Diablo III: Przebudzenie Nekromantów wskrzesza kultowych władców śmierci, żeby ożywić markę. Ale tym skromnym dodatkiem zachwycą się raczej tylko fani serii.
- nieźle skrojona klasa nekromanty,; - trochę nowego ekwipunku,; - ciekawe elementy ozdobne,; - nowe „sloty” dla postaci i zakładki do skrytki (te ostatnie w wersji PC).
Minusy- rozgrywka nekromantą to żadna rewolucja,; - stosunkowo wysoka cena w porównaniu z liczbą nowych elementów.
Diablo III: Przebudzenie Nekromantów – mało, dużo czy w sam raz?
Overwatch wciąż otrzymuje nowe postaci, Heroes of the Storm – tak samo... Ale Diablo III? Trzecia część legendarnego RPG miała swoją premierę dobre pięć lat temu. Tymczasem Blizzard wciąż wierzy w świeżość swojego staruszka i wypuszcza wzbogacające go DLC Diablo III: Przebudzenie Nekromantów. Co ciekawe dodatek ten do działania wymaga podstawki wraz z pierwszym DLC - Reaper of Souls, choć to akurat dla Zamieci zwykła praktyka.
Nie byłoby w tym może nic aż tak dziwnego, biorąc pod uwagę żywotność pokrewnego World of Warcraft, ale igranie ze wspomnieniami i budowanie całego rozszerzenia w zasadzie na jednej tylko klasie postaci to ruch co najmniej dziwny.
Szkielety się nie starzeją
Nekromanta ożywia nie tylko trupy, ale też wspomnienia. W każdym razie tak jest w moim przypadku. Szmat czasu minął od momentu, kiedy w Diablo II przemierzałem świat Sanktuarium w skórze mrocznego władcy życia i śmierci. Wciąż jednak pamiętam dobrze, że było to pewne wyzwanie.
Nie wystarczyło, jak w przypadku, dajmy na to, paladyna, ruszyć przed siebie z otwartą przyłbicą i tłuc po głowie wszystko, co podlazło pod brzeszczot. Trzeba było trochę strategii, która jednak wynagradzała mnie wspaniałym uczuciem, jakie towarzyszyło dowodzeniu potężnej armii szkieletów. A oprócz kościanych towarzyszy w grę wchodziły też nie mniej kościane zbroje i włócznie, golemy i cała reszta innych atrakcji.
Dlatego też z ciekawością sięgnąłem po dodatek Diablo III: Przebudzenie Nekromantów. Bo choć sama podstawka wciąż budzi we mnie mieszane uczucia, nie mogłem darować sobie okazji, żeby raz jeszcze, jak przed laty w Diablo II, nie ruszyć na wroga w ciele oddanego idei równowagi między życiem a śmiercią „czarnoksiężnika”.
Poprzednią moją rozgrywkę w „trójce” kultowego erpega toczyłem Krzyżowcem. Liczyłem na to, że nekromanta dla odmiany każe mi większą wagę przykładać do ucieczek czy też chowania się za wiernymi sobie „ożywieńcami”, aniżeli włazić w sam środek hordy wrogów, żeby przydzwonić im w zęby poświęconą tarczą.
Rzeczywiście, tak się stało, chociaż, gdybym powiedział, że nekromancka klasa wprowadza zupełnie nową jakość do zabawy, to grubo bym przesadził. Owszem, trzeba trochę więcej akrobatycznych uników, żeby utrzymać poziom zdrowia na bezpiecznym poziomie, ale i bez tego w okrutnym świecie Sanktuarium da się przeżyć.
A jak to jest z talentami tego nekromanty roku 2017? Dokładnie tak, jak można było się spodziewać. Są szkielety, które dzielnie walczyły u boku mojej postaci, kościane włócznie i szpikulce czy też astralna kosa (bo nie wiem, czy pamiętacie, że w Diablo III nawet zwykłe ciosy zastąpiono magicznym umiejętnościami i to właśnie jedna z nich).
Nekromanta korzysta z tych wszystkich zdolności wysysając esencję ze zwłok swoich wrogów, która zastąpiła klasyczną do bólu manę z poprzedniej części. I zużywanie tego nowego paliwa czasem przynosi naprawdę spektakularne efekty.
Do moich ulubionych fajerwerków zalicza się wysadzanie w powietrze trupów powalonych przeciwników i przyzywanie szkieletowych magów, którzy nie żyją zbyt długo, ale za to w paru chłopa potrafią ostrzelać tego czy innego demona efektywną (i nie mniej efektowną) serią magicznych pocisków.
Co tu dużo mówić, to solidnie wykonana klasa, która nie zmienia rozgrywki w sposób diametralny, ale w moim odczuciu przewietrzyła trochę coraz starszą z roku na rok „podstawkę”. A i nekromancki klimat dobrze odwołuje się do poprzedniej części Diablo II i tym samym udało mu się zaspokoić nostalgiczną stronę mojego charakteru.
Przepraszam, co to za panem pełznie?
Trzeba to jasno podkreślić – Diablo III: Przebudzenie Nekromantów nie wprowadza żadnego nowego aktu do znanej opowieści. Trochę szkoda, bo po długim milczeniu Blizzarda w świecie Sanktuarium tego właśnie oczekiwałem. Nie znaczy to jednak, że na tytułowym nekromancie się kończy.
Dorzucono trochę nowych przedmiotów, wśród których najciekawiej wyglądają pancerze. Tak, tak, powraca między innymi kultowa kościana zbroja, podobna tej, na którą już raz wydałem wirtualny majątek na targu w znanym z Diablo II Lut Gholein.
Do tego pojawia się kilka elementów ozdobnych, takich jak kościsto-błoniaste skrzydła, które naprawdę nieźle prezentują się na polu bitwy i mały stworek. Znawcy Diablo III pewnie się już domyślają, że ten ostatni w walce nam nie pomoże, ale za to pozbiera z pola bitwy trochę złota.
Nazywają go niedokończony golem. I tak właśnie wygląda. Niby nic, a cieszy wzrok. To groteskowy pokurcz, równie makabryczny, co rozkoszny. Czasem trudno było mi wyjść poza menu, bo puste oczodołki tej kreaturki i jej strzykający krwią garb pochłaniały całą moją uwagę. Ot, to tylko osobisty wtręt, ale i szczera opinia.
Czy jest tutaj jednak coś jeszcze dla graczy, którzy może nie tyle pragną trochę wstrętnego, a trochę uroczego towarzysza, ale praktycznych dodatków dla weteranów Sanktuarium? I owszem!
Diablo III: Przebudzenie Nekromantów z pewnością ucieszy fanów demonicznej „trójki” dwoma dodatkowymi miejscami na postaci i świeżutkimi zakładkami do skrytki, które można wypełnić lubianym przez wszystkich „lootem” (te ostatnie dotyczą tylko wersji pecetowej).
Cena nostalgii
Na finał trzeba zadać sobie odwieczne pytanie, jakie towarzyszy ostatnio premierze chyba każdego dodatku do jakiejkolwiek gry. W telegraficznym skrócie brzmi ono: „aż” czy „tylko”? Moim zdaniem to drugie, ale każdy musi to ocenić podług własnych gustów i potrzeb.
Wierzę, że niejeden wielbiciel nekromanty z Diablo II jest skłonny wygrzebać z portfela ostatnie miedziaki, żeby raz jeszcze ujrzeć swojego faworyta w akcji. Znowuż objuczony skarbami kombatant bez mrugnięcia okiem wyda tę samą kwotę, żeby dzięki Diablo III: Przebudzenie Nakromantów zyskać trochę miejsca w wirtualnym schowku.
Mnie jednak nie przestaje dręczyć pytanie, dlaczego blizzardowy Overwatch co chwilę dostaje darmowe postaci, a jego diabelski brat każe sobie za nie płacić? Kto ciekaw, znajdzie odpowiedź na to pytanie w meandrach polityki wydawniczej. No, chyba, że woli przeznaczyć ten czas na „levelowanie” swojego nekromanty, bo to koniec końców nie najgorsza rozrywka.
Ocena końcowa dodatku Diablo III: Przebudzenie Nekromantów:
- nieźle skrojona klasa nekromanty
- trochę nowego ekwipunku
- ciekawe elementy ozdobne
- nowe "sloty" dla postaci i zakładki do skrytki (te ostatnie w wersji PC)
- rozgrywka nekromantą to żadna rewolucja
- stosunkowo wysoka cena DLC w porównaniu z liczbą nowych elementów
Ocena końcowa:
Komentarze
13Ale ale, przecież wyjdzie jeszcze PvP, "soon"...
Ta gra umarła po kilku miesiącach od wprowadzenia PARAGONÓW.
Później już była reanimacja trupa nowymi zapchajdziurami i na siłę tworzonymi zmianami.
Drogi autorze, przepis na Necro, na Hell /p8, pseudo Lagomancer: max szkielety i mistrzostwo, golem wg. uznania, wszystkie klątwy, najemnik z 2 aktu z regenem, zatruta nova lub duszek. Reszta po jednym pkt, jeśli użyteczna. Itemki: pełna dowolność, niby coś się wymyśli, co zrobi topowego lagę, ale goły i wesoły też daję radę. Uwaga: Baal za szybko nie padał. Soska z zapałem była szybsza;)