Zdjęcie w domenie publicznej - czy można uznać je za własne i robić z nim wszystko?
Jak daleko może sięgać dozwolone użycie zdjęć dostępnych w Domenie Publicznej? To z pozoru proste pytanie, wymaga dłuższej dyskusji.
Niedawno pisałem o niezbywalności praw autorskich osobistych i kwestii podpisywania zdjęć. Teraz poruszmy nieco inny temat, ale może jeszcze ciekawszy z perspektywy zwykłego fotografa. Rzucamy pod dyskusję pytanie zawarte w tytule. Przez „własne” i „wszystko” należy rozumieć nie tylko dowolne wykorzystanie zdjęcia, nawet nie tylko zarobkowanie na nim, ale nawet żądanie opłaty od jego autora.
Źródło problemu
Cały problem ma swoje źródło w głośnym ostatnio sporze pomiędzy fotografką Carol M. Highsmith a agencją foto Getty Images.
Getty Images to agencja, która zajmuje się tworzeniem banków zdjęć i ich udostępnianiem za opłatą (z dość skomplikowanym systemem licencjonowania). Getty wspiera fotografów w zarabianiu na zdjęciach, ale również zatrudnia własnych fotografów, którzy wykonują zdjęcia dla Getty. Choćby podczas ostatniej olimpiady w Rio De Janeiro.
Taka działalność nie wygląda na szkodliwą, ale przypadek Carol M. Highsmith pokazuje, że Getty potrafi postępować w stylu zaiksowym. Otóż ta fotografka otrzymała od agencji pismo informujące o naruszeniu praw Getty i żądaniem zapłaty za wykorzystanie zdjęcia.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby Getty faktycznie było autorem tej fotografii, ale jest nim właśnie Carol M. Highsmith. Co więcej, okazało się, że Getty ma w swojej „ofercie” aż 18755 fotografii, które wykonała Carol. Żąda za nie od 175 do 575 dolarów.
Fotografka nie pozostała dłużna i w lipcu wytoczyła Getty sprawę z żądaniem odszkodowania na kwotę miliarda dolarów. Kwestię jej wysokości odłóżmy na bok - wiąże się ona z liczbą zdjęć i wspomnianymi kwotami. Zobaczmy co sprawiło, że Getty uważa swoje działanie za słuszne, a zarzuty autorki zdjęć za bezpodstawne i żąda od sądu umorzenia sprawy.
Getty odpowiada na zarzuty fotografki
Carol M. Highsmith w swoim czasie motywowana chęcią wsparcia zasobów Biblioteki Kongresu, zdecydowała się udostępnić jej wspomniane prawie 19 tysięcy zdjęć. Zdjęcia trafiły do domeny publicznej. I w tym momencie wkracza Getty, które wspomniane zdjęcia „przywłaszcza”, umieszcza w swojej bazie i zaczyna na nich zarabiać. Chce zarobić nie tylko na niewiedzy klientów, którzy nie zdają sobie sprawy, że zdjęcia są dostępne za darmo, ale nawet na ich autorce.
Takie postępowanie z pewnością nie zasługuje na pochwałę, wręcz przeciwnie, na silną krytykę. A jednak odpowiedź Getty na pismo sądowe sugeruje, że ma ono sobie za nic czyjeś prawa.
Prawnicy Getty twierdzą, że zdjęcia, które trafiły do domeny publicznej mogą być dowolnie wykorzystane. Nawet w celach zarobkowych. I przywołują jako przykład dzieła Dickensa czy Shakespeare’a - czyż jednak w teatrze nie płaci się za grę aktorską, a nie tylko tytuł sztuki?
Zarzut powódki, czyli przywłaszczenie sobie praw autorskich, odrzucają argumentując, ze zdjęcia w Domenie Publicznej są „niczyje” (tzn. nie mają przypisanych praw autorskich). Więc nie można mówić tu o ich przywłaszczeniu i odebraniu tychże praw twórcy zdjęć. Poza tym zarchiwizowanie tych zdjęć na serwerach Getty generuje koszty, za które potencjalny klient powinien zapłacić.
Kto ma rację - czy zdjęcie w domenie publicznej jest niczyje?
Sprawa pomiędzy Carol a Getty pewnie nie zakończy się szybko. Odłóżmy ją na bok i zastanówmy się nad pytaniem „czy zdjęcie w domenie publicznej jest niczyje (tzn. należy do każdego)?”. Przypominam, że prawa autorskie osobiste są niezbywalne, a przedmiotem sporów mogą być tylko prawa majątkowe.
Definicja Domeny Publicznej zakłada, że trafiają do niej dzieła, do których nie można mieć już roszczeń z tytułu praw majątkowych. Prawa te bądź wygasły, bądź nigdy nie miały zastosowania. Takich dzieł, a w tym przypadku zdjęć, nie trzeba opisywać imieniem i nazwiskiem autora (choć wspomnienie o autorze jest mile widzianą praktyką). Można je też wykorzystać komercyjnie.
Nie oznacza to jednak, że te zdjęcia są niczyje. Ktoś je musiał wykonać i pozostanie ich autorem niezależnie od tego ile upłynie lat. Zdjęć z domeny publicznej nie można traktować jako swoich i żądać opłat od innych za ich użycie.
Warto zwrócić uwagę, że polskie prawo autorskie nie zawiera określenia „domena publiczna”. Jest za to pojęcie „publiczna własność państwa”, które niestety źle definiuje charakter takich prac.
Zdjęcie do domeny publicznej może dodać każdy z nas. Nie powinniśmy wtedy mieć pretensji, gdy zostanie wykorzystane przez kogoś innego. Pytanie, jak daleko może sięgać takie użycie? Czy można pobierać opłaty za dystrybucję zdjęcia, nawet jeśli nie zostało ono zmodyfikowane i nie jest częścią większego utworu? A innych użytkowników takiego zdjęcia, w tym autora, obciążać opłatą? I co najważniejsze uzasadniać ją kosztami przechowywania na serwerze jeśli już wcześniej były one dostępne w sieci?
Wydawałoby się, że odpowiedź na te pytania jest oczywista. Getty pokazuje, że można jednak inaczej. A co wy o tym sądzicie?
Źródło: DIY Photography, inf. własna, foto wejściowe z archiwum Biblioteki Kongresu/autorka: Carol M.Highsmith
Komentarze
4Moralnie rację ma fotograficzka, ale prawnie to kto wie? jakoś nie odebrałem tego, aby getty images działało w dobrej wierze.
Co do getty images, to jest tylko jedno słowo na s i kończące się na o, które idealnie określa takie postępowanie.
Tłumaczenie agencji jest bezsensownie i niepoważne. Ciekawe czy im by się podobało, gdyby wykorzystywano ich znak towarowy, który widniał np. na darmowym zdjęciu.