Miłośnicy survival horrorów, nie są ostatnio zbytnio rozpieszczani. Jeśli wspomnimy znane gry, to seria Silent Hill stanowi cień dawnej wielkości, chociaż jest nadzieja na jej odrodzenie pod nieco zmienioną nazwą, a mianowicie Silent Hills. Szósta część Resident Evil była co najmniej średnia, jednak niespodziewanie całkiem nieźle wypadł jej odłam, czyli Revelations. RE: Revelations, którego korzenie wywodzą się z przenośnej konsoli niedługo doczeka się również drugiej części. Na razie możemy jednak wrzucić na ruszt The Evil Within i będzie to prawdziwa uczta dla miłośników grozy.
Na początek trochę technikalii. Silnik może nie prezentuje sobą najnowszych osiągnięć technologicznych, ale wygląda naprawdę przyzwoicie. Niestety, konsolowy rodowód mocno daje się pecetowcom we znaki. Po pierwsze, gra ma blokadę na poziomie 30 klatek na sekundę, co odbija się na płynności i komforcie rozgrywki. Po drugie, z góry i z dołu ekranu wyświetlane są czarne, pionowe pasy. Włączając rozdzielczość 1920 x 1080, pole akcji ograniczone jest do fragmentu 1920 x 768 – czyżby znowu którejś z konsol zabrakło mocy obliczeniowej? Miejmy nadzieję, że wkrótce doczekamy się łatki – na razie można poradzić sobie z tym problemem w mniej oficjalny sposób (o czym dalej). Twórcom wersji PC przynajmniej udało się zaimplementować kilka technologii, jak choćby wygładzanie krawędzi MLAA i SMAA.
The Evil Within można pokrótce opisać jako udatne połączenie Resident Evil oraz Silent Hill. Nic w tym dziwnego, jako, że jednym z twórców gry jest Shinji Mikami, znany właśnie z serii RE. Bohatera obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby, a naszym podstawowym zadaniem jest walka z opętanymi. Nie ma tu jednak sieczki znanej z ostatniej części Resident Evil, raczej musimy się liczyć z każdym nabojem, jak to bywało w pierwszych częściach tej serii. Generalnie lepszym rozwiązaniem jest unikanie walki, ale nie zawsze jest to możliwe.
Do naszej dyspozycji pozostawiono spory arsenał – między innymi pistolet, strzelbę, wyrzutnię harpunów (różne rodzaje pocisków – zamrązające, eksplodujące, oślepiające), możemy również walczyć wręcz. Warto się skradać i zaliczać tzw. silent-kille. Opętani z którymi walczymy mają skłonności do „ożywania”, nawet gdy już wylądowali na glebie. Aby temu zapobiec należy wykorzystać ich słabość, czyli wrażliwość na ogień, a robi się to rzucając na nich płonącą zapałkę, których zapas jest oczywiście również ograniczony.
Ciekawie rozwiązano system zapisu i rozwoju postaci (oraz wyposażenia). Gra automatycznie zapisuje się w określonych check-pointach, ale również możemy ręcznie zapisać sytuację – o ile właśnie jesteśmy w miejscu, w którym znajduje się międzywiarowe przejście. Prowadzi ono do szpitala zamieszkałego przez enigmatyczną pielęgniarkę. W szpitalu możemy zapisać sytuację, rozwinąć umiejętności przy pomocy przerażającej maszyny (służą do tego punkty zbierane podczas rozgrywki), czy też zdobyć dodatkowe wyposażenie w prosektorium (pod warunkiem zdobycia specjalnych kluczy).
Zarówno lokacje jak i przeciwnicy są zróżnicowani. Co chwila jesteśmy stawiani przed nowymi wyzwaniami, więc nuda nam nie grozi. Gra zaczyna się dosłownie trzęsieniem ziemi i eksplozją zjawisk paranormalnych. Później na szczęście przyhamowano z hollywodzkimi efektami specjalnymi i zwiedzimy mnóstwo klimatycznych lokacji, gdzie zmagać będziemy się z przeciwnikami z piekła rodem. Zdarzać się będą momenty gdy przeciw nam stanie cała horda, jednak zwykle jeden przeciwnik będzie dla nas wystarczającym wyzwaniem. W walce można również wykorzystywać elementy otoczenia w postaci pułapek (można je również rozbrajać), czy plam benzyny, które można podpalać.
Sporo szumu w sieci narobiły minimalne wymagania gry. Wyłączając ograniczenie klatek na sekundę (szczegóły na kolejnym slajdzie) komputer z procesorem Intel Pentium G3258 i kartą graficzną GeForce GTX 750 Ti (ustawienia maksymalne) generował w testowej lokacji średnio 30-40 klatek na sekundę. Włączając wyświetlanie na całym ekranie (brak czarnych pasów), średnia spadała do 20-30 klatek na sekundę. Zmniejszanie detali nie wpływało znacząco na szybkość działania gry, ustawienia minimalne dawały zaledwie kilka klatek na sekundę więcej.
Wersje PC gier na szczęście mają to do siebie, że często można je modyfikować. Pozbądźmy się więc upierdliwego ograniczenia do 30 fps oraz koszmarnych czarnych pasów na górze i dole ekranu, które ograniczają nam widoczność. Uruchomiamy grę z poleceniem +com_allowconsole 1 i podczas rozgrywki uruchamiamy panel za pomocą klawisza Insert. Następnie wpisujemy R_swapinterval -1 by przełączyć blokadę klatek z 30 na 60. Można w ogóle wyłączyć synchronizację pionową (zamiast -1 wartość 0), jednak producent zastrzega, że mogą pojawić się błędy. Czarnych pasów pozbędziemy się przy pomocy komendy R_forceaspectratio 1.8.
Przyznam, że mnie – starego wyjadacza i miłośnika survival horrorów - The Evil Within zaskoczył bardzo pozytywnie. To produkcja o wciągającej fabule (powstrzymam się od spojlerów) i znakomitej grywalności. Tak jak wspominałem we wstępie, gra garściami czerpie choćby z Resident Evil (oczywiste ze względu na twórcę), czy Silent Hill, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Dla pecetowego gracza nieco męczące są ograniczenia techniczne (fps cap i ograniczenie widoczności), jednak sama Bethesda pokazuje jak je obejść – zaznacza jednak, że może powodować to problemy. Niektóre mają być rozwiązane (60 fps), a inne nie (powyżej 60 fps). Z naszej strony The Evil Within otrzymuje mocne 4,5 na 5.
Galeria z gry The Evil Within
Galeria z gry The Evil Within
Galeria z gry The Evil Within
Komentarze
26Zgadzam się z Tobą w 100%
Co do Tomka: "wierz ze nie możesz zginąć"? Mam w coś wierzyć? W każdej grze możesz zginąć, cała zabawa polega na tym, żeby ta śmierć była ci nie na rękę - w alienie oznacza to powtarzanie czasem nawet 30 minut od ostatniego checkpointa. Evil within przeszedłem bez zająknięcia. Fajna gierka, ale żadne straszydło. Zwyczajny shooter konsolowy na 6/10.
Bezsensowna gra na odwal się jest chyba aktualnie w twoim wypadku.
Ale i tak czekam na RE i SH :D