Czas ruszyć z portu kosmiczne okręty. Warhammerowa galaktyka Battlefleet Gothic: Armada zaprasza za stery wszystkich gwiezdnych admirałów.
różnorodne statki z opcjami rozbudowy; gra wciąga tak, że ciężko odejść po jednej bitwie; dobrze wyglądające modele jednostek; ciekawe rozwiązanie porażek w trybie kampanii; tryb wieloosobowy daje duże możliwości rozwoju floty; polska wersja językowa
Minusybardzo wymagająca nawet na łatwym poziomie trudności; czasem ciężko znaleźć chętnych do sieciowej potyczki; niektóre obiekty nie są atrakcyjne graficznie; teksty i statystyki są często poucinane
Grami osadzonymi w uniwersum Warhammer Fantasy i Warhammer 40.000 obrodziło ostatnio jak grzybami po deszczu. Skoro licencja kultowych gier fabularnych i figurkowych rozchodzi się na prawo i lewo, do grona świeżej cyfrowej planszówki Talisman: The Horus Heresy i kolejnej części Total War dołączył jeszcze jeden tytuł.
Oto Battlefleet Gothic: Armada, który pozwoli na toczenie wojny w słynnym Sektorze Gotyckim. Chętni do sięgnięcia po tą produkcję zapewne dzielą się na dwie grupy – tych, którzy „ogarniają tego całego Warhammera 40.000” i całą resztę.
Niezależnie od poziomu znajomości uniwersum, mam dla Was dobrą wiadomość. W Battlefleet Gothic: Armada bez problemu da się grać podchodząc do niego na świeżo, traktując kampanię jako osobliwą opowieść science-fiction.
Z drugiej jednak strony, fani Imperium, Chaosu, Orków i innych nacji otrzymają tu opowieść, w której wszystko się zgadza i cały klimat jest budowany w zgodzie z kanonem. Co więcej, jesteśmy świeżo po polskiej premierze, dzięki czemu mamy dostęp do dialogów w naszej wersji językowej, co tylko ułatwia odbiór fabuły.
Trudy młodego admirała
Battlefleet Gothic: Armada od pierwszych sekund, aż do późnych godzin nocnych, kiedy odrywamy się w końcu od monitora, daje wyczuć w sobie ogromną moc. I to z wielu różnych powodów, z których jedne świadczą o sile, inne o problemach gry.
Zacznę od „ciemniejszej strony potęgi”. Ta produkcja jest niesamowicie wymagająca! Wiedziony opiniami tych, którzy podbijali Sektor Gotycki jeszcze przed polską premierą, uruchomiłem kampanię na łatwym poziomie trudności. I co? Zanim nabrałem dobrych nawyków, moje statki zamieniały się w stertę złomu w każdej kolejnej bitwie.
Koniec końców, nauczyłem się czytać statystyki okrętów i wykorzystywać ich atuty, a także chronić słabe elementy pancerzy. Każdy gracz będzie musiał, podobnie jak ja, zaprzyjaźnić się z ustawieniami takimi jak wybór „nacierającej” strony statku (dziób, burta), ustalenie dystansu od wrogiej jednostki czy efektywne wykorzystanie umiejętności specjalnych.
Co ciekawe jednak, porażka nie oznacza tu końca gry. Wydarzenia kampanii w bardzo naturalny sposób kształtują się pod wpływem tego, jakie cele uda nam się wypełnić. Gdy zacząłem przygodę po raz kolejny, znalazłem oczywiście wiele punktów stycznych „złego” i „dobrego” przechodzenia Battlefleet Gothic: Armada, ale takie reagowanie na nasze porażki i zwycięstwa sprawia naprawdę dobre wrażenie.
Szkoda jedynie, że w praktyce trzeba wczytywać zapisy po nieudanej bitwie. Bo choć można grać dalej, to wrogowie przejmują kolejne planety, dysponują coraz większymi siłami i starcia stają się coraz trudniejsze. A jeśli nie zdołaliśmy powstrzymać dwóch statków, to tym bardziej polegniemy w walce z dziesięcioma.
Okiełznać kosmiczną bestię
Kolejny aspekt potęgi Battlefleet Gothic: Armada to sam fakt siły i masywności naszych jednostek. Kto grał chociażby w World of Warships ma namiastkę tego jak precyzyjnie trzeba sterować wielotonowymi machinami zagłady. W kosmicznych konfliktach mapy spłaszczono do dwóch wymiarów, więc strategia manewrowania i wypuszczania pocisków jest w sumie podobna do morskich starć.
Ociężałość okrętów sprawia, że do gry trzeba się chwilę przyzwyczajać. Oczywiście, kosmiczne „odrealnienie” konfliktu daje nam do dyspozycji wygodne rozwiązania, takie jak teleportujące się bomby, czy chowanie się w gwiezdnej mgle.
Dodatkowo, zmiana nacji, na przykład na Orków oddaje nam do dyspozycji szybsze i zwrotniejsze jednostki. Dla każdego znajdzie się więc coś dobrego, pod postacią jednej z czterech dostępnych stron konfliktu (lub pięciu, jeśli zakup był objęty promocją dodającą Kosmicznych Marines).
Kariera gwiezdnego mechanika
Trzeci aspekt stanowiący o ogromie „warhammerowych gwiezdnych wojen” to możliwości konfiguracyjne i ogólnie zabawy w portowym „zapleczu”. W związku z tym, że Battlefleet Gothic: Armada jest przeniesieniem figurkowej gry bitewnej, na jej wzór własną armię tworzymy przez wykorzystanie liczby punktów dostępnych na daną bitwę. A to już daje pole do manewrów.
Praktycznie po każdej bitwie będziemy chcieli udać się do kosmicznej stoczni. Wykupimy tam miejsca na dodatkowe okręty, z których większość ma inną wartość punktową. W miarę ich awansowania po udanych potyczkach, będziemy rozbudowywać je o moduły, umiejętności i szkolenia dla załogi.
Spora liczba dostępnych dodatków sprawia, że nasza flota szybko stanie się mocno unikatowa. Panel akcji dostępny w trakcie bitew będzie się z czasem zapełniał, a my zyskamy kolejne atuty, za pomocą których zetrzemy przeciwnika z orbity. Z czasem nauczymy się też powtarzać misje i do odpowiednich zadań dobierać najlepiej pasujące statki.
Światowa sława kosmicznego dowódcy
Radość ze wspominanej rozbudowy odczułem tak naprawdę dopiero w trybie wieloosobowym. Owszem, w kampanii dla pojedynczego gracza wiedziałem, że dodając kolejne moduły, łatwiej będzie mi zwyciężyć kolejną bitwę. Jednak to właśnie podczas toczenia potyczek z żywymi graczami, pojawiła się satysfakcja ze stworzenia potęgi swojej floty.
Bitwy w sieci nie różnią się za bardzo od tych toczonych ze sztuczną inteligencją. Mamy do wyboru tryb 1vs1 lub 2vs2, z dodatkową opcją sojuszu, umożliwiającą współpracę różnych nacji. Ciekawe, że potyczki z żywym przeciwnikiem są zazwyczaj prostsze, niż bitwy z AI.
Być może dlatego, że komputer potrafi reagować błyskawicznie, nie potrzebuje czasu na odnalezienie umiejętności i automatycznie wylicza trajektorię lotu torped. A może po prostu trafiałem na przeciwników, którzy nie do końca jeszcze odnaleźli się w „chaosie kosmicznej potęgi”.
Samą kampanię można więc traktować jako pole treningowe – dopóki dobrze nie opanujemy wielu zasad, nie uda nam się z powodzeniem ukończyć większości zadań. Po zdobyciu cennego doświadczenia powinniśmy jednak być w stanie toczyć wyrównane sieciowe boje, gdzie często możemy przecież trafić na wytrawnych graczy.
Piękno niszczycielskiej potęgi
Graficy w Battlefleet Gothic: Armada nie mieli specjalnie wiele roboty. Przestrzeń kosmiczna jest niemal wszędzie taka sama, z występującymi czasem mgłami i poniewierającymi się odłamkami skał. Niestety, czasem i takie podstawowe elementy, a także – przykładowo – stacje orbitalne na filmowych zbliżeniach, straszą brzydkimi teksturami.
Na szczęście są to jednak sporadyczne przypadki, bo to co najważniejsze, czyli okręty, naprawdę cieszą oko. Patrząc na szczególiki szczerzącej się w śmiercionośnym uśmiechu baterii otwartych dział wiemy, że dobrze zainwestowaliśmy punkty renomy, przeznaczając je na uzbrojenie.
Co więcej, jednostki odmiennych nacji wyraźnie różnią się od siebie. Oczywiście, jednymi z najbardziej charakterystycznych są okręty „orkowych chopaków”. W ogóle, w warhammerowych seriach to właśnie tępawi zielonoskórzy są rasą, która wykonana jest ze szczególną dbałością o detale. Między innymi dzięki temu właśnie ich teksty pisane są kulawą ortografią, a statki są wyjątkowo „malownicze”.
Battlefleet Gothic: Armada – kosmiczne szachy dla każdego
W najnowszej grze opartej na świecie Warhammer 40.000 nie będziemy śmigać po orbicie niczym Luke Skywalker w X-Wingu, niszczący Gwiazdę Śmierci. Tu skupimy się raczej na rozważnych decyzjach o każdym zwrocie wielotonowej, niszczycielskiej potęgi. Jest to więc bardziej rozgrywka taktyczna, niż zręcznościowe niszczenie statków.
Mimo to, ta początkowo trudna gra potrafi niesamowicie wciągnąć, w czym nie przeszkadza specyficzne uniwersum. Choć sam nie śledzę dokładnie losów konfliktu Imperium z siłami Chaosu, bardzo osobiście podchodziłem do misji, takich jak odzyskanie bezcennej relikwii z rąk heretyków. Gdy zadanie obracało się na moją niekorzyść, ponawiałem je, by wykorzystać nową wiedzę do efektywniejszej walki.
Każdy, kto kocha gry planszowe i analityczne myślenie, będzie się tu czuł jak w domu. Battlefleet Gothic: Armada daje bowiem możliwości do nauki i wypracowywania nowych strategii. Co więcej, każda potyczka sprawia, że nasze statki są coraz lepsze dzięki czemu powoli budujemy autentyczną, gwiezdną potęgę.
Stworzenie własnej, unikalnej floty i sprawdzenie jej w boju to prawdziwa frajda, której warto dać szansę. Kosmiczni Marines, pakujcie się więc w egzoszkielety i widzimy się w Sektorze Gotyckim!
Ocena końcowa:
- różnorodne statki z opcjami rozbudowy
- gra wciąga tak, że ciężko odejść od monitora po jednej bitwie
- dobrze wyglądające modele jednostek
- ciekawe rozwiązanie porażek w trybie kampanii
- tryb wieloosobowy daje duże możliwości rozwoju floty
- polska wersja językowa
- bardzo wymagająca nawet na łatwym poziomie trudności
- czasem ciężko znaleźć chętnych do sieciowej potyczki
- niektóre obiekty nie są atrakcyjne graficznie
- teksty i statystyki są często poucinane
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dobry plus
Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!