Czy Facebook ma „czarną listę użytkowników”? O co chodzi z tym „rankingiem wiarygodności”?
W sieci zrobiło się głośno o systemie portalu Facebook, służącym do oceny wiarygodności użytkowników. O co w tym wszystkim chodzi i czy sprawa jest tak kontrowersyjna, jak się wydaje?
Internauto, nie jesteś wiarygodny – twój wpis nie powinien trafić do szerszej publiczności, a twoja skarga prawdopodobnie jest nieuzasadniona. Docierające do nas wiadomości każą zakładać, że w przyszłości nie będzie brakować takich sytuacji. Jeśli informacje okażą się prawdziwe, Facebook i Google będą mieć coś na wzór „czarnych list użytkowników”.
Internetowa reputacja użytkownika Facebooka
Jak podają brytyjski The Sun i amerykański Washington Post, użytkownicy Facebooka będą oceniani przez algorytmy portalu pod kątem wiarygodności. „Noty” nie będą ujawniane publicznie, ale społecznościowy gigant zrobi z nich użytek. Jaki? O tym za chwilę.
Najpierw warto wytłumaczyć, jak to działa. Otóż Facebook monitoruje aktywność użytkowników i na tej podstawie wystawia ocenę. Liczy się to, w jaki sposób wchodzą oni w interakcję z innymi osobami i artykułami. W uproszczeniu i dla przykłądu: oflagowanie fake newsa owocuje plusem, a bezpodstawne flagowanie kończy się spadkiem użytkownika w „rankingu wiarygodności”.
„Czarna lista użytkowników” to pewne nadużycie, choć...
I tutaj właśnie dochodzimy do odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie. Facebook chce wykorzystać ten nowy system do skutecznej walki z fake newsami. Jak wyjaśniło nam Biuro Prasowe Facebooka:
„Sugestia, że używamy scentralizowanego systemu oceny osób korzystających z Facebooka jest błędna, a nagłówek artykułu Washington Post jest mylący. Co zatem właściwie robimy? Rozwijamy proces chroniący przed nieuzasadnionym oznaczaniem informacji jako fałszywe w celu oszukania systemu weryfikacji. Powodem, dla którego to robimy jest zagwarantowanie skuteczności naszej walki z dezinformacją”.
Używane przed niektórych redaktorów porównanie facebookowych algorytmów (szacujących prawdopodobieństwo słuszności oflagowania) do chińskiego systemu oceny obywateli jest więc zdecydowanie przesadzone – nawet jeżeli sam pomysł powątpiewania we wiarygodność użytkowników jest dość kontrowersyjny.
A co z tym Google?
Ale skoro wspomnieliśmy już o redaktorach, to należy dodać, że podobny system rozwija Google. Właściciel wyszukiwarki często zmienia reguły SEO, decydujące o tym, jakie linki zajmują najwyższe pozycje. Jedną z nowości, jak podaje Forbes, jest „Author/Website reputation”, czyli nic innego jak reputacja autora i strony.
Chodzi mianowicie o to, że treści publikowane przez autorów o wątpliwej reputacji (na przykład znanych z szerszenia fake newsów) nie będą zajmować wysokich pozycji w wyszukiwarce Google. Ponownie więc możemy mówić o czymś na kształt „czarnej listy” i ...chyba trzeba się do takich „rankingów” przyzwyczajać.
Źródło: The Sun, Washington Post, Forbes, inf. własna. Ilustracje: Pixabay (CC0) - mcmurryjulie (1), TheDigitalArtist (2)
Komentarze
6