć się co tam się dzieje. Środek transportu – motocykl.
Cała reszta zależy już właściwie tylko od nas i naszych wyborów. Kluczowe znaczenie ma tu także archetyp prowadzonego przez nas bohatera. Na potrzeby prezentacji demo pozwalało rozegrać te same fragmenty gry jako Netrunner, ekspert od łamania zabezpieczeń, oraz jako Solo, w skrócie coś jak cyberpunkowa wersja Rambo.
W tej pierwszej postaci po cichu przekradaliśmy się za plecami przeciwników, hakowaliśmy więc kamery i działka automatyczne, dusiliśmy wrogów i ukrywaliśmy ich ciała, a nawet włamywaliśmy się do maszyny sportowej by zmiażdżyć sztangą głowę jednego nieostrożnego przeciwnika. Jako Solo przebieg misji był znacznie bardziej bezpardonowy. Jej siła pozwalała wyłamać drzwi rękoma, chwytać przeciwników i używać ich jako tarcz, a nawet wyrwać karabin działka ze stojaka i z jego pomocą likwidować zastępy przeciwników.
Co najlepsze, wszystkie akcje dzieją się tu bez jakichkolwiek plansz ładowania czy przerw. Po prostu płynnie przechodzimy od niej lokacji do drugiej, od sceny do sceny, w każdej zachowując pełną kontrolę nad postacią. Dotyczy to także zdawałoby się statycznych rozmów z innymi postaciami podczas których mamy możliwość sterowania kamerą.
Niby nic takiego, a jednak spojrzenie w stronę, gdzie coś się akurat dzieje może nagle odblokować dodatkowe opcję dialogowe. Ba, mogą one wyraźnie wpłynąć na dalszy przebieg akcji. Coś czuje, że takich smaczków będzie w Cyberpunk 2077 całe mnóstwo. Ciekawe jednak, czy w ten sposób da się odblokować dodatkowe misje poboczne. Byłoby super.
A co nieco mnie zaniepokoiło?
No cóż, wbrew pozorom jest tego trochę. Po pierwsze model strzelania był jakiś dziwny. Wiem, że Cyberpunk 2077 to nie FPS, ale wyraźnie czegoś tu brakuje. Czego dokładnie? Trudno powiedzieć, trzeba byłoby samemu zagrać. Podobne wrażenie miałem oglądając animację jazdy motocyklem. Przypuszczam, że ten element wciąż jest dopracowywany.
Model strzelania był jakiś dziwny. Wiem, że Cyberpunk 2077 to nie FPS, ale wyraźnie czegoś tu brakuje
Za to zastanawia mnie bardzo jak zaprezentowane nam pochodzenie naszego bohatera przełoży się na rozgrywkę. Wcześniej o tym nie wspomniałem, ale twórcy dodali tło historyczne naszej postaci. Mamy tu więc do wyboru trzy ścieżki życia - Street Kid, Nomad a Corpo. Wiemy już, że każda z nich oznaczać będzie inny przebieg prologu gry.
Nie do końca wiadomo jednak jak nasz wybór wpłynie na dalszą rozgrywkę. Bo choć podczas zaprezentowanych nam dialogów pojawiały kwestie oznaczone jak „Street Kid”, Nomad bądź Corpo, to jednak twórcy omijali je szerokim łukiem. Nie ma więc pewności czy to tylko klimatyczne wstawki mające pozwolić nam lepiej wczuć się w postać, czy też realne wybory mogące przynieść określone, czasem nawet daleko idące konsekwencję.
Największe obawy mam jednak do oprawy graficznej. Niby pokaz odbywał się na komputerze PC (i to wyjątkowo mocnej konfiguracji, o czym zresztą całkiem niedawno pisaliśmy przy okazji doniesień po E3), a jednak w niektórych momentach myślałem, że to demo konsolowe.
Nie żeby całości brakowało detali, bynajmniej. Jak się później dowiedziałem gra już w tej wersji obsługiwała ponoć ray-tracing. Szczerze, zbyt dużo działo się na ekranie bym to dostrzegł. A jednak na samym początku prezentacji miałem wrażenie, że oprawę wizualną dotknął pewien downgrade. Helikopter ostrzeliwujący w oddali jakieś wysokie piętro jednego z drapaczy chmur wyglądał trochę „nie z tej epoki”, a do tego pojawiający się czasami blur psuł mi obraz fenomenalnie wyglądającej gry, jaki pozostał po gamescomowym pokazie. Mam cichą nadzieję, że to wszystko jeszcze nabierze blasku. Oby.
Cyberpunk 2077 – dzieło na miarę Wiedźmin 3: Dziki Gon?
Nie da się zaprzeczyć, że zadanie jakie postawił przed sobą zespół CD Projekt RED jest niezwykle ambitne. Stworzyć grę jakiej świat nie widział, a przy tym przebić rozmachem, fabułą i zadaniami Wiedźmina 3 – idę o zakład każdy pracujący przy tym projekcie marzy by taki właśnie okazał się Cyberpunk 2077. Pewnie dlatego gra pozostaje w produkcji już niemal 7 lat.
I choć w moim odczuciu na tym diamencie pojawiły się drobne rysy wciąż liczę, że twórcy na sam koniec potężnie dorzucą do pieca i zdeklasują wszelką konkurencję pokazując światu swoje Opus Magnum. Na to jednak trzeba będzie jeszcze poczekać, aż do 16 kwietnia 2020 roku. Ach, czemu tak długo…
Za zaproszenie na pokaz gry Cyberpunk 2077 dziękujemy CD Projekt RED
Komentarze
35Typowa polska owca.
Jak tak nie znosisz języka polskiego to proponuje pisać artykuły po angielsku dla anglojęzycznych portali, tam będziesz spełniony.
Jak będę chciał poczytać sobie napisy to wezmę sobie książkę a nie grę RPG w świecie pełnym wrażeń wizualnych
.
W W3 polski dubbing był o niebo lepszy od angielskiego. Angielski Geralt to była jakaś porażka.
A że klimat ? W japońskie gry grasz po japońsku, francuskie po francusku, norweskie po norwesku, czeskie po czesku itp ? Już widzę jak pogrywasz w TES w nordyckich językach czy w KCD po czesku no chyba że dla ciebie normalne jest że średniowieczni Czesi nawijali płynnie po angielsku.
Żałosny jest ten trend wśród rodaków by wypierać się swojego języka i na siłę starać się być "Yo, man, my man....".
Mam nadzieje że będzie wybór PEŁNEJ polskiej opcji językowej i tyle. Każdy zagra w takiej wersji jak chce a nie że jakiś facio chce grać z napisami, to ma nadzieję, że nie będzie innej wersji.
Z całym szacunkiem, ale jesteś żenujący.
Gdyby, GDYBY...ta ga została wydana na premierę kolejnej generacji i na PC to można byłoby mówić o jakimś tam wizualnym zachwycie, a póki co, gra wygląda jak wszystko inne od 2014 do 2018 roku. Lubię klimat takiego Blade Runner'a, ale hypu na tę grę kompletnie nie rozumiem.
EDIT: ah, no tak, przecież to polskie studio. Stąd te zachwyty i oczekiwania. Taki...szemrany patriotyzm
Powodem, dla którego dziennikarze stosują ten rodzaj nagłówka, jest to, że wiedzą, że ich narracja jest prawdopodobnie gówno warta i nie ma żadnego pokrycia w źródłach oraz faktach, do których się odnosi, i mimo to, oni (dziennikarze) wciąż chcą upublicznić swój tekst. j/w