Call of Duty: Modern Warfare – znamy pierwsze szczegóły na temat nowej odsłony
Nowa odsłona Call of Duty: Modern Warfare wzbudza niebywałe emocje. Potężnie przebudowana, na nowym silniku i ze świeżym podejściem do pola walki – od lat nie wyglądało to tak dobrze. Ile w tym prawdy? By się tego dowiedzieć udaliśmy się do krakowskiego oddziału Infinity Ward.
- Wyjątkowo ciekawa i bardzo „filmowa” kampania fabularna,; - Kilka całkiem mocnych scen i pewna, niewielka nieliniowość w misjach,; - Doskonały klimat,; - Nowe mechaniki, w tym możliwość opierania broni o elementy otoczenia,; - Świetnie zrealizowane i bardzo satysfakcjonujące strzelanie,; - Umiejętnie zaprojektowane mapy sieciowe,; - Multi wciąż wciąga bez reszty,; - Oprawa wizualna (w kampanii fabularnej) wreszcie potrafi zrobić wrażenie.
Minusy- Matchmaking wciąż kuleje,; - Wojna naziemna – odważny eksperyment, który nie każdemu przypadnie do gustu,; - kooperacyjne Operacje Specjalne wymagają mocnego doszlifowania,; - Sporadycznie występujące błędy techniczne.
Seria Call of Duty w świecie gier jest niczym telewizyjna Moda na Sukces – rok w rok nowa odsłon, rok w rok zapowiedź przełomu, który koniec końców nie następuje. A wiecie co jest najlepsze? Że choć Call of Duty jest często obiektem żartów o odgrzewanym kotlecie, w niczym to nie przeszkadza by kolejne części szturmem zdobywały sprzedażowe rankingi gier.
I mogę się założyć, że w tym roku będzie podobnie, choć tym razem chyba całkiem zasłużenie. To co bowiem zobaczyłem i usłyszałem o nowej odsłonie Call of Duty: Modern Warfare w krakowskim studio Infinity Ward zwiastuje nadejście gry, która może okazać się kamieniem milowym dla całej serii. Dokładnie tak jak kiedyś Call of Duty 4: Modern Warfare. A przynajmniej mam taką szczerą nadzieję.
Gunfight czyli szybko, intensywnie i z mnóstwem emocji
Powodem, dla którego zostaliśmy zaproszeni do krakowskiego oddziału Infinity Ward, była wczorajsza oficjalna zapowiedź nowego trybu wieloosobowego noszącego nazwę Gunfight. Najzagorzalsi fani mogli obejrzeć jego prezentację na Twitchu. Mniej więcej w tym samym czasie mnie i kilku innym redaktorom z innych wiodących portali udało się w niego faktycznie zagrać.
I cóż mogę o nim powiedzieć? Jest niezły. I mówię to ja, gracz, który nie przepada za tak błyskawiczną rozgrywką PVP. Nie da się bowiem ukryć, że starcia dwóch na dwóch, przy limicie czasowym nie przekraczającym jakiejś minuty na rundę mają dostarczać ultraszybkich emocji. Bo musicie wiedzieć, że mapy do tego trybu, przynajmniej te ujawnione, są dość małe, obliczone na jak najszybszy kontakt. Nie oznacza to jednak, że brakuje na nich osłon czy miejsc, gdzie faktycznie można się schować. Co to to nie. W jednym meczu dostałem kulkę w plecy od zaczajonego w zaroślach przeciwnika. W innym, dałem się wymanewrować goniąc wokoło kontenera.
Co istotne, w Gunfight nie ma regeneracji zdrowia, a klasy i broń zmieniają się co dwie tury dla wszystkich 4 graczy jednocześnie. Pozornie więc każdy ma równe szanse na zwycięstwo. Rozgrywka trwa do czasu, gdy jedna z drużyn osiągnie 6 punktów, a te uzyskujemy po wygranej rundzie.
I teraz najlepsze, ponoć mecz trwa 40 sekund i jeśli w tym czasie jedna z drużyn nie padnie to na środku mapy pojawia się flaga, którą trzeba zdobyć i obronić przez 3 sekundy. „Ponoć”, bo na kilka partyjek ani razu nie doszliśmy do tego punktu. Starcia kończyły się średnio po jakiś 20 sekundach, a zdarzył się i mecz, który trwał może z 7-8 sekund. Fakt ten mówi chyba wszystko o tym czego możecie spodziewać się po Gunfight. Oczywiście, Gufight tylko niewielki wycinek z przygotowanych dla nas trybów wieloosobowych. Oficjalna, premierowa prezentacja rozgrywki Multiplayer będzie miała miejsce 1 sierpnia o godzinie 19:00 na Twitchu.
Świeży powiew zmian
Jestem starej daty graczem i przyznam szczerze, że bardziej od tych wszystkich sieciowych nowinek interesuje mnie tryb dla pojedynczego gracza i snuta przez niego opowieść. Wszak to ona niegdyś była magnesem, który powodował, że Call of Duty było na ustach wszystkich. Przypomnijcie sobie choćby misję „No Russian” z Modern Warfare 2, jaki potężny generowała ona ładunek emocji.
Pamiętacie? No to wyobraźcie sobie, że w nowym Call of Duty: Modern Warfare szykuje się nam chyba coś podobnego. Może nie do końca, bo nie wiem jeszcze jak daleko posuną się twórcy w ukazywaniu współczesnego pola walki. Dość powiedzieć, że w jedna z pokazywanych na misji rozpoczynała się od wielkiego ataku terrorystycznego w centrum Londynu, na Piccadilly Circus, który wyglądał naprawdę przerażająco realistycznie.
Później wskakujemy w buty jednego z operatorów oddziału specjalnego, który właśnie rozpoczyna cichą akcję przejęcia budynku leżącego gdzieś w samym Londynie. Jest noc. Skąpane w świetle latarni uliczki i kontrastująca z nią czerń nieoświetlonych domów, których mieszkańcy już śpią.
Sam „szturm” wygląda fenomenalnie. Coś jak połączenie Rainbow Six z Call of Duty – mocny start, a później ciche przeczesywanie kolejnych pomieszczeń i eliminacja zagrożeń. Dużo akcji rodem z filmów o antyterrorystach czy Seal Team – noktowizja (o nią zadbano jak chyba nigdy dotąd), rzuty z kamer zamontowany z hełmach, strzelanie przez ściany, goście chowający się pod łóżkiem i akcje, w których na podjęcie decyzji mamy ułamki sekund. Ponoć przy projektowaniu tej misji twórcy współpracowali z ludźmi z SAS, tak aby warunki jak najbardziej odpowiadały rzeczywistości.
Co ciekawe, jak przedstawił nam to Michał Drobot, szef krakowskiego studia Infinity Ward, misję tę da się rozgrać na kilka różnych sposobów. Podczas prezentacji nasz bohater wchodził przez okno po rozkładanej drabinie. Pozostali członkowie oddziału wchodzili zaś przez drzwi i to z dwóch różnych stron. Cały przebieg wydarzeń wyglądał tak naturalnie jakby innego scenariusza nie było. Później pokazano nam jednak zdjęcia z innego podejścia do domu, z małej alejki na jego tyłach. Z tego wynika, że to od nas zależeć będzie, który sposób wejścia wybierzemy.
Wspomniałem już, że o noktowizje zadbano jak nigdy dotąd. Wszystko w imię jak największego realizmu. Tak powstał spectral rendering, za który odpowiadało między innymi polskie studio Infinity Ward. W dużym skrócie chodzi o to by włączenie gogli nie tylko poprawiało widoczność w ciemnych lokacjach, ale także ukazywało drobne, niesamowicie realistyczne szczególiki pokroju promienia podczepionego do broni lasera czy świecących się plakietek na mundurach operatorów.
Pojawiają się też szumy czy zniekształcenia obrazu. Postarano się również by, jak w życiu, różne materiały różnie reagowały na promieniowanie podczerwone. Wszystko po to byśmy mogli poczuć znacznie większą immersję w wydarzenia rozgrywające się na ekranie. Dotyczy to także samego światła. Dla przykładu zestrzelenie lampy podczas tej misji mocno wizualnie zmienia całą scenę – oświetlenie adaptuje się do warunków. Jest to o tyle ciekawe, że przy projektowaniu lokacji twórcy wykorzystali co prawda fotogrametrię, ale tym razem dużo większy nacisk położono na mikrodetale pokroju tego jak odbija się światło od poszczególnych obiektów w danej miejscówce.
I mówiąc „mikrodetale” naprawdę chodzi tu o niemal niedostrzegalne szczególiki takie jak choćby nieco jaśniejsza plamka na porzuconej na gruzowisku sofie. Do tego dochodzi jeszcze pełne wolumetryczne oświetlenie podczas samej rozgrywki (także w trybie MP) i znacznie poszerzone możliwości silnika, który teraz pozwala twórcom wybrać z jakiego materiału zrobiony będzie dym/mgła – czy będzie to piasek, woda czy coś innego. Ma to bowiem realne przełożenie na zachowanie się światła w grze. Oczywiście, w Cal, of Duty: Modern Warfare należy też spodziewać wsparcia dla HDR (przy zachowaniu stałych 60 kl/s na konsolach).
Te wszystkie smaczki związane z zabawą światłem dało się wychwycić z drugiej z pokazanych nam misji. Tym razem rozgrywała się ona 20 lat wcześniej przed głównymi wydarzeniami i skupiała się na dwójce dzieci, których rodzice giną podczas nie do końca jasnego ataku żołnierzy rosyjskich, prawdopodobnie w Afganistanie.
Być może chodzi o pokazanie nam drugiej strony medalu, tego co ukształtowało obecnych bojowników, być może występujących w grze „po drugiej stronie barykady”. Historia opowiada w Call of Duty: Modern Warfare nie ma być bowiem, tak jak dotąd, czarnobiała. Nie ma być typowego podziału na bohaterów i „tych złych”. Opowieść ma być tak prawdziwa, jak tylko się da. Stąd odcienie szarości.
Nasz dwójka dzieci musi więc walczyć o przerwanie wszelkimi dostępnymi środkami. Szczególnie, że to co widzimy tu podczas przedzierania się przez zgliszcze miasta to totalna pacyfikacja, łącznie ze zwierzętami domowymi. Pojawia się gaz i dogorywający ludzie na ulicach. Małe grupki żołnierzy przechadzają się po okolicy i dobijają tych co przeżyli.
W innym miejscu, już na obrzeżach miasta, widzimy jak inny oddział Rosjan wyciąga kogoś z domu. Słyszymy krzyki, prośby i beznamiętne głosy żołnierzy. Jak to się skończy? Tego dowiemy się pewnie już po premierze gry. Dość powiedzieć, że ostatnia scena prezentowanej nam misji urywa się tak nagle, i to w najbardziej emocjonującym momencie, że do tej pory mam poczucie olbrzymiego niedosytu.
Call of Duty: Modern Warfare – czy warto czekać?
Po tym co widziałem mogę odpowiedzieć tylko „jak najbardziej”. Owszem, wciąż mam lekkie obawy czy aby pod tą, bądź co bądź świetnie wyglądającą fasadą nie kryje się kolejne Call of Duty bite ze sztancy. Liczę jednak na to, że seria ta faktycznie rusza do przodu.
Przede wszystkim, i to trzeba mocno zaznaczyć, nowe Call of Duty: Modern Warfare to nie żaden sequel. Owszem, powraca znany wszystkim Kapitan Price, ale jego występ to coś bardziej w stylu Jamesa Bonda w Cassino Royale – niby ten sam bohater, a jednak ukazany inaczej.
Nowa odsłona to faktyczny restart serii. Stąd inne podejście do wojny, która ma być „medialna”, ukryta przed wzrokiem postronnych i nie zawsze do końca pewna, jeśli chodzi o to prawdziwość niektórych wydarzeń. Trzymam kciuki by tak ambitny plan udało się zrealizować.
A na koniec ciekawostka, na jednym ze zdjęć przedstawiających zestawienie superwyposażonego oddziału Tier 1 kontra zaprawieni w bojach rebelianci, pojawiła się postać do złudzenia podobna do Chadwicka Bosemana, aktora znanego między innymi z roli Czarnej Pantery. Czy faktycznie pojawi się on w grze? Trudno powiedzieć. Ponoć tym razem odbył się casting na bohaterów gry więc kto wie…może zobaczymy tam i znane twarze.
Na kolejnej stronie przeczytacie wywiad z szefem polskiego studia Infinity Ward - Michałem Drobotem, który opowiedział nam nieco o swojej pracy, nowym silniku i magicznych sztuczkach.