Załoga Boeing Starlinera ma wyznaczony powrót na Ziemię na nie wcześniej niż 18 czerwca 2024 r. Na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, wraz z obsługą naziemną, dwoi się i troi, by ten powrót był udany. Bo Starliner ma problemy i przybyło ich po locie na orbitę.
Boeing Starliner po wielu kłopotach ze startem, a także podczas lotu w stronę Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, pomyślnie zadokował do tej ostatniej 6 czerwca. To z pewnością sukces i kolejny krok ku coraz pomyślniejszej załogowej eksploracji kosmosu, ale dla całej misji był to tylko jeden z trzech ważnych etapów - lotu na stację, pobytu na stacji i powrotu na Ziemię. Dopiero po zakończeniu wszystkich misję będzie można uznać za udaną. A i to nie oznacza, że NASA zdecyduje się od razu przyznać Boeingowi licencję na obsługę lotów załogowych na MSK.
Start Starlinera 6 czerwca 2024 r. (fot: NASA)
Co dzieje się ze Starlinerem na orbicie?
Historię przygód Boeinga na Ziemi, zanim ten zdołał wysłać dwójkę ludzi w kosmos na pokładzie Starlinera, poruszaliśmy już kilka razy. Wyciek helu, który ma miejsce w czasie gotowości do lotu i samego lotu pojazdu, faktycznie nie okazał się fatalny w skutkach, ale teraz sprawy mają się zgoła inaczej. Nie jeden, a pięć wycieków zidentyfikowano w układzie chłodzenia systemu napędowego. To wciąż zdaniem Boeinga nie jest duży powód do obaw. Starliner, gdy jest zadokowany do stacji, ma zamknięte zawory systemu dystrybucji helu i wyciek nie następuje. Gdy ruszy w powrotną podróż będzie miał zapas helu na około 70 godzin. To wystarczająco dużo, bo lot na Ziemię potrwa tylko około 7 godzin.
Kłopot podczas lotu na MSK sprawiły także silniki. Pięć z 28 pędników zawiodło co sprawiło, że dokowanie udało się dopiero za drugim razem, gdy sterowanie czterech udało i się zresetować. To drugi problem, o którym załoga i obsługa misji Starliner musi pamiętać. Prawidłowo nie zamyka się też zawór blokujący przepływ utleniacza do silników manewrowych w module serwisowym. Kontrola naziemna zdecydowała, że nie będzie on poddawany testom cyklicznego otwarcia i zamknięcia do końca misji, za to monitorowany będzie jego stan.
Starliner dolatuje do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej 6 czerwca 2024 r. (fot: NASA/Boeing)
Pobyt na orbicie przedłużony o cztery dni do 18 czerwca
Podstawowe cele misji na orbicie to sprawdzenie jak Starliner sprawuje się będąc zadokowanym do stacji przy minimalnym poziomie zasilania. Kolejny cel misji to sprawdzenie, czy Starliner może pełnić rolę kapsuły ratunkowej w przypadku problemów na MSK, a to oznacza całkowicie autonomiczne funkcjonowanie i podtrzymywanie życia załogi na jego pokładzie. W tym też celu, do dwójki testowych oblatywaczy - Barry’ego Willmore’a i Sunity Williams - dołączył przebywający na MSK Matthew Dominick i Tracy Dyson. Bo docelowo NASA chce, by Starliner podobnie jak Dragon SpaceX zabierał w lot czteroosobową załogę. Testom poddano także akumulatory modułu serwisowego.
Jak ważna jest sprawność pojazdu przekonał się Frank Rubio, który w wyniku problemów z kapsułą Sojuz pobił nieplanowany rekord długości ciągłego przebywania na orbicie przez Amerykanina - 371 dni. Kilkadziesiąt lat wcześniej jeszcze większemu wyzwaniu stawiła czoło załoga Apollo 13. Wtedy eksplozja jednego ze zbiorników z ciekłym tlenem pozbawiła astronautów możliwości korzystania z modułu załogowego podczas lotu orbitalnego- musieli oni przesiąść się do modułu księżycowego. Ciekawostką jest tu zbieżność rozmiarów kapsuły Starliner, która jest bardzo podobna do rozmiarów kapsuł pojazdów misji Apollo. To oczywiście pod innymi względami inna konstrukcja, więc nie ma co tu dopatrywać się negatywnych skojarzeń.
Początkowo pobyt załogi Starlinera planowany był na osiem dni. Czyli, po dokowaniu 6 czerwca planowano powrót na 14 czerwca. Przesunięto go jednak na 18 czerwca by kontrola misji miała więcej czasu na opracowanie planu powrotu, który wyeliminuje ewentualności maksymalizujące ryzyko awarii podczas lądowania. Zadokowany do stacji pojazd zdołał uchwycić na zdjęciu satelita Maxar.
Lądowanie obarczone dużym ryzykiem
To nie ulega wątpliwości. W zasadzie wciąż każdy powrót człowieka z misji na orbicie jest niebezpieczny, jednak sytuacja Boeing Starliner to niebezpieczeństwo zwiększa. Lot na Ziemię będzie jednocześnie niepowtarzalną okazją do sprawdzenia funkcjonowania kapsuły w warunkach, których normalnie nikt nie chciałby doświadczać.
Termin odłączenia Starlinera od MSK wyznaczony na 18 czerwca wydaje się pewny, ale dopiero tuż przed tą datą, NASA i Boeing ogłoszą decyzję, czy nie trzeba dodatkowych testów na orbicie. Na szczęście Starliner może pozostać zadokowany do ISS jeszcze długo.
W planach jest uruchomienie wszystkich 28 silników manewrowych, włącznie z tym, który zawiódł podczas lotu na stację. Choć nie jest to konieczne, pozwoli zebrać dodatkowe dane na temat funkcjonowania modułu serwisowego, który okazał się w pierwszej załogowej misji Starlinera najbardziej kłopotliwym elementem.
Tymczasem załoga Starlinera nie nudzi się na orbicie. Gdy nie musi interesować się swoim pojazdem, ma do przeprowadzenia różne eksperymenty, które na okoliczności misji kosmicznej przygotowała NASA i Boeing. Dwie dodatkowe osoby w załodze to także odciążenie regularnej ekspedycji od codziennych obowiązków. Ułatwiło to przygotowanie do spaceru kosmicznego w celu naprawy szwankującej elektroniki na zewnątrz stacji, a także ciekawego eksperymentu, który wymaga zebrania próbek mikroorganizmów z zewnętrznej powłoki stacji w celu oceny ich zdolności do przeżycia w wyjątkowo nieprzyjaznym środowisku jakim jest przestrzeń kosmiczna.
Źródło: Boeing, inf. własna, NASA, foto wejsciowe: Starliner zadokowany do ISS podczas misji w 2022 r.
Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!