Abordaż podczas sztormu, eksplozja nuklearna, Prypeć… Call of Duty: Modern Warfare Remastered mistrzowsko przypomina legendarne ujęcia sprzed blisko dekady.
- fenomenalnie odnowiona oprawa graficzna,; - podkręcona rozdzielczość,; - nowe szczegóły wizualne dodają światu prawdziwej głębi,; - powrót kultowych map trybu wieloosobowego,; - „unowocześnienie” gry sieciowej, np. przez dodanie medali czy emblematów.
Minusy- w kampanii w zasadzie brak innych poprawek, poza graficznymi,; - brak nowych animacji, na przykład przy ciosach nożem,; - zachowanie naszych sztucznie inteligentnych kompanów wciąż bywa nieporadne,; - na razie sprzedawana tylko jako dodatek edycji specjalnej Call of Duty: Infinite Warfare.
Call of Duty: Modern Warfare Remastered znowu w formie
W momencie, kiedy seria Call of Duty wciąż jeszcze bije rekordy popularności, ale słychać już liczne narzekania na zmierzch kreatywności jej twórców, Activision decyduje się dorzucić do specjalnej edycji Call of Duty: Infinite Warfare odświeżoną wersję hitu sprzed lat.
Call of Duty: Modern Warfare, bo o niej mowa, to unikalna strzelanina, która wyswobodziła kultowy cykl FPS-ów z okowów II wojny światowej i przeniosła jego akcję w czasy współczesne. A raczej w pewną wariację na ich temat, której można przylepić łatkę „political fiction”.
Hollywoodzki rozmach przedsięwzięcia sprawił, że wiele osób przez lata nie mogło dojść do siebie po premierze tego cyfrowego bestsellera. A kiedy już im się to udało, nadchodzi Call of Duty: Modern Warfare Remastered, które z powodzeniem może spowodować nawrót tamtego inauguracyjnego szoku.
Pański wąs… Kapitanie Price!
Patrzę na pana, kapitanie Price, i muszę przyznać, że zmienił się pan przez te wszystkie lata. Na korzyść, rzecz jasna! Wąs mieni się błyszczącymi kropelkami deszczu, a cygaro w ustach wygląda tak elegancko, jak nigdy. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno spotkaliśmy się po raz pierwszy.
Pan pamięta? 2007 rok... Zresztą, co tam data! Rząd cyferek, nic więcej. Liczy się duch czasów. A ten miał twarz George’a Busha, Osamy Bin Laden i Saddama Husajna. Sporo z tego klimatu przeciekło do fikcyjnej historii z Call of Duty: Modern Warfare Remastered.
Tak sobie monologowałem, czekając na początek pierwszej pełnoprawnej misji odświeżonej legendy Activision. Bo w rzeczy samej, nie mogłem oderwać wzroku od ozdobionej sumiastym wąsem facjaty kapitana Price’a.
Mokra skóra odbija światło błyskawic, żar cygara rozświetla poliki… Można się zakochać. Chociaż, słowo daję, nigdy wcześniej ten angielski dowódca SAS-u nie budził we mnie takiej sympatii.
W końcu jednak tę sentymentalną chwilę spędzoną twarzą w twarz ze staruszkiem w brytyjskim mundurze przerwał rozkaz do szturmu. Z helikoptera, po linach, na zalany wodą pokład statku! I w tym momencie, okazało się, że nie tylko twarz kapitana Price’a może zrobić wrażenie w Call of Duty: Modern Warfare Remastered.
Poczułem się, jakby jeszcze raz opowiedziano mi tę samą znaną bajkę, ale tym razem ozdobiono ją tysiącami fascynujących detali. Wszystko przyciąga wzrok i aż żal, że akcja bezlitośnie gna do przodu, nie pozwalając dokładnie przyjrzeć się każdemu szczególikowi.
Poprę tę symfonię „ochów” i „achów” przykładem. Pamiętacie scenę, kiedy wcielamy się w postać prezydenta jednej z arabskich republik? Tak, tak, tę z samochodem jadącym przez ogarnięte zamieszkami miasto.
Jak zahipnotyzowany patrzyłem na wytartą skórę foteli, na wzorzysty pled przerzucony przez oparcie siedzenia kierowcy, na karabinowy pocisk zawieszony na rzemieniu przy wstecznym lusterku, na kawę parującą z tekturowego kubka…
Aż musiałem sprawdzić, czy wszystko to było już w oryginale. Owszem, było, ale nie robiło aż takiego wrażenia przy grafice z tamtych lat. Teraz wszystkie te drobiazgi są tak plastyczne, że niemal czułem smród skórzanej tapicerki zmieszany z mocnym aromatem czarnej kawy.
Bez wahania powiem, że Call of Duty: Modern Warfare Remastered to jedno z najlepiej wykonanych odświeżeń, jakie kiedykolwiek widziałem.
Wydobywa ono z oryginału cały jego potencjał, który do tej pory, ze względu na czysto techniczne ograniczenia pierwszego dziesięciolecia XXI wieku, częściowo pozostawał w stanie uśpienia.
10 scen z przeszłości
To, co najskuteczniej przedłuża życie każdej kolejnej odsłony Call of Duty, to tryb wieloosobowy. Po ukończeniu kilkugodzinnej kampanii zawsze jeszcze możemy liczyć na długie miesiące pełne emocji, jakie przyjdzie nam spędzić w sieci.
Nie inaczej było w przypadku oryginalnego Modern Warfare, i tak samo musi być z jego odświeżoną wersją. Wprawdzie tym razem do naszej dyspozycji oddano jedynie dziesięć map wybranych ze źródłowego zestawu, ale i one wystarczą, żeby rozsmakować się w nieco sentymentalnej zabawie.
Dlaczego sentymentalnej? Ponieważ rozgrywka została w zasadzie nietknięta przez cyfrowych restauratorów, a co za tym idzie, posiada takie tempo, jakie miała w 2007 roku. Jeśli myślicie, że niewiele się zmieniło od tamtego czasu, to jesteście w błędzie.
Różnic nie brakuje – w Call of Duty: Modern Warfare Remastered dynamika meczy zupełnie inna, niż we współczesnych odsłonach serii. Nie uświadczymy w niej też dopalaczy umożliwiających podwójny skok czy butów do chodzenia po ścianach.
Natomiast wprowadzono sporo modyfikacji, na jakie obecnie nie zwracamy uwagi, a żyć bez nich już nie potrafimy. Aż dziw, że kiedyś były nam one zbędne! Zaliczam do nich chociażby automatyczny system wyszukiwania serwerów, kolekcję emblematów i naszywek, czy też medale - za strzał w głowę, za zabójstwo przez ścianę, za powrót po serii zgonów i tym podobne.
Innymi słowy – otrzymaliśmy świetny tryb wieloosobowy, który jedynie stylem prowadzenia rozgrywki przypomina dawne czasy. Ale nawet to ostatnie nie jest zarzutem. Skądże znowu! W końcu rzesze graczy z chęcią przypomną sobie, jak dawniej spuszczało się łomot w Call of Duty.
Przypominanie to ryzykowna gra
Trudno oprzeć się wrażeniu, że Activision samo sobie zagrało na nosie. Z jednej strony wydanie Call of Duty: Modern Warfare Remastered mocno ożywiło środowisko fanów i można już chyba jednoznacznie stwierdzić, że zakończyło się sporym sukcesem.
Z drugiej jednak strony na miejscu twórców Call of Duty: Infinite Warfare nie wkładałbym obu tych tytułów do jednego pudełka. Porównanie z odnowioną „czwórką” okazuje się bowiem fatalne dla najnowszej części serii.
Mimo, że minęło już blisko dziesięć lat od premiery oryginalnego Modern Warfare, i tak bije on na głowę swoje młodsze rodzeństwo. W każdym razie, jeśli chodzi o kampanię dla pojedynczego gracza. Tryb wieloosobowy jest po prostu różny od tego, jaki Call of Duty oferuje obecnie. Nie lepszy, nie gorszy – kwestia gustu!
Dla mnie osobiście Call of Duty: Modern Warfare Remastered to niezwykła podróż w czasy, kiedy nie trzeba było egzo-szkieletów, robotów i innej odrzutowej bielizny, żeby się świetnie i wybuchowo bawić.
Jeśli chcecie, nazwijcie mnie starym prykiem, który zrzędzi o złotej epoce Call of Duty, bo nie może się przystosować do współczesności. Jednak przykład kapitana Price’a pokazuje najlepiej, że nawet zgrzybiali kombatanci wirtualnych pól walki mają jeszcze coś do powiedzenia w dzisiejszych czasach.
Ocena końcowa:
- fenomenalnie odnowiona oprawa graficzna
- podkręcona rozdzielczość
- nowe szczegóły wizualne dodają światu prawdziwej głębi
- powrót kultowych map trybu wieloosobowego
- "unowocześnienie " gry sieciowej, np. poprzez dodanie medali czy emblematów
- w kampaniiw zasadzie brak innych poprawek, poza graficznymi
- brak nowych animacji, na przykład przy ciosach nożem
- zachowanie naszych sztucznie inteligentnych kompanów wciąż bywa nieporadne
- na razie sprzedawana wyłącznie jako dodatek do specjalnej edycji Call of Duty: Infinite Warfare
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
dobry plus - Grywalność:
super
Komentarze
21Pozdrowienia dla mojego byłego klanu EEC :)