Jeden programista, wraz ze swoim komputerem, może osiągnąć lepsze rezultaty niż czterech (ludzkich) maklerów.
Film Wilk z Wall Street może i jest po części komedią i może wyolbrzymia pewne kwestie, ale jest też bardzo ciekawym przedstawieniem stereotypowego króla życia – zawsze elegancko ubranego maklera, który obraca ogromnymi pieniędzmi. Coraz częściej jednak bardziej niż taki makler liczyć będzie się programista.
Stwierdzenie na wyrost? Być może odrobinę, ale fakty pozostaną faktami. Bank inwestycyjny Goldman Sachs jest najlepszym na to dowodem. Jeszcze półtorej dekady temu w jego głównej siedzibie zatrudnionych było około 600 maklerów, dziś – zaledwie dwóch. Reszta roboty została powierzona 200 inżynierom IT – głównie programistom rozwijającym algorytmy, które mają podejmować lepsze decyzje niż ich ludzkie odpowiedniki.
To jednak tylko siedziba główna, a jak wygląda to globalnie. Dość powiedzieć, że co czwarty zatrudniony w Goldman Sachs to właśnie osoba zajmująca się technologią. Dyrektorem finansowym banku jest zaś dotychczasowy dyrektor od cyfryzacji – Marty Chavez. W innych tego typu instytucjach sytuacja wygląda zresztą podobnie.
Dlaczego tak się dzieje? Przede wszystkim ze względu na wspomnianą już sprawniejszą kalkulację ryzyka inwestycyjnego przez komputer wykorzystujący uczenie maszynowe (czyli zwiększanie skuteczności wraz z każdą podjętą decyzją, a właściwie analizą jej skutków). Nie bez znaczenia jest też to, co Chavez przyznał w rozmowie z MIT Technology Review – czterech maklerów można zamienić na jednego programistę z jednym komputerem, a uzyska się taki sam, a może nawet lepszy efekt.
Źródło: Business Insider, MIT Technology Review. Foto: kadr z filmu Wilk z Wall Street / Paramount Pictures
Komentarze
4