Tyle się mówi, że w branży gier nie warto być oryginalnym. To ponoć za duże ryzyko. Mimo to twórcy A Way Out odważyli się pójść tą drogą i…bardzo dobrze na tym wyszli. Czyżby to oznaczało, że nieszablonowe pomysły wrócą do łask? Oj, nie byłbym taki pewny.
świeże spojrzenie na rozgrywkę w kooperacji; niewysoka cena gry; prawdziwie filmowa, emocjonująca przygoda; mini gry
Minusydrobne błędy; pomysł raczej się nie zakorzeni
A Way Out - recenzja
Niezależni twórcy nie mają łatwo - nie dość, że by dotrzeć do graczy muszą przebić się przez szum medialny tworzony wokół produkcji największych branżowych tuzów pokroju Ubisoftu, EA czy Rockstara to jeszcze przychodzi im zmierzyć się z całą branżową otoczką – od analityków przewidujących poziomy sprzedaży, po dystrybutorów i rosnące wymagania samych graczy.
A Way Out przeszło podobną drogę. Bo choć za jej dystrybucję wzięło się Electronic Arts to jednak ostatnie doniesienia o wczesnych prognozach sprzedażowych mogą wskazywać, że włodarze tego koncernu nie liczyli na przesadnie wielki sukces tej produkcji. Owszem, widzieli w niej spory potencjał, ale raczej na ciekawostkę niż na grę, która będzie w stanie wstrząsnąć dość skostniałym już gatunkiem gier kooperacyjnych.
Tymczasem w połowie kwietnia sprzedaż A Way Out przekroczyła barierę miliona egzemplarzy. Sporo, prawda? A weźcie jeszcze pod uwagę, że do wspólnej gry ze znajomym bądź przyjacielem wystarczy jedna gra i specjalna jej wersja „zaproszeniowa”, którą bez problemu da się pobrać z sieci.
Chyba można więc ostrożnie przyjąć, że w A Way Out zagrało jak dotąd 2 miliony graczy. W nieco ponad 2 tygodnie od jej premiery! Co tu dużo gadać, taki wynik musi robić wrażenie.
5 scen, w których docenicie pomysłowość twórców A Way Out
No dobrze, ale co tak ujęło graczy w A Way Out (oprócz darmowej gry oczywiście), że zewsząd słychać pochwały? Cóż, chyba najlepiej przedstawić to na przykładach. Trzeba bowiem zrozumieć jedno – inaczej czaruje się jednego gracza, a inaczej – współpracującą ze sobą dwójkę.
W tym drugim wypadku rozgrywka powinna nie tylko stawiać przed graczami wspólne wyzwania, ale przede wszystkim zaskakiwać. I A Way Out to właśnie robi, w iście filmowym stylu zaskakuje, porywa, zachwyca. Czym? A choćby wymienionymi poniżej akcjami. Nie bójcie się, będzie bez spojlerów.
Wspinaczka plecy w plecy
To bez wątpienia najsłynniejsza scena, o której zresztą rozpisywano się jeszcze przed premierą gry. Wspinaczka plecy w plecy była widoczna już na pierwszym zwiastunie gry. Ostatecznie jednak to co otrzymaliśmy z jednej strony zdumiewa prostotą (że też nikt wcześniej o tym nie pomyślał), z drugiej – dostarcza niesamowitej wręcz frajdy. Tu liczy się świetne zgranie obu graczy, a przecież o to właśnie w kooperacji chodzi, czyż nie?
"Skok wiary"
Tę akcję też widać na zwiastunach A Way Out, choć bez towarzyszącej jej mechaniki. A to właśnie ona czyni z niej tak niezwykły patent w zabawie we dwóch. Skok skokiem, ale złapanie towarzysza w locie, gdy mamy na to dosłownie kilka sekund to już zupełnie inna sprawa. Doskonałość w każdym calu.
Ucieczka przed płatnym zabójcą
W tym przypadku świetną robotę robią jednoczesne ujęcia z różnych kamer. Daje to niezwykle filmowe uczucie. Poza tym pozwala rozwinąć skrzydła przyjętej koncepcji dzielonego ekranu, w których widzimy tę samą akcję z różnych perspektyw. Do tego dochodzi jeszcze jej kooperacyjne zwieńczenie.
Spływ łodzią
Niby nic takiego, bo przecież pływanie łodzią i wiosłowanie były już obecne w sporej ilości innych gier, ale to z A Way Out wymaga znacznie więcej, i to od obu graczy. Bez dobrego zgrania nie ma nawet co myśleć o pokonaniu piętrzących się przed nami bystrzyn, progów wodnych i wodospadów. Ba, potrzeba go też na końcu tej niezwykłej sceny. Dość powiedzieć, że choć cała akcja z łodzią rozpoczyna się leniwie, to emocje rosną tu z każdą sekundą, aż do iście hollywoodzkiego końca.
Spadochronowe szaleństwo
Miało być bez spojlerów, a więc ni słowem nie wspomnę o całej fabularnej otoczce tej sceny. Wystarczy, że ograniczę się krótkiego podsumowania roli obu graczy – „dogonić, złapać, wylądować”.
Takich dwóch, jak nas trzech to nie ma ani jednego
Podobnych akcji w A Way Out jest całkiem sporo. Niby wiele z nich już widzieliśmy w innych tytułach, ale jakoś nikt wcześniej nie wpadł na to by przedstawić je w taki sposób by nadawało się to do gry w kooperacji. Co więcej, by obaj gracze przez cały czas czuli się maksymalnie zaangażowani.
I to właśnie to nieszablonowe podejście do tematu docenili gracze. Wbrew prognozom analityków w tym przypadku opłaciło się być oryginalnym i nie podążać utartymi szlakami. Czy jednak ten sukces ma szanse coś zmienić w branży gier? Czy najwięksi branżowi gracze dostrzegą wreszcie jak bardzo stali się wtórni powtarzając w kółko to samo?
Szczerze? Wątpię. Chciałbym bardzo by tak się stało, ale niestety „jedna jaskółka wiosny nie czyni”. Co prawda, w branży gier zdarzają się jeszcze błyskotliwe pomysły, ale to że w ogóle zostają urzeczywistnione, to w większości zasługa kilku niepokornych twórców, którzy nie dają przegadać.
I chwała im za to, bo dzięki nim my, gracze ceniący sobie przede wszystkim prawdziwie filmową, emocjonującą przygodę mają jeszcze w co się bawić. Inaczej czeka nas era sieciowych Battle Royale. Nie wiem jak wy, ale ja, nie mając wyboru, chyba pożegnałbym wówczas „granie" na dobre.
Komentarze
2