Kiedy warto korzystać z pakietów biurowych dostępnych darmowo, a kiedy zdecydować się na pakiet komercyjny
Temat darmowego oprogramowania, dystrybuowanego na zasadach Open Source (lub innych, które nie wiążą się z żadną formą odpłatności) jest mi bliski. Co prawda częściej podejmuję tematykę bezpłatnego oprogramowania inżynierskiego, ale dlaczego nie miałbym podzielić się z Państwem uwagami na temat wykorzystywania w praktyce także innych darmowych, tym razem biurowych rozwiązań informatycznych? Zwłaszcza, jeśli na co dzień sam z nich korzystam.
Idea oprogramowania typu freeware i shareware – rozwiązań udostępnianych za minimalną odpłatnością, a przede wszystkim – rozwiązań opartych na tzw. kodzie otwartym (ang. open source, GNU, GPL etc.) – jest istotna z punktu widzenia zarówno indywidualnego, jak i zinstytucjonalizowanego użytkownika. Skoro bowiem można otrzymać bezpłatny program, pozwalający na wykonanie tej samej pracy i stanowiący pełnowartościową alternatywę dla tzw. komercyjnych rozwiązań, czy są powody, by z tego nie skorzystać? Odpowiedź jest prosta: są. Ale zależą od zakresu zastosowania danego oprogramowania, od naszych preferencji i przyzwyczajeń. I co najciekawsze badź najważniejsze – z każdym rokiem powodów tych jest coraz mniej. To prosta konsekwencja ciągłego rozwoju, udoskonalania rozwiązań klasy pakietu Open Office, które podąża za trendami wyznaczanymi najczęściej przez gigantów rynku takich jak Microsoft – chociaż nie we wszystkim.
Koniec monopolu
Microsoft Office 2007, gdy pojawiło się na rynku, wyznaczyło pewien nowy standard. Nowy kształt menu, słynne „wstążki”, początkowo (jak wiele nowości) przyjęty został z pewną rezerwą. Szybko jednak zrewolucjonizował sposób projektowania interfejsów użytkownika we wszystkich rodzajach oprogramowania. Niektórzy dostawcy profesjonalnych narzędzi przez pewien czas pozwalali użytkownikowi na dokonywanie wyboru – czy chce korzystać z „tradycyjnego” układu menu, czy też bardziej odpowiadają mu „microsoftowe wstążeczki”. Obecnie trudno wskazać aplikacje, które nie korzystałyby z rozwiązań zaproponowanych przez informatyków Microsoftu. Jeden z wyjątków stanowi pakiet Open Office – pracując w nim przenosimy się w czasy Microsoft Office 2000.
Interfejs korzystający ze "wstążek" udostępniany jest na licencji „Office UI”. Trudno więc oczekiwać, by szybko pojawił się w darmowych pakietach.
Tak, owa innowacyjność, potencjał pozwalający na wprowadzenie nowych rozwiązań (uprzednio przynajmniej teoretycznie przetestowanych) stanowi pewną przesłankę na korzyść oprogramowania komercyjnego. A jednak, jeśli nie jesteśmy nastawieni – albo zmuszeni – do korzystania z najnowszych trendów, najnowszych rozwiązań, tak naprawdę możemy się bez nich obejść. Zresztą, nie można wykluczyć, iż kiedyś „wstążki” także zostaną zaimplementowane do bezpłatnego pakietu.
Pojawienie się pakietu Open Office w 2002 roku stanowi pewną cezurę w dziejach oprogramowania. Można eufemistycznie stwierdzić – że od tego momentu nic już nie było takie same. A każdego roku coraz większa liczba osób i instytucji, zamiast kupować nowe lub odnawiać stare licencje na pakiety biurowe, decyduje się na bezpłatne rozwiązania.
Najwięcej aplikacji, pakietów biurowych, ale także – systemów inżynierskich (FreeCAD, Calculix etc.) można znaleźć na platformie SourceForge.net.
Najczęściej wykorzystywane w domu i biurze
W skład pakietu Open Office 3.3 wchodziły: Base (bazy danych), Calc (arkusze kalkulacyjne), Draw (rysunki wektorowe), Impress (prezentacje), Match (formuły) i Writer (edytor tekstu). Konfiguracja pakietu Microsoft Office zależała zaś od wersji i ceny zakupu. W podstawowym pakiecie Mirosoft Office 2007 można było znaleźć zaledwie Worda, Excela i Outlooka. Niewiele lepiej wygląda sytuacja obecnie: Microsoft Office 2013 do użytku domowego, obejmuje aplikację Word, Excel, Outlook i OneNote. Oczywiście, jest też wariant rocznej licencji, obejmujący wszystkie aplikacje, tzn. Word, Excel, PowerPoint, OneNote, Outlook, Publisher, Access, SkyDrive i... Skype.
Odpowiedzmy sobie teraz na pytanie, z jakich aplikacji korzystamy najczęściej? Z pewnością z Worda, Excela i PowerPointa. Oczywiście także z przeglądarki internetowej i programu pocztowego. Może od tego ostatniego powinienem zacząć? Cóż, dobrze spisujący się Microsoft Outlook, stanowiący część Microsoft Office, potrafił (i nadal potrafi) sprawić kłopot, gdy liczba wiadomości w folderze skrzynki pocztowej przekracza liczbę kilku tysięcy. Może to drobiazg, ale – denerwujący. O tym, że nie stanowi on żadnej konkurencji dla darmowych programów (fakt, nie będących składnikiem Open Office – po co bowiem wyważać było otwarte drzwi), świadczy już sama popularność programu np. jednego z najbardziej popularnych klientów kocztowych – aplikacji Mozilla Thunderbird. O Outlook Express, będącym składnikiem Windows, nawet nie wspominam.