Tyle było czekania, tyle obietnic. Niestety, nowa gra BioWare nie udźwignęła ciężaru nakręconego wokół niej szumu. Szkoda, bo Anthem mógł być czymś wielkim. Kogoś „na górze” poniosła jednak ułańska fantazja by wypuścić niedokończony produkt licząc, że gracze tego nie zauważą.
- interesujący i wyjątkowo klimatyczny świat,; - cztery mocno różniące się w rozgrywce javeliny (pancerze),; - sprawiająca sporą satysfakcję latanie i strzelanie,; - widowiskowy i nieźle pomyślany system łączenia ataków w kombosy,; - naprawdę niezła oprawa wizualna (szczególnie na PC),; - świetna muzyka i naturalnie brzmiący dubbing,; - zabawa w kooperacji to duża frajda…
Minusy…o ile tylko znajdzie się do niej jakichś chętnych,; - mało porywająca fabuła,; - niezbyt ciekawe i raczej mało zróżnicowane misje,; - osoby chcące lepiej wczuć się w historię Anthem czeka spora ilość czytania,; - dziwne, nie pasujące do tego gatunku rozwiązania,; - zdobywane bronie nie wyróżniają się na tyle by stanowić impuls do dalszej gry,; - wciąż duża liczba przydługich ekranów ładowania…; …i spore braki w „endgame”.
Premiera Anthem raczej nie przejdzie do historii. Zamiast natychmiastowego awansu do pierwszej dziesiątki w rankingu gier na ekipę BioWare spadły gromy ze strony niezadowolonych graczy. Problemy z serwerami, ciągle pojawiające się ekrany ładowania i cała masa pomniejszych, nie mniej irytujących elementów mocno psuły odbiór gry. Na tyle, że niektórzy zaczęli nawet porównywać premierę Anthem do niechlubnego debiutu Fallout 76.
Porównanie to może i niezbyt trafne, bo jednak rozgrywka w Anthem dawała frajdę, ale nie da się zaprzeczyć, że gra od początku sprawiała wrażenie niedokończonej i nieprzetestowanej. A najśmieszniejsze jest to, że choć gracze dawali upust swojemu niezadowoleniu, pomysł wypuszczenia Anthem na rynek w tak opłakanym stanie i tak okazał się przynoszącym wywrotki pieniędzy strzałem w dziesiątkę.
Zastanawiacie się pewnie dlaczego w ogóle piszę o tym teraz, gdy od premiery Anthem minął już niemal miesiąc. Otóż osobiście uważam, że tego typu sieciowe strzelaniny wymagają dość specyficznego podejścia. Co z tego, że będziemy piać peany po pierwszych kilku godzinach zabawy skoro po dotarciu do końca fabuły spotka nas zawód, gdy nagle nie będzie już co robić.
Poza tym twórcy przyzwyczaili już nas, że w przypadku sieciowych strzelanin bazujących na kooperacji sporo atrakcji przygotowywanych jest właśnie na owy pierwszy miesiąc by zachęcić do zabawy jak największą liczbę graczy.
Dlatego właśnie postanowiłem wstrzymać się nieco ze swoją recenzją, by zobaczyć co stanie się z grą w ciągu najbliższych tygodni. I niestety, wciąż nie jest najlepiej, choć BioWare dwoi się i troi by zetrzeć złe pierwsze wrażenie.
Anthem czyli BioWare wymyśla coś nowego
Nim zacznę besztać Anthem wytykając jego twórcom zupełnie niepotrzebne błędy nie mogę nie wspomnieć o tym co im się udało. A wbrew pozorom udało im się całkiem sporo, bo przecież stworzyli całkowicie nową markę, ze świetnie wyglądającym światem, z własną, niepowtarzalną, otaczającą go historią i cudownie ożywiającą całość muzyką, która aż prosi się by słuchać jej nawet bez gry.
Sam pomysł niedokończonego przez bogów uniwersum, w którego powstaniu brał udział tytułowy hymn stworzenia, niesie ze sobą niesamowity wręcz potencjał. Nieznana technologia, która jest źródłem przeróżnych anomalii i kataklizmów, przedziwne zwierzęta i elitarni piloci w specjalnie przygotowanych egzopancerzach broniący ostatnich ludzkich enklaw - cały ten świat aż kipi czekającymi na odkrycie tajemnicami.
Oprócz ociekania świetnym klimatem Anthem ma jeszcze jeden olbrzymi atut. A właściwie to aż cztery, bo tyle właśnie mamy w grze klas javelinów czyli egzopancerzy. Każda z nich oferuje inny styl rozgrywki i to faktycznie czuć.
Super szybki Śmigacz to przede wszystkim walka kontaktowa, błyskawiczne zwarcie i odskoki oraz szybkie ataki umiejętnościami. Zupełnie inaczej gra się Kolosem, który przypomina chodzący czołg – wytrzyma znacznie więcej, a do tego posiada cały wachlarz broni specjalnych, którymi potrafi mocno namieszać na polu walki.
Mi osobiście najbardziej przypasował Sztorm, który unosząc się w powietrzu rzucał w przeciwników lodem, ogniem i piorunami wyglądając przy tym absolutnie przekozacko z otaczającą go osłoną energetyczną. Nie da się jednak ukryć, że nauczenie się jego „obsługi” wymaga trochę czasu - dlaczego? O tym za chwilę.
No i jest jeszcze Łowca, najbardziej uniwersalna klasa, która łącząc w sobie cechy pozostałych sprawdzi się właściwie w każdych warunkach. Może i na tle pozostałych wygląda on dość niepozornie, ale oglądanie go na polu walki, szczególnie w rękach wytrawnego pilota, potrafi sprawić, że chce się wskoczyć także i w ten egzopancerz.
I tak dochodzimy do sedna tego co BioWare naprawdę się udało czyli systemu walki. Nie da się ukryć, że samo latanie, strzelanie i używanie umiejętności jest tu niesamowicie satysfakcjonujące, ale dopiero gdy poznamy łączące je zależności i sposoby inicjowania, a potem wyzwalania kombosów, zabawa nabiera fantastycznej głębi.
Przy okazji warto przyjrzeć się temu jak to wszystko wygląda. Pod względem oprawy graficznej Anthem nie ma czego wstydzić. Testowałem grę zarówno na PC jak i PlayStation 4 Pro i na każdej platformie gra potrafiła oczarować mnie całą masą detali – od iskier, poprzez rozbłyski tarcz energetycznych, po zawirowania powietrza podczas szybkiego lotu. I pomyśleć, że wszystko to poszło na marne. Przynajmniej, jak na razie.
Anthem w ustawieniach ultra potrafi zrobić wrażenia