Rosnące zagrożenie ze strony cyberprzestępców niepokoi Unię Europejską. Dlatego też pojawiła się idea stworzenia cybergranic w internecie, które pozwolą kontrolować napływ informacji spoza Unii.
Coraz więcej instytucji życia publicznego staje się zależna od komputerów i działającego na nich oprogramowania. Odpowiednio przygotowany atak sieciowy może być bardzo poważny w skutkach, tak samo jak kataklizmy naturalne. Nic więc dziwnego, że podczas prac połączonych grup roboczych Rady UE wypłynął pomysł stworzenia wspólnej dla krajów członkowskich UE cyberprzestrzeni.
Ruch w jej granicach (tak zwana wirtualna strefa Schengen) odbywałby się całkowicie swobodnie, natomiast wszelkie informacje napływające spoza wirtualnych granic Europy byłyby kontrolowane tak, aby uniknąć ataków z zewnątrz. Weryfikacji danych dokonywałoby się w wirtualnych punktach granicznych (virtual access points) z wykorzystaniem tak zwanej czarnej listy, zawierającej zestawienie niepożądanych treści.
Cyberbezpieczeństwo jest troską nie tylko na najwyższych szczeblach unijnych, ale także w poszczególnych krajach. W niektórych państwach UE pojawiły się już nawet głosy, że stajemy się zbyt uzależnieni od cyfrowych technologii i w przypadku naruszenia cyfrowego bezpieczeństwa możemy stanąć w obliczu poważnego kryzysu.
Trudno jednak powiedzieć czy taka wirtualna europejska cyberprzestrzeń może być stworzona bez naruszenia praw do swobody w internecie i minimalnej choćby cenzury treści. Warto też zwrócić uwagę, że szanse na wyizolowanie bezpiecznej europejskiej sieci są w dzisiejszych warunkach dość iluzoryczne.
Komentarze
53Poza tym, po co jakieś granice? Że niby to ma ochronić UE przed cyberatakiem? A co jeśli nastąpi on wewnątrz UE? Jak ma się coś wydarzyć to się wydarzy i nic tego nie powstrzyma.
(to ironia przez łzy - informacja dla politycznie poprawnych oszołomów - nie propaguje żadnego z powyższych systemów, których ikonami byli obaj Panowie)
Nowoczesna komuna.
Ten pomysł na prawdę przygnębia.