GTA: San Andreas kończy 20 lat. Dla wielu graczy to wciąż najlepsza odsłona serii, chociaż wydaje się, że dość często za taką deklaracją przemawia czysta nostalgia. Powspominajmy więc (niech już będzie) najlepsze GTA w historii.
26 października 2004 r. światło dzienne ujrzało GTA: San Andreas – absolutny klasyk, który śmiało można powiedzieć, że ustalił nowe standardy w branży wirtualnej rozrywki. O powadze tych słów niech świadczy sprzedaż wynosząca ponad 21 mln egzemplarzy oraz fakt, że mamy do czynienia z najczęściej kupowaną grą na PlayStation 2.
GTA: San Andreas – kontrowersje
Jeśli nie jest to najlepsza odsłona serii GTA, to z pewnością zasługuje na miano najpopularniejszej. Powodów jest kilka. Po pierwsze, premierze GTA: San Andreas towarzyszyły kontrowersje, które skutecznie podsycały i tak ogromną już popularność Grand Theft Auto. Dość wspomnieć o solidnej dawce przemocy, która w tamtych czasach skutecznie irytowała strażników moralności.
Rok 2004/2005, a my – gracze – w domowym zaciszu uskuteczniamy gangsterskie porachunki. Słowem: wirtualny trup ściele się gęsto, a przecież nie jest tajemnicą, że sesja w GTA: San Andreas była poprzedzona lekcją “przyry” w szkole podstawowej. Jak tak można? Siedzą, strzelają i nie uczą się… A jakby tego było mało, to przecież protagonista – Carl Johnson – był czarnoskóry, co mogło potęgować stereotyp Afroamerykanina-gangstera.
Kontrowersji było więcej. Rockstar planował umieścić w GTA: San Andreas mini-grę o wybitnie erotycznym charakterze. W finalnej wersji jej zabrakło, ale gracze jak to gracze i tak znaleźli sposób na odtworzenie scen seksu w GTA: San Andreas, bazując na elementach, które ostały się w grze. Specjalna modyfikacja dająca dostęp do tych scen nie wszystkim przypadła do gustu.
W tej sprawie interweniowała senatorka Hillary Clinton, do akcji wkroczyła nawet Federalna Komisja Handlu. Stawka była wysoka: zmiana kategorii gry z M (Mature) do AO (Adults Only) oznaczałaby ograniczenia dystrybucji gry i straty finansowe. W istocie przez pewien czas GTA: San Andreas dostało ocenę AO, lecz nowa, ocenzurowana wersja gry pozwoliła przywrócić dawną kategorię.
A jak się grało w GTA: San Andreas?
Gdy dzisiaj patrzymy na takie obrazki jak ten poniżej:
To przychodzi na myśl jedno słowo: archaizm. Ciekaw jestem, czy młodsze pokolenie graczy zdaje sobie w ogóle sprawę z tego, jakiej rangi grą jest GTA: San Andreas. Gameplay był wtedy spełnieniem marzeń każdego fana wirtualnej rozrywki. Mowa nie tylko o usprawnieniach względem poprzedniej części, ale przede wszystkim innowacyjnych mechanikach. Tak więc w toku rozgrywki gracze mogli kreować wygląd CJ do tego stopnia, że zbyt duże łakomstwo mogło odbić się echem na sylwetce bohatera, co z kolei przekładało się na gameplay. CJ chce przypakować? Proszę bardzo, można pójść na siłownię.
Poczucie, że mamy kontrolę nad bohaterem i że poczynania gracza odbijają się echem w wirtualnym świecie – olbrzymi atut GTA: San Andreas. Co jeszcze? Pamiętam, że na mnie wrażenie robił gigantyczny otwarty świat. GTA: San Andreas oferuje aż trzy duże miasta: Los Santos, San Fierro i Las Venturas. Oczywiście nie zostały one stworzone na jedno kopyto, co skutecznie urozmaicało przygodę. Po prostu chciało się eksplorować.
A całość zatopiona w klimacie lat 80. Ze swojego doświadczenia tak wspominam GTA: San Andreas – włączałem grę bez konkretnego planu, bo zawsze było co robić, nawet jeśli nie koncentrowałem się na fabule, która swoją drogą była niezwykle wciągająca. W pewnym momencie GTA: San Andreas stało się czymś w rodzaju stylu życia. O grze mówili wszyscy koledzy, na przerwie w szkole dzieliliśmy się wrażeniami oraz tym, co szalonego udało się zrobić. To były czasy, a teraz nie ma czasów. Najlepsza misja? Moim zdaniem to ta z cysterną i nie zapraszam do dyskusji (żartuję, zapraszam jak najbardziej).
GTA: San Andreas w nowych szatach
Z pewnością słyszeliście o GTA: The Trilogy – The Definitive Edition. Pomijając już to, czy zasłyszane opinie były pozytywne, czy negatywne, to za sprawą tego tytułu można ograć nieco odświeżone wersje Grand Theft Auto III, Grand Theft Auto: Vice City oraz właśnie Grand Theft Auto: San Andreas.
Osobiście nawet nie tknąłem GTA: The Trilogy – The Definitive Edition i nie zamierzam. Mam w głowie utrwalony obraz tych gier – z naciskiem na GTA: San Andreas – i nie chcę zmieniać tego stanu rzeczy. GTA: San Andreas to nie tylko wybitna gra, ale i dzieciństwo/lata młodzieńcze, czyli czasy, do których raczej już się nie wróci.
Ja natomiast z pewnością wrócę do tej serii przed premierą GTA 6. Nowa odsłona zadebiutuje w przyszłym roku i kto wie, może to właśnie GTA 6 zastąpi GTA: San Andreas w roli najlepszego GTA?
Klasycznie oddaję głos wam, graczom. Napiszcie w komentarzach, czy nie macie nic przeciwko temu, by nazywać GTA: San Andreas najlepszym GTA?
Komentarze
5Ja osobiście ze względu na wiek jestem raczej fanem GTA 1 niż San Andreas, i także nie zapraszam do dyskusji :-)
Słuchacie ziomki. Jako ze jesteście moimi najlepszymi ziomalami to przygotowałem dla was specjalna ofertę nie do odrzucenia!!!
Pod spodem zapodaje wam linkacza do zapierdolistej aplikacji Crypto Com w której bezpiecznie kupicie takie KRYPTOWALUTY jak Bitcoin, Ethereum, BNB, Solana, Atom Cosmos a także memkojny jak Dogecoin, Shiba Inu, Pepe, Dogelon Mars, Trump Maga a także setki innych KRYPTOWALUT!!!
Klikniecie w tego linkacza zarejestrujecie się przejdziecie proces KYC, zarejestrujecie swoją kartę kredytowä i zamówicie minimum czerwona kartę Ruby a dostaniecie na start az 25 $ w kryptowalucie Cro na pierwsze inwestycje!!!
Handluj, kupuj, sprzedawaj, wymieniaj, trejduj KRYPTOWALUTAMI w jednej aplikacji Crypto Com!!!
Naprawdę ziomale takiej oferty nie dostaniecie od nikogo innego dlatego nie ma się co w tańcu pierdolić od tego orkiestra robi przerwy tylko klikać w linkacza i zacząć zarabiaj hajs, szmal, sałatę, kapustę, dolce, peeleny w jednej aplikacji Crypto Com!!!
Klikaj szybko w tum właśnie momencie bo nie ma czasu!!! Czas to pieniądz!!!! Klikaj teraz!!!!!
https://crypto.com/app/jjey2xxs9c
San Andreas miała duże wymagania sprzętowe - cieła na średnim PC aż nie chciało się w to grać...