Uliczna fotografia na Węgrzech w świetle nowych przepisów wręcz niewykonalna
Wyjeżdżasz na wakacje na Węgry i planujesz robić zdjęcia. Uwaga, fotografowanie w otoczeniu z ludźmi w tle obłożono ostrymi restrykcjami.
Publikacja fotografii, na których znajdują się inne osoby to temat, na który dyskusja szybko może zmienić się w gorącą potyczkę na argumenty za i przeciw. W czasach, gdy wystawiamy własną prywatność na sprzedaż na serwisach społecznościowych, samemu wykonując zdjęcia gdzie tylko się da, jednocześnie bardzo się o nią troszczymy, gdy w zasięgu naszych oczu znajdzie się fotograf, który nie jest nam znany. Kiedy możemy zabronić wykonywania zdjęć, a kiedy nie mamy na to wpływu mimo przekonania o naszej racji? Mimo funkcjonowania przepisów, odpowiedź na te pytania nie jest prosta i ociera o kwestie etyki i dobrego smaku. Podobny problem ma również fotografujący, tylko on z kolei musi zdecydować - wykonać zdjęcie czy nie, a może spytać się o zgodę. Do rozważenia tego problemu zachęciły nas niedawne zmiany i tak już dość restrykcyjnych przepisów obowiązujących fotografujących na Węgrzech.
Dotychczasowe zasady zakładały, że każda osoba na zdjęciu teoretycznie powinna być zapytana o zgodę przed jego publikacją. Obecnie prawo jeszcze bardziej utrudnia życie fotografującym. Zgodę trzeba uzyskać przed wykonaniem zdjęcia. Na dodatek fotografujący mają obowiązek unikania w kadrze osób, które nie zdają sobie sprawy, że będą na zdjęciu. Te z kolei mogą dochodzić odszkodowania, za uwiecznienie ich na zdjęciu bez ich zgody. Oznacza to, że teoretycznie spontaniczne fotografowanie, bez pytania się przedtem o zgodę, jest niemożliwe.
Osoby uchwycone na tym zdjęciu nie mają pojęcia, że znalazły się w kadrze.
Wspomniane węgierskie przepisy, na pozór słuszne, w rzeczywistości stawiają pod znakiem zapytania jakąkolwiek fotografię uliczną czy turystyczną. Fotografując na przykład węgierski parlament z pokładu łodzi płynącej Dunajem, teoretycznie powinniśmy wcześniej ustalić ze wszystkimi osobami, które znajdą się na ulicy, a nawet w oknach budynku parlamentu, czy się zgadzają na bycie częścią zdjęcia.
Budynek parlamentu w Budapeszcie (fot. flickr/Adam Jones)
Zatłoczony plac Zamkowy w Warszawie. Zdjęcie wykonane na szerokim kącie nie ingeruje za bardzo w prywatność osób sfotografowanych. Sprawa miałaby się jednak inaczej gdyby wykadrować twarze, a nawet tylko pojedyncze osoby.
To oczywiście bardzo wyolbrzymiony przykład, ale praktycznie każda fotografia uliczna, realizowana w miejscach publicznie dostępnych wiąże się z zawarciem w kadrze kogoś, kto nie jest nam znany. Takich zatłoczonych miejsc nie trzeba szukać daleko, wystarczy wybrać się na warszawską starówkę. Sam charakter fotografii w takich miejscach, nie wspominając już o reportażu, wiąże się z fotografowaniem ludzi. Osób, które stanowią część całości, nadają zdjęciu koloryt.
Ci panowie równie dobrze mogliby znaleźć się nie na warszawskiej starówce, ale na Węgrzech. Zwykle nie sprawi kłopotu zapytanie takiego zespołu po wykonaniu zdjęcia, czy nie ma nic przeciw jego publikacji na stronie internetowej, ale jak dotrzeć do wszystkich osób, które załapały się w kadrze.
Oczywiście w sytuacji, gdy robimy komuś portret, zwłaszcza takiej, która może być krępująca, kwestią przyzwoitości i rozsądku jest zapytanie czy można wykonać zdjęcie. Dobry fotograf wie, że należy nawiązać relację z fotografowanym. Wtedy dużo łatwiej uzyskać zgodę, a i zdjęcia mogą wyjść ciekawsze. A gdy fotografowana osoba widzi, że fotograf wziął ją na cel i nie protestuje, a nawet sama pozuje, to trudno uznać, że nie chce być na zdjęciu. Natomiast w sytuacji, gdy dany człowiek znajdzie się w kadrze przypadkiem, trudno wymagać zgody. Najprostszym przykładem są zdjęcia wykonywane na targach. Zawsze ktoś się kręci, zawsze ktoś wejdzie w kadr. Ludzie przecież zdają sobie sprawę, że są na masowej imprezie i pojawią się na zdjęciach.
Reakcja widzów podczas Intel Extreme Masters 2014 .
Jak można się domyślić, nowelizacja węgierskich przepisów spotkała się z niezadowoleniem fotografujących, zwłaszcza rodzimych reporterów. Bo jak tu wykonywać swoją pracę czy pasję, gdy trzeba wszędzie pytać o zgodę. Co więcej, fotografujący zwracają uwagę, że nowe przepisy są w istocie bardzo niejasne. Można z nich wprost wywnioskować, że nawet osoba, która stoi do nas odwrócona plecami musi być zapytana o zgodę przed wykonaniem zdjęcia. A to już zakrawa na absurd. W dyskusjach na temat ograniczeń nakładanych na reporterów na Węgrzech przewija się też wątek fotografowania policjantów. Dotychczasowe przepisy nakazywały zamazywanie twarzy policjantów, którzy znaleźli się na zdjęciach. Teraz nawet sfotografowanie policjantów, gdy wykonują oni swoje obowiązki, może być bardzo utrudnione.
Przenosząc się z tematem na nasze podwórko, nie sposób nie wspomnieć o absurdach, z jakimi czasem spotykają się polscy fotografujący. O ile zrozumiałe jest pytanie o cel fotografowania, to czasem nadgorliwość właścicieli budynków, sklepów i firm przekracza granice rozsądku. Wykorzystują oni swoją pozycję, by nad fotografującym zyskać przewagę. Powołują się na w nieistniejące lub absurdalne wewnętrzne przepisy i zabraniają wykonywania jakichkolwiek zdjęć. Wynikiem tego są sytuacje, gdy nawet sfotografowanie zachodu słońca z terenu parkingu przy galerii handlowej, albo nawet przelatującego ptaka w pobliżu biurowca, może doprowadzić do nieprzyjemnych rozmów.
Bardzo restrykcyjne przepisy dotyczące fotografii ulicznej obowiązujące w Polsce, sprawiłyby, że takie absurdy jak opisane powyżej stałyby się codziennością. Skorzystaliby na nich także ludzie złośliwi, którzy nie widzą w fotografii nic wartościowego.
Źródło: The Guardian, inf. własna, fot. Karol Żebruń, fot. flickr/Luca Sartoni (kafejka w Budapeszcie)
Komentarze
41Jeżeli ktoś kieruje na mnie aparat, to się odwracam, bo nie mam zamiaru być gdzieś pokazany, lub żeby mój wizerunek posłużył do czegoś.
Załóżmy że osoba fotografowana nie jest zbyt urodziwa, lub wygląda po prostu "źle" na zdjęciu, albo zrobiła złą minę.
Wiec pytam, ile już takich zdjęć wylądowało w sieci????
Masa, ludzie robią potem z niewinnego człowieka pośmiewisko, bo kamera uchwyciła go z dziwną miną, lub biedak po prostu nie jest atrakcyjny, lub jest "źle ubrany.
Pomyśleliście o tym, zanim napisaliście tego "njusa"?
Każdy ma prawo do prywatności.
Jeżeli zdjęcie nie ukazuje twarzy, to pal sześć, jeżeli twarz jest trudna do rozpoznania, no to też pal sześć, ale jeżeli twarz jest wyraźna, to przepraszam, ale mam prawo wymagać, aby nie wylądować u kogoś na zdjęciu, zwłaszcza jeśli ktoś je wykorzysta do niecnych celów.
Czyli co? On nie ma prawa wstępu na terytorium Węgier?
Następnie olejcie ochronę i róbcie zdjęcia smartfonami, małymi kompaktami itp.
Gwarantuję wam, że wyrzucą was tylko z dużym aparatem, bo jak wiadomo każdy złodziej przychodzi z Hasselbladem i potem robi wielkoformatowe wydruki potencjalnych łupów.
Natomiast nikt nie zwróci na was uwagi gdy zrobicie zdjęcie smartfonem. Jeszcze nigdy nikt nie zapytał mnie w lokalnym centrum handlowym czemu tak dziwnie piszę smsy ;)
Natomiast kiedy po reportażu w tym samym centrum - odbywał się taki tam pokaz mody - byłem obserwowany przez ochronę, trochę zgłupiałem. Inni fotograficy też. Co jest absurdem? Z legitymacją prasową miałem prawo fotografować WSZYSTKO w ramach tworzenia tego materiału, za wyjątkiem wnętrz sklepów (czyli poza progiem, jak długo fotografowałem ludzi, witryny, było ok) Zatem takie prawa, przepisy są... bądźmy szczerzy, są ważniejsze rzeczy niż fotograf na ulicy :)
Fotografia uliczna wychodzi najlepiej z użyciem rzeczy niepozornych.