Kto się boi zastrzyków? W pamiętnym The Suffering z 2004 roku, główny bohater ma dostać złoty strzał w zakładzie penitencjarnym Abbott na wyspie Carnate. Torque wykończył podobno swoją żonę i dzieciaczki. Scenariusz milczy na temat tego, czy żona zbyt często przesalała zupę, czy może dzieciaki nie chciały biegać do sklepu po piwo i fajki. Zasadniczym problemem tatuśka, który z wyglądu przypomina ... (tutaj wpisz imię teściowej) jest to, że nic a nic nie pamięta.
Ale nie ma co się smucić, w grze występuje masa dziwacznych stworów, które bardzo chcą pomóc Torque. Moim ulubieńcem jest gość, którego roboczo nazwałem Jeżem. Jak widać na zdjęciu, Jeżu chce pokazać Torgue, że strach ma wielkie oczy i nie trzeba bać się zastrzyków. A tak w ogóle to wszystko będzie dobrze. Cechy szczególne: Jeżu wcześnie zaczął łysieć.
Właściwie na tym chciałem poprzestać, ale pomyślałem, że zechcecie poznać pozostałych znajomych Torgue. Oni też pragną dla niego jak najlepiej, tylko nie potrafią tego wyrazić we właściwy sposób. Poza tym, panowie! Każdy byłby wkurzony gdyby tak wyglądał?! Prawda?
O co tutaj chodzi? Większość przeciwników wiedźmy Bayonetty wygląda jakby wypadli z obrazów Hieronima Boscha, co jest o tyle zabawne, że reprezentują zastępy niebieskie, z którymi Bayonetta walczy. Jeśli ktoś nie potrafi się zorientować w tym galimatiasie, to piękna bohaterka znajduje się po lewej stronie i właśnie tnie na plasterki to budyniowate dziwadło.
Warto dodać, że Bayonetta lubi dla kurażu nieco się rozerwać, tj. ściągnąć z piekła różnorakie narzędzia tortur i zabawić się z pokonanym przeciwnikiem a la The Punisher. Bez dwóch zdań to babka ostra jak piła tarczowa!
Okej, nie mogę przecież dopuścić, że informacja była niepełna... Największą zaletą Bayonetty są jej mięśnie pośladkowe wielkie, dzięki którym jest tak niezwykle sprężysta i dynamiczna. Co ciekawe, podobnie jak Torgue, ona również straciła pamięć, obudziła się po prostu w drewnianej skrzyni na dnie jeziora. I dlatego uważam, że warto zrobić sobie patent płetwonurka.
Nie znam nikogo, kto by nie znał lub chociaż nie słyszał o japońskiej serii gier stworzonych przez Hironobu Sakaguchiego. Główny cykl obejmuje aktualnie 14 tytułów, ale wszystkich gier z rodziny jest trzy razy tyle. Chyba nikogo też nie dziwi, że w kraju Pokemonów, Tamagotchi i Pikatchu powstają najbardziej pokręcone dziwadła, jakie widział świat. Moim ulubionym jest Morbol, który jest winny temu, że stałem się bardzo podejrzliwy wobec roślin doniczkowych. Słyszałem jednak, że prawdziwa trauma i moczenie nocne jest udziałem wielu graczy, którzy natknęli się na Cactuara, czyli… kaktusa. Może dlatego, że jest taki… zielony.
Zanim zobaczyłem Zeno Clash, o Chile wiedziałem tylko tyle, że żyją tam lamy i rośnie święte drzewo Indian Mapuczów. Okazuje się także, że to nie wszystko, bo robią tam również mroczne gry w klimacie fantasty z kroplą gothic punku.
Główny bohater, niejaki Ghat, wyrusza do miejsca określanego końcem świata, bo podobno ukatrupił swojego, swoją Ojcamatkę, który wygląda jak połączenie Pinokia z Harrym Potterem. Dalej jest tylko lepiej i jeśli ktoś ma zalążki choroby psychicznej, po zderzeniu z Zeno Clash będzie od razu kwalifikował się do długiego urlopu w kaftanie bezpieczeństwa. Wrzucam tylko jedną fotę. Sami się zastanawiajcie, co lub kto to jest.
No, w wypadku tej giery przynajmniej wiadomo, że będzie ciężko. Głównym bohaterem jest Dante Alighieri, protoplasta humanizmu i twórca poematu o podróży przez Piekło, Czyściec i Raj. Nie będzie lekko, bo panowie z Visceral Games postanowili postawić na drodze graczy zestaw dziwadeł, które wepchną go szybko i gładko w paszczę obłędu. Moim ulubieńcem z miejsca stał się przystojny inaczej Gluttony, który mógłby w pewnych okolicznościach zrobić karierę grając w reklamach pasty do zębów. Wyjątkowo w tym wypadku wrzucam jego artystyczną wersję, która jest oczywiście ładniejsza. O ile w ogóle można tak powiedzieć…
„Coś” to klasa sama w sobie, zarówno film z 1982 roku jak i gra, która pojawiła się na świecie w 2002 roku. Do tego tytułu mam osobisty stosunek, bo niemal nabawiłem się odmrożeń, przemierzając zamarzniętą Stację 31. Tak działała na moją wyobraźnię.
Stwory w The Thing ocierały się o absurd, bo to były przecież poskręcane wory mięsa, dobre może na grilla, ale nie do rasowego TPP. Szkoda, że nie doczekaliśmy się nigdy The Thing 2, bo bardzo byłem ciekaw, czy ociekająca krwią breja nadal pobudzałaby moje ślinianki. Nie wiem jak wy, ale ja po sesji z The Thing zawsze byłem bardzo głodny!
No dobra, a teraz prawdziwy mistrz! Oczywiście w Silent Hill była masa dziwadeł, które mogły przyprawić, co delikatniejsze osoby o ból głowy lub chęć wyskoczenia z okna. Ot, choćby Piramidogłowy, czy znane i lubiane pielęgniareczki, jednak prawdziwą szarą eminencją gry autorstwa Keiichiro Toyamy był i jest Robbie Rabbit, który pojawia się w kilku odsłonach Milczących Wzgórz.
Umazany krwią kolorowy królik na tle pochodu szarych jak popiół, jęczących i powykrzywianych stworów, wygląda jakby spadł wprost z bajki Walta Disneya. I to właśnie miejsce gdzie go spotykamy sprawia, że jest równie dziwaczny jak Gienek Loska, który nagle zapragnąłby wyartykułować więcej niż pięć zdań naraz. I jeszcze te oczka! Robbie Rabbit wymiata bez dwóch zdań.
Legenda Dead Space rozpoczęła się wraz z premierą części pierwszej w 2008 roku. I tak już parę ładnych lat męczymy się z Isaacem Clarke, który nie może dojść do ładu i składu z rasą Necromorphów. Fakt, że ci ostatni nie są zbyt przystojni, ale to jeszcze nie powód, żeby się na nich z kretesem obrażać. Clarke tego nie rozumie, typowy twardogłowy sadysta, któremu wydaje się, że chłopak, który ma trochę za długie zęby, albo gość z nieco krzywymi nogami jest od razu do odstrzału. Ale cóż zrobić, wszyscy znamy wielu takich kolesi, najczęściej łysych, z kajdanem na necku i czarną beemą wyposażoną w oczojasne alusy. Myślą, że cały świat do nich należy. I kosmos też.
Giera jest równie dziwna jak różowe jajo strusia. Myślę, że wiele wyjaśnia fakt, że nad projektem Psychonauts pracowali ludzie, którzy są odpowiedzialni m.in. za Grim Fandango. Dodajmy jeszcze, że główny bohater musi zaglądać do umysłów innych osób, czyli pełna, niczym nieskrępowana psychodelicja. Nikogo więc nie powinien dziwić bykopodobny stwór z żółtymi rogami. Uważam, że to i tak łagodny przykład. Podejrzewam, że w większości męskich umysłów leci non stop film dla dorosłych, przetykany obrazami żarcia.
Gdzie znajdziesz więcej dziwnych stworów jak nie w zonie? Przypomnijmy, w 2006 roku dochodzi do eksplozji sarkofagu wokół elektrowni w Czarnobylu. Pył radioaktywny wdziera się do płuc ludzi i zwierząt, osiada na roślinkach, robaczkach świętojańskich i biedronkach. Co z tego wynikło, wszyscy dobrze wiemy.
Na zdjęciu jeden z takich przypadków, który przypomina mi jako żywo kolegę z siłowni, który uważał, że sterydy można żreć paczkami jak ememsy. Chociaż nie, ten ze zdjęcia jest ładniejszy. W każdym razie S.T.A.L.K.E.R. zawiera całą plejadę wynaturzonych, dziwnych stworzeń, jakich nigdzie indziej nie uświadczysz. Brawa dla panów z GSC Game World.
... kolejna zwariowana galeria Czarnego Iwana już wkrótce!
Komentarze
64Aha, jeszcze polecam do kolejnej części artykułu Morrowinda i tamtejsze istoty pokroju: Daedroth, wojownik Kwama i Alit.
Co do The Thing, w tym roku oglądałem film po raz pierwszy-zaje..fajny. W październiku ma wyjść druga część (!), w której chyba będzie akcja poprzedzająca wydarzenia z The Thing. Z grą nie miałem styczności, ale jeśli jest taka jak film, to chętnie bym zagrał.
Zauważyłem, że przy Silent Hillu zdjęcie Piramidogłowego jest chyba z filmu? :>
Dla ułatwienia:
http://www.youtube.com/watch?v=CQVg-Du7Z_o
http://www.youtube.com/watch?v=woR0rVJGgV4
http://www.youtube.com/watch?v=NGvjueo_Mlg
A ja myślałem że spotkałem paskudztwa w grach. Uh, teraz będę miał koszmary ;)