Nie dość, że zostawiamy na Facebooku mnóstwo informacji o sobie, to jeszcze Facebook dociera do danych w inny sposób. Po co to wszystko?
Dużo mówi się o tym, że internetowe serwisy społecznościowe, takie jak Facebook, zbierają o swoich użytkownikach zbyt dużo informacji. Być może jednak nie mamy nawet pojęcia, o inwigilacji na jak dużą skalę jest mowa.
Zostawiamy na Facebooku więcej informacji niż myślimy
Ilość informacji, jakie z własnej woli pozostawiamy w serwisach społecznościowych jest wręcz przerażająca. Spora część społeczeństwa bez większych oporów podaje na Facebooku swoje dane osobowe, zaznacza gdzie przebywa i z jakich usług korzysta, chwali się swoimi poglądami i zainteresowaniami, a także publikuje zdjęcia swoje, swoich znajomych i członków swoich rodziny.
Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę z tego, że publikując te wszystkie informacje, Facebook (czy jakikolwiek inny serwis internetowy) jest w stanie stworzyć sobie nasz profil. Następnie, analizując wszystkie udostępnione przez nas informacje i dołączając do nich to, co „lajkujemy”, to, czego szukamy, i to, jak komentujemy oraz jakie działania podejmujemy w sieci, portal może wiedzieć o nas więcej niż nasi znajomi.
Czego Facebook nie wie, to kupi (i już wie)
Profilowanie na podstawie udostępnianych przez nas danych i naszej działalności na Facebooku okazuje się jednak być zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. Z raportu ProPublica wynika bowiem, że portal Marka Zuckerberga korzysta także z danych pochodzących z baz dostarczanych przez firmy trzecie – rzecz jasna, odpłatnie.
Krótko mówiąc: Facebook kupuje informacje o swoich użytkownikach od profesjonalnych brokerów, takich jak Oracle Data Cloud, Experian, Epsilon czy Acxiom (choć dostawcy są co jakiś czas zmieniani), którzy zajmują się gromadzeniem danych nie tylko o aktywności internetowej, ale też o życiu prywatnym.
Po co Facebookowi informacje o użytkownikach?
Odpowiedź na to pytanie jest prosta: dla pieniędzy. Aby zarabiać ich więcej, Facebook oferuje reklamodawcom rozbudowane narzędzia do tworzenia spersonalizowanych reklam, a więc takich, które dotyczą tych zagadnień i mają taką treść, jaka może okazać się atrakcyjna dla konkretnego użytkownika.
W tym celu Facebook udostępnia agencjom reklamowym 29 tysięcy kategorii, według których pogrupowani zostali konkretni użytkownicy. Kategorie dotyczą między innymi płci, wieku, lokalizacji i zainteresowań, ale znajdują się wśród nich również takie konkrety jak: „uśredniony roczny dochód gospodarstwa domowego na poziomie 100-125 tysięcy dolarów”.
Właśnie takie konkretne kategorie są możliwe, dzięki kupowaniu informacji od zewnętrznych dostawców. Choć Facebook zapewnia, że dotyczy to zaledwie 600 spośród tych 29 tysięcy kategorii.
Strach się bać czy wszystko pod kontrolą?
Facebook nie ukrywa, że w celach marketingowych działa na danych pochodzących z zewnętrznych źródeł. Nie uważa jednak, by było to coś złego. Nie czuje się też zobowiązany do każdorazowego informowania użytkowników o szczegółach na temat przetwarzania tych danych. Właściciele portalu zapewniają też, że obchodzą się z informacjami jak z jajkiem i są one w ich rękach całkowicie bezpieczne.
Źródło: Engadget, ProPublica
Komentarze
6