Rewolucja nadeszła w 2004 roku, tak w skrócie można podsumować premierę pierwszego Dawn of War. Innowacyjność i nietuzinkowe podejście do tematu sprawiło, że ten tytuł podbił serca praktycznie wszystkich komputerowych strategów. Dziś to już w zasadzie klasyka gatunku.
Kanadyjskie studio Relic zafundowało graczom nowatorskie podejście do tematu strategii czasu rzeczywistego. Zrezygnowano z ciągłego pozyskiwania surowców na rzecz ciągłej i jakże zaciekłej walki o punkty kontrolne na mapie. Było to bardzo ryzykowne posunięcie, ale nie ma wątpliwości patrząc z perspektywy czasu, że słuszne.
Ktoś jeszcze pamięta?
Oczywiście Dawn of War rozwijał skrzydła w potyczkach sieciowych, jak praktycznie każda gra tego typu. Był to jednak czas kiedy to dostęp do internetu nie był jeszcze tak powszechny jak dziś i wiele pamiętnych potyczek zostało rozegranych za pomocą sieci lokalnej (LAN).
Szybkie tempo rozgrywki, nowatoraskie rozwiązania, efektowne potyczki, świetna oprawa audio-wizualna sprawiły, że Dawn of War stało się w ekspresowym tempie hitem. Prasa rozpływała się w zachwytach przy licznych recenzjach tego tytułu, podobnie jak i znakomita większość graczy.
Multiplayer to jednak nie jedyny aspekt, w którym Dawn of War błyszczało. Uwagę graczy przykuła również bardzo rozbudowana i świetnie napisana fabuła w trybie kampanii. Twórcy zaserwowali nam ciekawy wątek główny z wieloma niespodziewanymi zwrotami akcji. Coś, czego próżno było szukać w konkurencyjnych tytułach.
Na samej tylko kampanii można było spędzić kilkadziesiąt godzin, a wszystko za sprawą dobrze przemyślanego systemu zadań, który niejako wymuszał na graczach zaliczenie wszystkich celów misji. Nie wspominając już o fakcie, że historia była na tyle ciekawa, że naprawdę trudno było się oderwać od komputera i zrobić sobie przerwę.
Wspomijając pierwszą odsłonę Dawn of War nie można pominąć fantastycznej oprawy. Zarówno grafika jak i muzyka stały na najwyższym poziomie. Dobrej jakości modele, zróżnicowane tekstury, złożone oświetlenie czy wreszcie klimatyczna oprawa dźwiękowa sprawiły, że tak naprawdę trudno było wskazać jakiś oczywisty - słaby punkt produkcji.
Wszystko to sprawiło, że tytuł cieszył ogromną popularności przez wiele lat. I w zasadzie gdyby nie fakt, że po 5 latach pojawiła się pełnoprawna kontynuacja to zapewne nawet dziś produkcja ta miałaby nadal swoich fanów, którzy choćby z sentementu graliby w nią od czasu do czasu.
Dawn of War doczekał się trzech dużych rozszerzeń: Winter Assault, Dark Crusade oraz Soulstorm. I mowa tutaj o DLC z prawdziwego zdarzenia, których zawartośc nie sprowadzała się do "nowego modelu, kilku skórek" w cenie pełnej gry. Każdy z nich dodawał nową/nowe frakcje oraz oczywiście pełnoprawną kampanię.
Z tego trendu wyłamał się nieco ostatni dodatek - Soulstorm, który w zasadzie niewiele wniósł do zabawy dla jednego gracza, ale dzięki aż 9 grywalnym (sumarycznie, samo rozszerzenie dodało dwie), zróżnicowanym frakcjom zyskał przychylność fanów, którzy w tym czasie praktycznie skupili się już wyłącznie na rozgrywkach sieciowych. Szczególnie, że pełnoprawna kontynuacja była już tuż za rogiem...