Po co czytać książki, jeśli można je oglądać? Firma Google chce na nowo zdefiniować to, jak wchodzimy w interakcję z mediami drukowanymi.
Książki rozkładanki to świetna zabawa dla dzieci, bo nie jest to tylko czytanie – płaskie postacie stają się trójwymiarowymi bohaterami na scenach. Firma Google postanowiła opatentować własną wersję tego typu książek – niekoniecznie już zarezerwowanych dla dzieci – które zamiast fizycznych elementów wystających ponad kartki, wykorzystywałyby technologię rzeczywistości rozszerzonej (AR).
Wynajdywanie książki na nowo
Firma Google chce na nowo zdefiniować to, jak wchodzimy w interakcję z mediami drukowanymi. W tym celu zgłosiła do amerykańskiego biura patentowego (USPTO) dwa patenty. Pierwszy z nich jest na „Interaktywną Książkę”, na której kartkach umieszczone mają być czujniki ruchu i nacisku. Czytelnik mógłby dzięki nim aktywować wizualne prezentacje, na przykład poprzez przewracanie strony lub klikanie konkretnych elementów.
Co ciekawe, w przypadku „Interaktywnej Książki” nie byłyby potrzebne specjalne okulary rzeczywistości rozszerzonej. Zamiast tego w grzbiecie książki mógłby zostać zainstalowany projektor lub inne urządzenie tego typu, które wyświetlałoby dodatkowe elementy na stronach książki. Wbudowany głośnik mógłby również odtwarzać wcześniej zapisane pliki dźwiękowe, co jeszcze bardziej może wzmocnić wrażenia podczas „czytania” (trudno powiedzieć czy jest to jeszcze właściwe słowo) takiej książki.
Drugi patent zgłoszony przez Google to „Wzbogacona Multimedialnie Książka Rozkładanka”. Zgodnie ze swoją nazwą miałaby to być podobnego rodzaju „Interaktywna Książka”, tyle tylko że z obiektami wyświetlanymi zdecydowanie ponad stronami. W tym celu dodatkowe treści mogą być wyświetlane na dwa sposoby – albo za pomocą okularów rzeczywistości rozszerzonej, albo na ekranie smartfona lub tabletu (tak jak na grafice poniżej). Według tego zamysłu każda strona książki będzie miała swoją drugą, cyfrową wersję.
Czy naprawdę tego potrzebujemy?
Oczywiście na razie są to tylko patenty. Nie jest zatem powiedziane, że kiedykolwiek książki nowej generacji ujrzą światło dzienne. Ba, nie wiadomo nawet czy powstaną ich prototypy. Pytanie tylko czy naprawdę tego potrzebujemy, czy jest konieczność wynajdywania książki na nowo… W obecnym kształcie książki pozwalają rozwijać wyobraźnię znacznie lepiej niż filmy czy gry, w których wszystko mamy „na tacy”.
Oczywiście są też zastosowania, w których tego typu rozwiązania świetnie zdałyby egzamin. Na grafikach zamieszczonych we wnioskach patentowych widzimy jednak głównie „bajki” i tu pojawia się pytanie, czy chcemy, by nasze dzieci były od małego przesiąknięte cyfrowymi technologiami. Z drugiej strony – dlaczego by nie iść z duchem czasu? Zachęcamy do dyskusji w komentarzach – zarówno bowiem argumentów „za”, jak i „przeciw” nie brakuje.
Źródło: Engadget, USPTO
Komentarze
12Co do drugiego patentu - niezbyt to rozumiem. Jeżeli autor chce to może normalnie zamieścić jakieś rysunki/mapy w książce, więc to nic nowego. Ponadto, możliwość wyobrażenia, doprecyzowania sobie detali jest raczej plusem książki, a nie minusem.
Takie rozwiązanie świetnie sprawdzi się w książkach związanych z edukacją. Wizualna prezentacja może uzupełnić tekst i tyle. Nie zastąpi to tradycyjnej książki, ale może nie to jest celem...