Wirtualny prawnik nie zastąpi tego ludzkiego, ale może mu skutecznie pomóc, a ostatecznie zyskać może na tym też klient. W jaki sposób?
1000 rozmów z potencjalnymi klientami i sprzedaż usług prawnych o wartości 15 tysięcy dolarów w jeden dzień roboczy. To wynik, który dla ludzkiego prawnika byłby niemożliwy, ale Parker takimi właśnie statystykami mógł się pochwalić już w pierwszej dobie swojej „pracy”.
Czas wirtualnych prawników
Kim – a właściwie: czym – jest Parker? To wirtualny konsultant „zatrudniony” w australijskiej kancelarii Norton Rose Fulbright. Jego wyniki wyraźnie pokazują, że era wirtualnych prawników może nadejść bardzo szybko, przy czym oczywiście jest kilka „ale”.
Już na samym początku należy podkreślić, że wirtualny asystent nie powstaje po to, by zastąpić tego ludzkiego, a porównywanie wydajności jednego i drugiego pracownika nie jest miarodajne. Po co więc w ogóle zawracać sobie tym głowę?
Otóż chodzi o potencjał automatyzacyjny. Tylko ludzki prawnik jest w stanie dobrze poprowadzić sprawę klienta, ale prostsze zadania można przerzucić na maszynę i wcale nie musi się to wiązać ze stratą jakości świadczonej usługi. Wręcz przeciwnie – może być lepiej, bo też szybciej.
Co potrafi bot?
„W centrach kontaktowych boty są zdolne do samoczynnej obsługi prostych spraw, które nie wymagają zaangażowania konsultantów, pozwalając im w pełni skupić się na pozostałych, trudniejszych obowiązkach. W branży prawniczej sytuacja przedstawia się bardzo podobnie” – tłumaczy Maciej Stanusch ze Stanusch Technologies.
Co więc może robić taki bot? Wróćmy do Parkera – we wspomnianej kancelarii zajmuje się udzielaniem prostych porad, głównie dotyczących zmian prawnych związanych z wejściem w życie rozporządzenia RODO (GDPR).
I to właśnie tutaj największy potencjał wykazują boty. Tutaj, to znaczy w sytuacjach, gdy porada nie wymaga dokonania głębszej analizy tematu, a jedynie konkretnych odpowiedzi na serię pytań. W praktyce oznacza to 1) odciążenie prawników i 2) zmniejszenie kosztów po stronie klientów.
Wirtualnie = taniej
To właśnie koszty są bowiem podstawowym powodem, dla którego konsumenci nie udają się do specjalistów. Z raportu Clio – 2018 Legal Trends Report wynika, że taka argumentacja dotyczy 35 proc. osób borykających się z problemami prawnymi.
„[Dzięki botom] klient nie pokrywa kosztów godziny zaangażowania prawnika w jego sprawę – jak ma to najczęściej miejsce w kwestiach możliwych do rozwiązania w najkrótszym czasie. Kilkanaście minut rozmowy z wirtualnym doradcą wiąże się z kosztami nieporównywalnie mniejszymi” – dodaje Maciej Stanusch.
A co w przyszłości? Dzięki rozwojowi sztucznej inteligencji, oprócz udzielania prostych porad, wirtualni prawnicy będą mogli również wspomagać ludzi na przykład przy analizach umów, zwiększając ich skuteczność.
Źródło: inPlus Media, Stanusch Technologies, inf. własna. Foto/ilustracje: Pixabay (CC0) – geralt (1), mohamed_hassan (2), 1820796 (3)
Komentarze
4No ale pewnie pojda na skarge do komisji europejskiej a ta ich przywroci do pracy a wirtualnych sedziow wylaczy raz na zawsze!
Ale wiadomo jest kilka wpływowych grup którym to jest bardzo nie na rękę będą mnożyć problemy aby to nie weszło.
Natomiast rządzący politycy nigdy nie byli technicznie zbyt na czasie i na tyle kumaci aby w ogóle dostrzec taką możliwość i zrobią tylko to co im sytuacja narzuci i doradcy, którzy jak wiadomo są powiązani zawsze z jakimiś biznesami i nie jest im po drodze z potrzebami ogółu.
Przykładem na to że przy wprowadzaniu jakiś rozwiązań dba się się o interesy wpływowych biznesów i interesy powiązanych z nimi polityków a nie o dobro ogółu mogą być nowe e dowody które owszem będą oferować e podpis ale będą obsługiwane za grubą kasę i prawdopodobnie przez te same firmy dla których politycy PO wprowadzili e-podpis dla rozliczania podatki.