Stolica wiktoriańskiej Anglii w charakterze placu zabaw zwiastowała przygodę. Oprócz niej, Assassin’s Creed Syndicate dostarcza kolejną porcję… tego samego.
sugestywna atmosfera podsycana jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych w historii serii,; dający się lubić bohaterowie,; wiktoriański Londyn zwala z nóg,; udane nowinki lekko odświeżające skostniałą formułę,; to wciąż najlepszy wirtualny wehikuł czasu
Minusyniewielka różnorodność zadań w obrębie misji,; zbyt długie sekwencje walki,; okresowe spadki płynności animacji,; bardzo powierzchownie potraktowanie XIX-wiecznych problemów społecznych,; banda obłąkańców zamiast wielkich postaci historycznych,; wtórność, wtórność, wtórność…
Trzech bohaterów Assassin's Creed Syndicate
Karawana jedzie dalej. Po ubiegłorocznych odwiedzinach w rewolucyjnej Francji, Ubisoft przestraja swój wehikuł czasu, by w Assassin’s Creed Syndicate wrzucić nas w wir społecznych niepokojów XIX-wiecznego Londynu! Kilkanaście procent przedstawicieli niższych, harujących ponad swe siły klas społecznych żyje poniżej progu ubóstwa. Drapieżny kapitalizm staje się przeciwieństwem sprawiedliwości, a na domiar złego - na wszystkim swe łapska położyli Templariusze. Czy rodzeństwu Frye wystarczy determinacji, by wesprzeć oddolne ruchy społeczne i wydrzeć Londyn z łap oprawców? I najważniejsze - czy uczciwa krytyka kapitalizmu w wykonaniu jednego z potentatów elektronicznej rozgrywki jest w ogóle możliwa?!
Wkraczający na londyńską arenę Jacob i Evie Frye to w zasadzie bohaterowie znikąd. O ich przeszłości nie dowiemy się zbyt wiele, skupmy się więc na zastanym stanie rzeczy. I tak oto Jacob wpada do Londynu wesoło oznajmiając, że w sumie to od zawsze marzył, by założyć własny gang, po czym stojąc na chybotliwej skrzyni postanawia (co mu zależy?) wrzasnąć parę populistycznych haseł zakończonych nieśmiertelnym „od dziś pracujecie dla mnie!”. O dziwo odstawiona szopka opłaca się, a zgromadzona przed nim „banda łysego” zaczyna mu ochoczo przytakiwać. Siostra zaś zdecydowanie nie słynie z poczucia humoru, szuka dziury w całym, a młodzieńczego uroku ze świecą w niej szukać.
Zanim Drogi Czytelniku stwierdzisz z całą stanowczością, że spłycam pieczołowicie utkaną przez wirtuozów Ubisoftu nić fabularną, czytaj dalej. Bo i owszem, robię to – ale nie bez powodu.
Gadżety i bzdety!
Tak jak nie ma pory jesiennej bez asasyna, tak i nie ma asasyna bez nowych gadżetów! Choć żadne z tegorocznych nowości z Assassin’s Creed Syndicate nie umywają się do tych poczynionych przy okazji Assassin’s Creed IV: Black Flag (a szkoda!), to w zasadzie wszystkie można uznać za udane. Z pierwszą z nowych zabawek nie rozstaniemy się ani na krok. Cóż to takiego? Poczynając od pierwszych Wormsów, przed Batmana, aż po Just Cause 2 – oczywistym stało się, że gracze kochają linki z hakiem! Od teraz na dach dowolnego budynku dostać się możemy w mgnieniu oka. Używanie linki znacznie ułatwia rozgrywkę, eliminując w zasadzie konieczność obmyślania planu ucieczki.
Pamiętacie to bolesne uderzenie adrenaliny w momencie, w którym na metr przez sięgnięciem dachu naszego asasyna sięgały kule, a ten w jednej chwili lądował na wąskiej uliczce otoczony templariuszami? Nigdy więcej. Teraz wystarczy rzucić bombę dymną i użyć linki, by zapewnić sobie bezpieczeństwo. Z drugiej strony przemieszczanie się na podręcznej tyrolce między szerokimi arteriami ma jak najbardziej sens i mimo swoich wad, korzystanie z niej daje diabelnie dużo satysfakcji.
Kolejną nowością Assassin’s Creed Syndicate są konne dyliżanse. To bodaj najszybszy sposób na pokonanie dużych odległości, chociaż gdy obudzi się w nas pirat drogowy, musimy przymknąć oko na kilka uproszczeń. Mimo, że konia w grze możemy zastrzelić (np. podczas wrogiego pościgu), wyrżnięcie rozpędzonego zwierzęcia w elewację kamienicy nie zrobi na nim wrażenia. Pancerność powozu rzuca się w oczy także wtedy, gdy zechcemy użyć kuriozalnie wyglądającej opcji taranowania. Nad tą dziwaczną (chociaż uczciwie trzeba przyznać – dającą sporo frajdy) mechaniką należałoby według mnie jeszcze trochę popracować.
Przebudowy doczekała się także mechanika walki. Potyczki z wykorzystaniem każdej z dostępnych typów broni (a mamy tu do dyspozycji m.in. kastety, nadziaki, czy kukri) wyglądają inaczej, niemniej jednak zawsze świetnie! Pewnym problemem jest jednak niepotrzebne przeciągnięcie walki spowodowane ogromną wytrzymałością przeciwników. Nawet doskonałe animacje obrzydną, gdy trzeba je będzie oglądać setki razy, a śmierć jednego przeciwnika oznacza z reguły kilka, czasem kilkanaście celnych uderzeń! To gruba przesada. Oczy cieszą za to spektakularne finiszery uruchamiane, gdy stan zdrowia kilku pobliskich przeciwników spadnie niemal do zera.
Jeżeli preferujemy ciche rozwiązania, w Assassin’s Creed Syndicate grupki oponentów załatwić możemy wykorzystując elementy otoczenia (np. podwieszone na wyciągu palety pełne beczek), zaś głównych wrogów fabularnych można wykończyć w wyjątkowo, ekhm… wykwintny sposób. Pamiętacie, jakie pomysły miewał Hitman? No właśnie, mniej więcej tego możecie się spodziewać, chociaż patent jest zawsze podsuwany narracyjnie, więc i satysfakcja z tego typu zagrywek nie będzie niezapomniana. Tak czy inaczej, cała banda wysoko postawionych Templariuszy do ukatrupienia tym razem jest w bardzo jasny sposób uwikłana w intrygę, przez co polowania na nich można uznać za naprawdę ciekawą fuchę. Aż ręce świerzbią!
Historia na bocznym torze
Schody zaczynają się, gdy na naszej drodze stają postaci, których nazwiska kojarzymy z lekcji historii. Jak to bywało wcześniej, każdy z nich lgnie do nas z maksymalną ufnością gotowy wręczyć nam swe zadania poboczne. Przykro mi to mówić, ale podczas misji Charlesa Dickensa, w których ten zagania nas do pościgu za rogatymi stworami i odwiedzania nawiedzonych chałup z trudem powstrzymywałem fale zażenowania. Chyba nie o to chodziło?
Z innymi zresztą nie jest wcale lepiej – manifest Marksa, którego nie da się przecież pominąć biorąc na tapetę XIX-wieczne rozwarstwienie społeczne w zasadzie wykpiono. Traktowanie fabuły z dystansem nie może iść w parze z żenująco niezgrabnym spłycaniem wszystkiego dookoła. Jasne, gdyby nad kartką papieru przysiadł wybitny scenarzysta, prawdopodobnie moglibyśmy otwierać szampana. Zamiast tego, w po raz kolejny zaserwowano nam fabularnego potworka. Od groteski daleko, zaś gdy gra sili się na tragizm – robi się zabawnie. Ni to pies, ni wydra. Cierpią na tym również bohaterowie Assassin’s Creed Syndicate, bo Jacob i Evie (mimo, że motywy ich działania są przekazywane cholernie mgliście…) to dająca się lubić para, a ich wzajemne przepychanki słowne powodują okresowe pojawienie się uśmiechu na ustach.
Wątpliwe pomysły fabularne nie są jednak tym, co – przynajmniej w moim przypadku – rokrocznie podpowiada, by jesienną porą wypatrywać na półkach nowego Asasyna. Elementem tym jest oczywiście historical tourism i właśnie w tym aspekcie Assassin’s Creed Syndicate wygrywa i robi to z kruszącym serca impetem. Serio, jeden spacer po wieczornym Westminsterze, jeden spokojny przejazd konnym zaprzęgiem wąskimi ulicami przemysłowych dzielnic – tyle wystarczy, by zapomnieć o wszystkich przewinieniach Assassin’s Creed Syndicate. Twórcy swą wizję Londynu dopięli na ostatni guzik. Gwarantuję, że kilkuminutowy spacer bez uganiania się za znajdźkami wystarczy, by między graczem, a grą zatarły się wszelkie granice. Potęgę iluzji dostrzec można dopiero po niełatwym ocknięciu się. Dla takich chwil warto w Assassin’s Creed Syndicate zagrać.
Uczciwie wypada również zaznaczyć, że tym razem techniczna warstwa oprawy nie zawsze idzie w parze z tą artystyczną – po zeszłorocznej wpadce wydajnościowej, Assassin’s Creed Syndicate zdecydował się na kilka ustępstw. Gra świateł jest tu tylko cieniem oszałamiającego systemu znanego z Unity, zaś na ulicach Londynu nie uświadczymy już tłumów znanych z głównych arterii stolicy Francji. Nie są to w żadnym wypadku zmiany, które jakoś boleśnie paskudziłyby grę, ale nawet mimo widocznych kompromisów, zdarza się jej bardzo nieprzyjemnie chrupnąć – a na to już ciężko przymknąć oko. Całe szczęście oprawa dźwiękowa na kilometr odstawia płaskie i miałkie melodie przygrywające w poprzedniej odsłonie i dokłada kolejne cegiełki do atmosferycznego majstersztyku epoki.
Do zobaczenia za rok!
Mimo braku dyskwalifikujących błędów natury technicznej, ciężko jest kogokolwiek zachęcać do zakupu Assassin’s Creed Syndicate. Produkcja straszy nijakością, jest koncertowym przykładem ślicznej wydmuszki, ale w żadnym aspekcie nie jest do cna zła. Nawet wypełnianie powtarzalnych misji pobocznych odpowiednio dozowane może przynieść frajdę. Mimo wszystko, jeżeli miałeś już do czynienia z serią Assassin’s Creed i z ciepłą herbatą w ręku nie wypatrujesz okazji, by w jesienne wieczory przenieść się na moment w czasie i przestrzeni - odpuść sobie londyński epizod. Ja rodzeństwo Frye starałem się ugościć szczodrze, ostatecznie jednak zniknęli w iście angielskim stylu. I wiecie co? Nie będę tęsknił.
Ocena końcowa:
- sugestywna atmosfera podsycana jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych w historii tej serii
- dający się lubić bohaterowie
- wiktoriański Londyn zwala z nóg
- udane nowinki lekko odświeżające skostianiałą formułę
- to wciąż najlepszy wirtualny wehikuł czasu
- niewielka różnorodność zadań w obrębie misji
- zbyt długie sekwencje walki
- okresowe spadki płynności animacji
- bardzo powierzchowne potraktowanie XIX-wiecznych problemów społecznych
- banda obłąkańców zamiast wielkich postaci historycznych
- wtórność, wtórność, wtórność...
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dobry plus - Grywalność:
dostateczny
Komentarze
10Evie = Lady Igraine
Wolałbym więc dwa kierunki II wojna światowa w jednej serii, oraz od Wojny Koreańskiej do dzisiaj w drugiej serii.
Natomiast jeśli chodzi o Assasins Creed tego ideologicznego g... nie zamierzam nigdy kupować. Gra w której gloryfikuje się lewicowe poglądy a głównymi bohaterami są niby jacyś sprawiedliwi ale wszystko podszyte jest islamem oraz socjalizmem. Dziękuje postoje. Zresztą cała ta seria jest sowicie sponsorowana przez Emiraty Arabskie. Jako gra pewnie ok i pewnie nikt sobie nie zaprząta jej przekazem głowy. O to w tym chodzi o ten subtelny przekaz, który ma zadanie siać wątpliwości zwłaszcza wśród tych co nie chce im się pracować a kasę mają z socjalu... bardzo łatwo takim wpoić do łba że kapitalizm jest niesprawiedliwością a islam czyni wszystkich równymi...