Cybergrupa Anonymous wypowiedziała wojnę ekstremistom z Państwa Islamskiego. I co dalej?
Dzień po atakach terrorystycznych w Paryżu – 14 listopada – cybergrupa Anonymous wypowiedziała wojnę członkom ISIS. Aktywiści postanowili polować na konta osób w jakikolwiek sposób powiązanych z Państwem Islamskim na Twitterze i Facebooku oraz pomagać w ich blokowaniu. W ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin udało im się odnaleźć ponad 5500 podejrzanych użytkowników. To ogromny sukces internetowej kliki – grzmią portale z całego świata. Czy jednak aby na pewno słusznie?
Zacznijmy od tego, że chęć zwalczania działalności ISIS bez wątpienia jest dobrym krokiem – nawet jeśli ograniczyłaby się tylko do Internetu. Za to Anonimowym należy się pochwała. Trudno jednak oczekiwać, by zablokowanie nawet kilku tysięcy kont miało powstrzymać ekstremistów z Państwa Islamskiego – być może da im do zrozumienia, że nie są nieuchwytni, ale na pewno nie zakończy sprawy. Mimo wszystko jeśli tu by się cała akcja kończyła, wszystko byłoby w porządku.
Problem leży jednak gdzie indziej. Nie wiadomo bowiem czy liczba 5500 ma w ogóle jakiekolwiek pokrycie w rzeczywistości. Nigdzie nie znajdziemy kompletnej listy podejrzanych przez Anonymous użytkowników, a jak słusznie zauważa redakcja serwisu ZaufanaTrzeciaStrona – opublikowane dane są najczęściej kopiami list udostępnianych wcześniej, duplikatami bądź też prowadzą do kont, które nadal są aktywne.
Oczywiście to, że nie jesteśmy w stanie dotrzeć do listy, nie oznacza, że ona nie istnieje. Redaktorzy brytyjskich mediów (między innymi The Independent) twierdzą bowiem, że została im pokazana część bazy i potwierdzają jej autentyczność. Jeśli zatem Anonimowi faktycznie działają i przynosi to jakieś rezultaty, to trzymamy kciuki za dalsze działania. W innym razie cybergrupa, o której opinia jest już zresztą mocno zszargana, może stać się pośmiewiskiem, co może być sporą stratą dla internetowego światka.
Źródło: Softpedia, The Independent, ZaufanaTrzeciaStrona, Business Insider
Komentarze
11