Szef Facebooka, Mark Zuckerberg, został już przesłuchany w sprawie afery z Cambridge Analytica. Musiał odpowiedzieć na wiele niewygodnych pytań, między innymi o jego podejście do prywatności.
„Panie Zuckerberg, czy nie zechciałby pan podzielić się z nami nazwą hotelu, w którym się dzisiaj zatrzymał?” – takie bezpośrednie pytanie usłyszał znienacka szef Facebooka podczas przesłuchania w sprawie afery związanej z Cambridge Analytica. Jego autorem był senator Richard Durbin z Partii Demokratycznej.
Zmieszany Zuckerberg z niepewnym uśmiechem odpowiedział, że „nie”. Ale Durbin nie zamierzał na tym kończyć i spytał czy w takim razie na przykład podzielenie się nazwiskami osób, do których wysyłał ostatnio wiadomości byłoby dla niego niekomfortowe. Na to już znacznie szybciej i znacznie pewniej dyrektor generalny największego portalu społecznościowego na świecie odpowiedział, że wolałby tego publicznie nie robić.
Senator Durbin zmierzał oczywiście do tego, że prywatność jest dla ludzi niezwykle ważna, niezależnie od wielu czynników. Prawo do niej powinno zaś być bezwzględnie przestrzegane. Swoimi odpowiedziami Mark Zuckerberg potwierdził tę tezę, a – przypomnijmy – musiał odpowiadać na pytania, ponieważ nie upilnował danych kilkudziesięciu milionów użytkowników, którzy mu zaufali.
Inna sprawa, że korzystanie z Facebooka jest dobrowolne i każdy może sam decydować o tym, jakie informacje wrzuca do Internetu. Najprostszy wniosek z całej tej sprawy jest jednak taki, że nawet jeśli wysyła się coś tylko do znajomych, w rzeczywistości (z takiego lub innego powodu) może to trafić do kogokolwiek.
Co do samego przesłuchania, właściwie niewiele z niego wynikło. Szef Facebooka głównie musiał tłumaczyć to, jak działa Internet oraz odpowiadać na proste pytania, które niewiele wnosiły do sprawy. Było jedynie kilka ostrych ataków, z których nie najlepiej radzący sobie z wypowiedziami publicznymi Zuckerberg wychodził całkiem dobrze.
Zuckerberg wytłumaczył, że nie poinformował o „wycieku” danych, ponieważ firma Cambridge Analytica twierdziła, że usunęła zgromadzone informacje. Zapewniał, że nie sprzedaje danych użytkowników reklamodawcom, ale też, że to ludzie mają kontrolę nad tym, co umieszczają w serwisie. Stwierdził także, że „nie czuje, by Facebook był monopolistą”, a tym, czego najbardziej żałuje, jest zbyt wolne działanie w identyfikacji zagrożeń.
Źródło: Business Insider, Bloomberg, Slate. Foto: kadr z filmu na kanale Slate
Komentarze
25klamstwo. właśnie otrzymałem sms wysłany przez znajomą z FB której nie widziałem 10 lat i która na miliart procent nie posiada mojego numeru. przenigdy nie udostępniałem tego numeru w sieci. jedynie w PRYWATNYCH wiadomościach do zaufanych ludzi. fb od dawna mnie napastuje z informacją o moim numerze i czy chcę go dodać do fb bo będzie cudownie i NIE istnieje możliwośc pernamentnej odmowy zamieszczenia takiej informacji. można zamknąć okno-wyskoczy jutro, można kliknąć "nie w tej chwili" - i też pojawi się kolejnym razem ta "propozycja nie do odrzucenia"
Taka sytuacja jest już sama w sobie mocno podejrzana. Później dziwić się, że pomimo zastrzeżonej prywatności, niektórego dane, zdjęcia czy wiadomości w magiczny sposób wypływają cholera wie gdzie i cholera wie dla kogo.
To że Andżelika na publiczne konto na FB i ponad 100 debilnych aplikacji i gier ma dostęp do jej informacji i konta, to już zupełnie inna historia. Wydaje mi się, że każdy powinien używać mózgu, ale FB sam w sobie nie powinien w "magiczny" sposób uzyskiwać dostępu do naszych danych, które i tak - Bóg jeden wie dlaczego, pozwala nam zastrzegać, a później zdobywa do nich dostęp...