Sony odkrywa coraz więcej kart w temacie zakrzywionych sensorów. Pierwsze skorzystają z nich kompakty z obiektywami o stałej ogniskowej.
W połowie czerwca donosiliśmy o skonstruowaniu przez Sony prototypowego sensora, którego powierzchnia została zakrzywiona. Teraz mamy okazję pokazać pierwsze, określane przez niektórych jako "historyczne" zdjęcie z takiego sensora. Nie jest to nic szczególnego, ot scenka z makiety kolejki, ale to dowód, że technologia jest dojrzała i jeszcze w tym roku możemy spodziewać się kompaktowych aparatów cyfrowych z takimi sensorami. Sony potwierdziło, że masowa produkcja zakrzywionych sensorów jest już gotowa do wdrożenia.
Dlaczego kompaktów, a nie od razu lustrzanek, lub przynajmniej systemowych aparatów. Otóż, choć z zakrzywionej konstrukcji płynie wiele korzyści, na przykład brak winietowania czy abberacji w narożnikach, to są też problemy. Do przebycia, jednak z perspektywy masowej produkcji istotne. Przede wszystkim chodzi o kłopotliwe konstruowanie obiektywów zoom o wysokim współczynniku zmiany ogniskowej dla zakrzywionych matryc. Nie oznacza to, że takowe nie powstaną, ale trzeba na to czasu. Sony zwraca także uwagę, że obecnie zakrzywione pełnoklatkowe sensory nie mają zdolności rozdzielczej, która mogłaby być porównywana z tradycyjnymi płaskimi pełnoklatkowymi sensorami.
Dlatego pierwsze aparaty, które takie zakrzywione sensory otrzymają, to na przykład odpowiedniki stałoogniskowego Sony RX1 czy Fujifilm X100S. Oznacza to, że początkowo zasięg takich aparatów ograniczy się do entuzjastów fotografii, którzy mają sprecyzowane wymagania. Mimo to czekamy z niecierpliwością na nowego Sony RX1 z zakrzywionym sensorem FF.
Warto także podkreślić, że doniesienia dotyczące technologii Sony w dużej mierze bazują na tłumaczeniach japońskojęzycznych dokumentów. A wiedząc jak trudny jest techniczny język japoński, trzeba pamiętać, że czasem do przekładu mogą wkraść się niedomówienia.
Źródło: Nikkei
Komentarze
6Wintowanie (falloff) i tak będzie, bo to wynika z prostej geometrii. Powierzchnia soczewki największa jest w osi, a im dalej od osi się zmniejsza.
Tu nie ma problemów ze względu na różne zoomy. W lustrzankach obiektywy się wymienia, można tu pominąć, że są wykorygowane, aby dawały obraz na płaszczyźnie. To jest oczywistość. Ale nawet nie było by problemem. Problemem było by to, że obiektywy, bez korekcji, o różnych ogniskowych wymagały by różnych promieni krzywizny. To oznacza dokładnie, że takowe nie powstaną.
Sony w zakrzywione sensory bawi się tylko z jednego powodu - będzie można uprościć np taki obiektyw smartfonowy do jednej soczewki. Nawet nie będzie potrzeby składania achromata. Można będzie ją wykonywać z najtańszego szkła. Sferyczność obrazu skoryguje zakrzywiony sensor, aberracje chromatyczne oprogramowanie.
Naprawdę dajcie powód aby docenić waszą robotę...
Winietowanie to przecież niedostateczne pokrycie pola obrazowego przez obiektyw.
Aberracje owszem, ale łatwiej naprawia się aberracje niż sferę ostrości zamiast płaszczyzny.
Inaczej mówiąc, jeśli Sony tylko powyższe "naprawia", to uprawia sztukę dla sztuki.
A później ten zakrzywiony obraz należy wyświetlić na płaskiej powierzchni. Fakt, że jeszcze później obraz pada na wklęsłą powierzchnię siatkówki oka, ale w mózgu musi być znowu przetworzony jako płaski.