Czym jest sztuczna inteligencja? Musk i Zuckerberg mają różne definicje
Elon Musk i Mark Zuckerberg uważają sztuczną inteligencję za co innego. Ale tak właściwie to wcale nie jest to najważniejsze.
Definicji sztucznej inteligencji jest pewnie niewiele mniej niż osób, które się nią zajmują. W rzeczywistości więc nie będzie dalekie od prawdy stwierdzenie, że nikt tak naprawdę do końca nie wie, co oznacza ten termin. Do porozumienia w tej kwestii nie potrafią dojść także ci, którzy widzą w tej technologii szansę na lepszą przyszłość – Elon Musk i Mark Zuckerberg.
Sztuczna inteligencja według Muska
Definicje i podejścia tych dwóch panów różnią się znacząco. Zgodnie z przyjętą terminologią Musk jest literalistą. Gdy został spytany przez magazyn Vanity Fair o stworzonego przez Zuckerberga bota domowego Jarvis, odpowiedział: „nie nazwałbym go sztuczną inteligencją, bo to nie ona włącza światła i reguluje temperaturę w mieszkaniu”.
Musk ma tutaj na myśli fakt, że to nie sztuczna inteligencja podejmuje samodzielną decyzję. Zamiast tego oprogramowanie wsłuchuje się w głos Zucka, algorytmy rozpoznawania mowy analizują polecenie, a następnie system wykonuje zadanie, które zostało mu najzwyczajniej w świecie zlecone. Po prostu zamiast przykładać palec do klimatyzatora, Zuck otwiera usta.
Do tej samej kategorii co Jarvisa zaliczyć należałoby inne systemy, takie jak Siri, Cortana czy Google Assistant. Takie zestawy algorytmów, które wykonują określone polecenia człowieka są naprawdę dużym osiągnięciem, ale nie tym, co Musk mógłby nazwać sztuczną inteligencją.
Czy jest coś, co wpisuje się w tę definicję?
Jest – można wspomnieć tu o projekcie firmy Nvidia związanym z samokierującymi się samochodami. Rdzeniem amerykańskiej technologii jest sieć neuronowa, która z każdym kolejnym doświadczeniem coraz lepiej uczy się przewidywać przyszłe zdarzenia i potrafi sama podjąć decyzję, a nie tylko wykonać manewr, który poleci jej kierowca. Nie tylko wykonuje jeden algorytm, lecz czerpie z kilku razem.
Choć teoretycznie wciąż nie jest to w pełni samodzielny system, jako że człowiek musi przecież podać przynajmniej wzorce zachowań, to jest to już rozwiązanie, które Musk jest w stanie nazwać sztuczną inteligencją. To właśnie zdolność maszyny lub oprogramowania do uczenia się (tzw. uczenie maszynowe) określana jest przez literalistów za podstawę (i element konieczny) tej technologii.
Niektórzy idą nawet dalej. Tak jak Douglas Hofstadter – naukowiec, którego książka GEB (za którą otrzymał w 1979 roku Nagrodę Pulitzera) stała się inspiracją dla przyszłych informatyków i inżynierów. Według niego sztucznej inteligencji wciąż nie udało się stworzyć – to co mamy dziś, to tylko oprogramowanie zdolne do wykrywania i kopiowania ludzkich wzorców, robiące to jednak bez zrozumienia.
Druga strona: generaliści
Po drugiej stronie mamy Marka Zuckerberga reprezentującego frakcję generalistów. Jego (i ich) zdaniem sztuczna inteligencja to znacznie szersze określenie, do którego należą również systemy potrafiące zrozumieć to, co mówi do nich człowiek i wykonywać zadania, które są im przez niego zlecane.
Dlatego też Zuckerberg broni Jarvisa. Założyciel Facebooka twierdzi, że jest to pewna forma sztucznej inteligencji, która zresztą korzysta z pewnych mechanizmów ściśle powiązanych z tą technologią. Generaliści uważają właśnie, że jeśli oprogramowanie czerpie z tych mechanizmów i potrafi zrobić coś za człowieka, to może być już nazywane sztuczną inteligencją.
Jakkolwiekby jednak nie definiować sztucznej inteligencji, większość zgadza się co do jednego: jej rozwój jest niezwykle istotny dla naszej przyszłości. A że i jedni i drudzy prowadzą do progresu w tej dziedzinie, spory warto odstawić na bok. Jedni drugich i tak pewnie nie przekonają.
Źródło: Quartz, Vanity Fair, Popular Mechanics. Foto: geralt/Pixabay
Komentarze
5http://www.imdb.com/title/tt2084970/?ref_=nv_sr_1