Porównywać The Legend of Zelda: Breath of the Wild z „Wieśkiem” to czysty obłęd! Ale poniósł nas letni, wakacyjny nastrój, który sprzyja takim szaleństwom.
The Legend of Zelda: Breath of the Wild jest nagi
Tak jak przysłowiowy król, bo i królem RPG tę produkcję okrzyknięto. No właśnie, ale czy słusznie? W końcu jeszcze chwilę wcześniej niekwestionowanym władcą tego gatunku był nasz rodak, czyli Wiedźmin 3: Dziki Gon!
O, nie! Tak być nie może, żeby jakiś skrzat w filuternym kapelusiku detronizował Białego Wilka. Kierowani patriotycznym obowiązkiem postanowiliśmy pokazać maluchowi od Nintendo, gdzie jego miejsce. I nie dbamy o zdanie tych, którzy uważają, że ten tekst jest jedynie wytworem dotkniętym udarem słonecznym mózgów… Choć niewykluczone, że to prawda.
Zabójca, który się błyskawicom nie kłania
Fizyka to zdradliwa bestia. Jeden przejechał się na niej w szkole, a ten czy inny po prostu się na niej przejechał, bo i wywinięcie orła na śliskim to przecież także fizyka. Ale trzeba pamiętać, że bez niej nasza rzeczywistość rozleciałaby się jak domek z kart i podobnie stałoby się też z wirtualnymi światami.
Nic więc dziwnego, że twórcy gier przywiązują do tej nieszczęsnej (i „szczęsnej’ zarazem) fizyki coraz większą wagę. Nie znaczy to jednak wcale, że we wszystkich tytułach wygląda ona podobnie, a już na pewno nie każdy bohater jest równie wrażliwy na jej przeróżne przejawy.
Widzicie dokąd to zmierza, prawda? Tak jest, do pierwszej rundy pojedynku gigantów, czyli Linka i Geralta. A za wyzwanie inauguracyjne posłuży właśnie konfrontacja z fizyką. Uspokajamy, zaskoczenia nie będzie, nasz faworyt, czyli Biały Wilk, zatryumfuje już na wstępie. Powiedzmy sobie jednak dokładnie, w jaki sposób.
Przede wszystkim nieco zmężniałemu w The Legend of Zelda: Breath of the Wild, ale jednak wciąż filigranowemu Linkowi nieprzerwanie majaczy przed oczami zielone kółko, czyli wskaźnik wytrzymałości. Widział to kto, żeby utonąć w czasie przeprawy przez rzekę, bo brakło sił? No, w rzeczywistości, ma się rozumieć, tak. Ale w grze?
W każdym razie Geralta z Rivii nigdy to nie spotyka. Ba! Link szybciej się nawet męczy, kiedy pływa w pełnej zbroi, a znowuż Biały Wilk zasuwa nawet w pancerzu płytowym i nad wodą, i pod wodą – w zgodzie ze swoją wolą, której natura musi się bezwzględnie podporządkować.
Nie inaczej – przyroda jest wierną służebnicą naszego zabójcy potworów. Nie oddalając się zbytnio od wody, wspomnijmy o łódce. W którą stronę dmie wiatr napędzający wiedźminową żaglówkę? W tę stronę, w którą mu się każe. A co w analogicznej sytuacji musi robić biedny mały Link? Wachlować wielkim liściem, żeby w ten sposób przyczynić się do powstania byle jakiego zefirka.
Kiedy zaś pojawią się na niebie burzowe chmury, nintendowy skrzat wieje, gdzie pieprz rośnie przed trzaskającymi piorunami, a w zasadzie nie tyle przed nimi ucieka, co zaraz zrzuca z siebie przyciągające błyskawice żelastwo. Co zabawniejsze, nawet kiedy się zabezpieczy w ten sposób, to i tak może go grom huknąć, jeśli nieopatrznie stanie pod drzewem. To przecież pożałowania godne!
Dla kontrastu – nasz wspaniały Geralt w czasie największej nawet nawałnicy zasuwa w pełnym rynsztunku, staje pod każdym dębem... I co? Widzieliście kiedyś, żeby oberwał od pioruna? Jeśli nie potraktuje go takim wyładowaniem elektrycznym wkurzona Yennefer, to nie ma szans, żeby dokonała tego matka natura.
No dobrze, dobrze – powiecie, - ale jednak trzeba oddać Linkowi, że zgrabnie ślizga się na swojej tarczy. Ba! Im bardziej napada, tym lepiej się ślizga (choć gorzej wspina po murach), bo taka rządząca jego światem fizyka. To prawda, Biały Wilk, nie ujeżdża tarczy, jak Tony Hawk swoją deskę. A dlaczego? Ponieważ nasz legendarny zabójca potworów tego elementu ekwipunku wcale nie potrzebuje!
Zamiast chować się za byle kawałkiem drewna czy metalu, jak główny bohater The Legend of Zelda: Breath of the Wild, Geralt posługuje się nadludzką zwinnością, żeby z jednej strony unikać ciosów, a z drugiej – pozostawiać w nieprzerwanej ofensywie. I tym sposobem wywraca do góry nogami przysłowie o tym, czy godniej z tarczą, czy na tarczy, czy bez tarczy. Jak widać, czasem lepiej tryumfować bez niej, niż zwiewać na niej z pola bitwy.
Pewnie, ktoś powie, że to wszystko plusy The Legend of Zelda: Breath of the Wild i dowód na to, jak misternie zaprojektowano otwarty świat Linka. Dobra, dobra, my wiemy swoje. Owszem, to dowód, ale na co? Tylko na przewagę naszego „Wieśka” nad herosem spod znaku wielkiego N.