Japońska legenda action RPG, Dark Souls III, powraca w blasku chwały. Zwieńczenie serii rzuca gracza na kolana. I nie tylko wyśrubowanym poziomem trudności.
- gęsty, mroczny klimat,; - świetnie wyglądające lokacje,; - zawrotny poziom trudności,; - przerażający wygląd przeciwników,; - nowy, dynamiczniejszy system walki,; - to składanka „The Best of Dark Souls”.
Minusy- brak zmian w dość topornym interfejsie,; - silny konsolowy posmak wersji PC-towej.
Dark Souls III ma wielkie oczy
O Mrocznych Duszach krążą już legendy. Przede wszystkim mówi się, że to seria action RPG, która chwyta gracza za czuprynę i łupie jego głową o ścianę, póki ten nie wypuści z rąk pada lub myszki. Tym bardziej fascynuje fakt, że wciąż tak wiele osób sięga po tytuły autorstwa From Software, żeby spędzić przy nich dziesiątki, jeśli nie setki, godzin.
Kiedy w cyfrowych kuźniach Japończyków wykuwano Demon's Souls, nikt nie mógł przypuszczać, że to produkcja, która w niedługim czasie przeobrazi się w bestsellerową serię Dark Souls, a później zaowocuje też sztandarowym dla PlayStation 4 tytułem, jakim jest Bloodborne. Od tamtej pory erpegowe dzieci Miyazakiego wyszły z niszy i szturmem podbiły rynek gier.
Dark Souls III nie jest już pozycją adresowaną jedynie do grupki masochistów, ale ukoronowaniem wieloletniego trudu firmy From Software, która zdołała uwieść miliony. I choć wielu wciąż obawia się tego fatalnego zauroczenia, okrutny wdzięk Mrocznych Dusz wabi ich ku sobie, niczym smoczy płomień żądnych przygód rycerzy.
Z prochu powstałeś...
Nie żyjesz? Marna wymówka! Weź się w garść, odrzuć na bok płytę nagrobną i wygrzeb się z tego dołu. Zostałeś pochowany z całym rynsztunkiem? To ułatwi sprawę. Teraz rozejrzyj się dokoła. Jak widzisz, nie jesteś jedynym, który przechytrzył kostuchę. W tej krainie umarlak na umarlaku. Lepiej przypomnij sobie, jak się macha mieczem, bo inaczej długo nie przetrwasz. A masz przed sobą nie lada zadanie do wykonania!
Spytasz: dlaczego ty? Z prostej przyczyny - byłeś następny w kolejce. Twoi poprzednicy polegli na szlaku. Oczywiście, masz rację, ten świat potrzebowałby prawdziwego bohatera. Okutego w lśniącą zbroję paladyna, białowłosego łowcę potworów albo chociaż niziołka, któremu nie straszna podróż do serca wrogiego imperium. Niestety, nie mamy herosów na stanie, więc werbujemy to animowane czarami truchło, w jakie zamieniłeś się po śmierci.
Co się stało? Powinęła się nóżka? Znowu zginąłeś i łudzisz się, że tym razem na stałe? Nic bardziej mylnego. Pobudka! Wracaj z zaświatów i ruszaj z powrotem do boju. Wprawdzie nie liczymy na to, że odniesiesz sukces, ale, proszę, próbuj! W końcu po to zostałeś wybudzony z wiecznego snu.
Tak właśnie Dark Souls III wita się z graczem. Bez czułych pocałunków, przytulania, uścisku dłoni, ani nawet „Miło, że wpadłeś!”. Mniej lub bardziej nieczysta siła wywleka nas z grobu na ponurym cmentarzysku, żebyśmy znaleźli Władców Pogorzelisk.
Ponieważ historia jest opowiadana w znany z poprzednich odsłon serii From Software zawoalowany sposób, każdy na własną rękę musi sobie dopowiedzieć mitologiczne tło tej wyprawy. Gdzie szukać antycznych suwerenów? Przepadli w podziemiach swoich własnych twierdz, a może wyskoczyli po pracy na piwo i gdzieś ich wcięło? Nie pozostaje nic innego, jak ruszyć w pełną niebezpieczeństw odyseję, żeby odnaleźć odpowiedź na to i wiele innych pytań.
Ogień, który wygasł
Motywem przewodnim Dark Soul zawsze była śmierć. Nie tylko dlatego, że nasz bohater umierał częściej, niż Bill Murray w Dniu Świstaka. Trupi swąd jest wszechobecny w eksplorowanych przez nas lokacjach oraz składanej z pojedynczych poszlak opowieści. Trzecia część serii nie pada daleko od mrocznej jabłoni poprzedniczek, ale też rozpala płomyczek, który rzuca trochę światła na toczony rozkładem świat.
Mitologię Dark Souls III wzniesiono na dwóch filarach. Z jednej strony czernieje śmierć, z drugiej płonie ogień. Choć relacje między tymi dwoma magicznymi zjawiskami nie są do końca przejrzyste w obliczu pobieżnie naszkicowanej fabuły, sama dwubiegunowość wystarcza, żeby dorzucić nowy smaczek do dobrze znanej potrawy.
Dość na tym, że już na początku rozgrywki nasz bohater zyskuje miano Nierozpalonego. Nasuwa się oczywisty wniosek, że ogień (czymkolwiek by nie był, bo przecież chodzi o symbol, a nie o chemiczną reakcję spalania) wygasł w nim, choć nie na dobre. A zatem możemy go rozpalać ponownie, o ile posiądziemy Żar, czyli migoczący iskierkami fragment bliżej nieokreślonego surowca.
Ten system zastąpił znany z poprzednich tytułów From Software współczynnik Człowieczeństwa. Jego sposób działania jest bardzo prosty. Kiedy korzystamy z Żaru, zbroja naszego bohatera rozpala się pomarańczowymi płomyczkami, a pasek zdrowia momentalnie się rozrasta. Wtedy też możemy skutecznie korzystać z opcji przyzwania w grze sieciowej.
Jakkolwiek atrakcyjnie to brzmi, nieczęsto karmiłem moją postać Żarem. To przedmiot stosunkowo rzadko spotykany w Dark Souls III, więc – jak łatwo się domyślić, - oszczędzałem go na walki z poważniejszymi przeciwnikami. Również czas trwania jego efektów nie jest zbyt długi. Kończy się wraz z kolejnym zgonem.