Autonomiczne jednostki pływające mogą zwiększyć szanse na powodzenie misji, obniżyć jej koszty i poprawić bezpieczeństwo.
Autonomiczne jednostki wodne dla wojska (wyposażone np. w drony) marzą się firmie Rolls-Royce PLC. A właściwie to nie tyle marzenie, co cel. Co więcej, producent jest na dobrej drodze do jego realizacji.
Już teraz istnieją małe bezzałogowe i zdalnie sterowane jednostki pływające, ale ich funkcjonalność kończy się właściwie na wspieraniu innych, większych okrętów. Są też takie, które działają samodzielnie, ale wówczas mówimy o łodziach patrolowych, które nie oddalają się zbytnio od brzegu. Te „maleństwa” są przydatne, ale nie wykorzystują w pełni potencjału drzemiącego w autonomii. Zmienić to chce właśnie Rolls-Royce PLC.
Rolls-Royce PLC (czyli firma działająca w sektorze jednostek latających i pływających, funkcjonująca oddzielnie od producenta samochodów Rolls-Royce Motor Cars) zaprezentowała koncepcyjny okręt autonomiczny, który mógłby stać się częścią floty amerykańskiej marynarki wojennej.
Maszyna (której sercem są silniki Rolls-Royce’a) ma zasięg 3500 mil morskich i wyporność na poziomie 770 ton, a osiągane przez nią prędkości mają przekraczać 45 km/h. Na wodach może pozostawać przez więcej niż 100 dni, wykonując w tym czasie rozmaite misje, w zależności od tego, w co zostanie wyposażona. Swoje otoczenie analizuje zaś dzięki LIDAR-owi (a więc w taki sam sposób, jak robią to autonomiczne samochody).
Największa korzyść płynąca ze stosowania autonomicznych jednostek jest taka, że można wykonywać te same misje przy udziale zdecydowanie mniejszej liczby ludzi (drużyna ograniczona jest do żołnierzy w bazie). Możliwości są nawet większe, bo przestrzeń zajmowaną dotąd przed załogę można wypełnić (dajmy na to) dronami.
Podsumowując, autonomiczne jednostki pływające mogą zwiększyć szanse na powodzenie misji, obniżyć jej koszty i poprawić bezpieczeństwo. Rolls-Royce przewiduje jednak, że na urzeczywistnienie takiego projektu może potrzebować nawet 10 lat.
Źródło: Popular Science. Ilustracja: Rolls-Royce PLC/Flickr
Komentarze
11Myślę, że chodziło o 45 mil morskich/h co dawałoby już powyżej 100 km/h i byłoby dość przyzwoitym wynikiem wśród niszczycieli.
Albo z potencjalnymi atakami hakerow na takie jednostki ?
Jestem za wprowadzeniaem AI do transportu, wodnego, kolejowego, naziemnego itp, ale nie jako jedynego czynnika decyzyjnego. To jest po prostu glupota i proszenie sie o klopoty.
AI powinno wspomagac decyzje czlowieka a nie go zastepowac.
Zwlaszcza ze tak naprawde to nie wiemy czy to AI dobrze dziala, nie ma w tej chwili zadnych cywilnych systemow ktore by w wiekszosci opieraly sie na AI wiec trudno wyciagnac jakies miarodajne wnioski. A tutaj probuje sie wskoczy na 'wyszy bieg' calkowicie oddajac kontrole komputerowi.
Najbardziej przeraza to ze to sa jednostki wyposarzone w bron.
Jest tylko jedo usprawiedliwienie takiej glupoty.
Kontrola.
Politycy chca ominac niewygodnych wojskowych ktorzy mowia im ze : 'nie, nie mozemy zbombardowac tej wyspy, tam sa setki cywili'.
W przypadku AI nie bedzie problemu, zawsze bedzie mozna zwalic na 'zepsuty komputer'...
1. Brak buntu i ryzyka niewykonania rozkazu(do tego roboty zamiast żołnierzy* i "Pany" mają swoją w 100% podległą armie).
2. Mniej świadków przy operacjach o których ludzie nie powinni wiedzieć.
3. Ewentualne szkody, zniszczenia lub śmierć można wytłumaczyć błędem systemu lub hakerami.
*Chociaż dzisiaj żołnierze(ludzie) to też zaprogramowane roboty
Tak swoją drogą to przypomniał mi się skynet z Terminatora :D
Lidar - już w wypadku samochodów zawodzi, a na morzu bezużyteczny.
Autonomia - już w wypadku prostego przemieszczania z punktu a do b mamy problem, a co dopiero z zaawansowanym ośrodkiem decyzyjnym dotyczącym dynamicznie zmieniających się misji.
Poza tymi "drobnymi" ale to ok