Firma DJI wprowadza nowy program o nazwie GEO. Jego zadaniem jest blokowanie możliwości latania na wyłączonych terenach.
DJI to obecnie najważniejszy gracz na rynku dronów. Swoimi ostatnimi poczynaniami może on jednak nieźle zajść za skórę użytkownikom. Dlaczego? Ponieważ zdecydował się na udostępnienie aktualizacji oprogramowania, która wprowadza do systemu urządzeń aplikację o nazwie GEO (Geospatial Environment Online). A ta, choć zwiększa bezpieczeństwo, to niesie ze sobą również spore utrudnienia dla operatorów.
Bazujący na GPS-ie program będzie miał za zadanie uniemożliwić operatorom lot nad strefami zakazanymi (takimi jak elektrownie, więzienia czy lotniska i ich okolice). Poprzez aktualizacje w czasie rzeczywistym niemożliwe będzie również latanie między innymi nad płonącymi lasami (co w przeszłości niejednokrotnie paraliżowało prace strażaków i innych służb ratowniczych) oraz podczas imprez masowych.
Dwie strony medalu
Z jednej strony pomysł wydaje się bardzo dobry. Po pierwsze, faktycznie może pomóc w zapobieganiu wypadków i to tych bardzo niebezpiecznych, do których dochodzi właśnie w strefach zakazanych. Informowanie operatorów o tym, że latają w strefach ograniczonych również jest na plus. Wreszcie chęć uchronienia użytkowników dronów przed koniecznością ponoszenia ewentualnych konsekwencji także zasługuje na uznanie.
„Operatorzy dronów będą mieć dostęp do bieżących informacji na temat ograniczeń możliwości wykonywania lotów. Wierzymy, że ta aktualizacja naszego systemu pomoże użytkownikom poznać i zrozumieć panujące zasady i pozwoli im podejmować świadome decyzje na temat tego, gdzie latają swoimi dronami” – zapowiada firma DJI.
I tutaj właśnie dochodzimy do drugiej, tej gorszej strony medalu. Otóż nawet żeby móc wykonać lot w strefie ograniczonej (a ta, zdarza się, że obejmuje całe miasta, albo nawet terytorium – przykładem może być strefa o promieniu 50 km na Górnym Śląsku) użytkownik będzie musiał podać swój numer karty płatniczej albo telefonu – aby było jasne kto ponosi odpowiedzialność w przypadku jakiegoś zdarzenia. Ale i na to można by się zgodzić, gdyby nie jeden szczegół. Dostawcą map jest prywatna firma, która do stref ograniczonych może zaliczyć także inne miejsca, na „życzenie”, na przykład, właścicieli terenów.
Niezadowoleni użytkownicy – będzie ich więcej?
Wypowiedzi na forach wyraźnie dają do zrozumienia, że użytkownicy są bardzo niezadowoleni z wprowadzanych zmian. Twierdzą oni, że to ograniczanie praw nabywców, tym bardziej, że niektóre części świata zostały niemal zupełnie pozbawione stref do latania. Konieczność podawania swoich danych do lotów w ograniczonych strefach budzi z kolei niepokoje związane z prywatnością.
Co więcej, amerykański producent 3D Robotics (3DR) również planuje wprowadzenie podobnego systemu do swoich dronów i chce nawiązać w tym celu współpracę z tym samym zresztą dostawcą map. Wdrożenia podobnych „zabezpieczeń” nie wyklucza także Yuneec.
A może wszystko skończy się dobrze? Pożyjemy – zobaczymy.
Źródło: Digital Trends, RCGroups, DJI Forum
Komentarze
16Z jednej strony wszyscy piszą że ciagle ich ktoś szpieguje, ale jak ktoś zamierza cos z tym zrobić to już jest afera.
Latanie dronem nad terenem gdzie sa masowe imprezy także powinno być zakazane - widziałem jak rozbija się inspire 1 i na bank nikt nie chciał by mieć z nim kolizji.
Po drugie - ide o zaklad, ze zaraz pojawia sie (o ile juz sie nie pojawily) "odbezpieczone" wersje oprogramowania, pozwalajace latac w dowolnych miejscach...
I prosze mnie zle nie zrozumiec - nie jestem za tym, zeby kazdy idiota mogl latac nad ruchliwymi ulicami miasta i powodowac potencjalne zagrozenie - chodzi mi o sposob implementacji tych zabezpieczen - zeby jak to zwykle bywa - nie wylac dziecka razem z kapiela...
Bardzo się ciesze jest szansa na cisze i prywatność.