Upadek lądownika Schiaparelli na Marsie nie poszedł na marne - zakończono śledztwo
Nieco ponad pół roku zajęło komisji powołanej przez ESA ustalenie przyczyn, dlaczego lądownik Schiaparelli nie wylądował na Marsie jak planowano.
Brzmi to może złowieszczo, bo jakże inaczej można odbierać słowo śledztwo. Lecz w przypadku lądownika Schiaparelli nie ma mowy o żadnym przestępstwie. Śledztwo było naturalną koleją rzeczy, która miała wyciągnąć z losów tego lądownika jak najwięcej wniosków. Jak pisałem w listopadzie 2016 roku, nie była to porażka, a raczej nie całkowicie zrealizowany projekt. Bo większość z 6 minutowej misji Schiaparelliego na Marsie zakończyła się sukcesem.
Najważniejsza część misji Schiaparelliego miała miejsce podczas lotu, gdy sensory zbierały cenne dane
Raport i zawarte w nim wnioski
Raport, który upubliczniła ESA wskazuje na konflikt danych w komputerze pokładowym, na który oprogramowanie zareagowało tak jak zareagowało. Czyli przerywając zbyt wcześnie sekwencję lądowania. Można w tej chwili narzekać, jak to możliwe, że do tego doszło, ale spójrzmy się na sprawę pozytywnym okiem. Nasze loty w kosmos to wciąż raczkowanie, lądowań łazików na powierzchni Marsa było raptem pięć, lądowników też trafiło tam niewiele, dlatego nawet taka „porażka” to okazja by czegoś się nauczyć. I jeszcze lepiej się przygotować do kolejnych misji, w tym ExoMars 2020.
Tym razem dowiedzieliśmy się następujących rzeczy:
- lądownik w 3 minuty po wejściu w atmosferę doznał szybkiej rotacji, zbyt dużej by została ona prawidłowo zmierzona
- ten błąd doprowadził do złego oszacowania wysokości lądownika, pogubiły się instrumenty nawigacyjne, naprowadzające i ich oprogramowanie
- źle oszacowana wysokość wpłynęła na dalsze pomiary radarowe, z których wynikło, że lądownik znalazł się poniżej poziomu gruntu
Reakcja na taki stan rzeczy była następująca - odrzucony został spadochron i osłona, a silniki hamujące zadziałały jak pamiętamy jedynie przez 3 sekundy, zamiast pół minuty. Potem Schiaparelli jak wiemy swobodnie spadał by uderzyć w powierzchnię Marsa z prędkością aż 540 km/h.
Zdjęcia lądownika i spadochronu wykonane z orbity Marsa w listopadzie 2016 roku
Dla chętnych do pobrania pełen raport w postaci pliku PDF.
Oprogramowanie, jeszcze raz oprogramowanie, to jest najważniejsze
Częściowa porażka misji Schiaparelli, choć cały czas pamiętajmy, że była to tylko demonstracja, swoisty test dodatkowy do misji Trace Gas Orbiter, ponownie udowodniła, że oprogramowanie jest tym elementem każdej misji czy projektu, na który należy zwracać szczególną uwagę. I który w ostateczności niestety prędzej zawiedzie niż sprzęt.
Widać też jak na dłoni jak ważne są symulacje o jak największym stopniu realności. Wiadomo było, że można się spodziewać podmuchów wiatru, problemów z symetrycznym wypełnieniem czasy spadochronu itp… Lecz kombinacja wszystkich czynników sprawiła, że warunki jakie zaistniały podczas lądowania Schiaparelliego były do pewnego stopnia losowe.
Oprogramowanie, które jest w stanie działać autonomicznie i podejmować nawet bardzo trudne decyzje, a nawet improwizować, to nie tylko fantazje twórców filmów s-f, w których bohaterowie zawsze przeprowadzają realistyczne symulacje, by podjąć decyzję, czy warto ryzykować. To także nasz chleb codzienny, na Ziemi, Marsie czy gdziekolwiek się znajdziemy.
Źródło: ESA, inf. własna
Komentarze
14