Dead or Alive 5: Last Round (PC) – dobra bijatyka, ale port słaby
Czego tu nie lubić? Piękne panie, często w bardzo skromnych strojach okładają się bez żadnych oporów. Niestety, DoA5 w wydaniu PC pozostawia sporo do życzenia.
solidna mechanika rozgrywki; rozsądne wymagania sprzętowe; duża liczba postaci do wyboru; wsparcie dla rozdzielczości 4K
Minusybrak możliwości skonfigurowania układu klawiszy; multiplayer dopiero po 3 miesiącach od premiery; kiepsko rozpisany i zrealizowany tryb fabularny; częściowo okrojona względem konsol oprawa wizualna, DLC droższe od podstawki
Bijatyki to taki bardzo osobliwy gatunek gier. Mało kto obecnie pamięta takie tytuły jak Street Fighter 2 czy Mortal Kombat, a tak naprawdę wszystko od nich się zaczęło. Nie zrozumcie mnie źle, to nie były pierwsze bijatyki jakie powstały, a jedynie produkcje, które w swoim gatunku osiągnęły niesamowity sukces. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że obie wspomniane serie są nadal kontynuowane. W szczycie swojej popularności doczekały się nawet (mniej lub bardziej udanych) ekranizacji.
Jednak z upływem czasu, a raczej popularyzacji konsol, gatunek zdominowały bijatyki 3D, które oprócz oczywistej swobody poruszania się zawodników na arenach oferowały niesamowitą jak na tamte czasy oprawę wizualną. Mam tutaj na myśli takie serie jak Tekken, Virtua Fighter, Soul Edge (Calibur) oraz kilka innych. W tym czasie nastąpił również swego rodzaju odwrót jeśli chodzi o rynkowe trendy wydawania bijatyk na wszelkie możliwe platformy sprzętowe.
Powodów było wiele, ale ostatecznie doprowadziło to do tego, że mordobicia na dobre zniknęły z rynku gier komputerowych stając się tytułami w pewnym sensie „na wyłączność” dla posiadaczy konsol. Piszę w pewnym sensie, bo oczywiście większość z nich (szczególnie tych z japońskim rodowodem), nawet w dzisiejszych czasach, w pierwszej kolejności debiutuje na automatach.
Na fali popularności gier takich jak wspominany Tekken czy Virtua Fighter powstała pierwsza część Dead or Alive. Ideą jaka przyświecała twórcom gry (wydanej najpierw na automaty, a później na konsole Playstation i Sega Saturn, swoją drogą ciekawe czy ktoś ją jeszcze pamięta?) była szybka rozgrywka, nastawiona na łatwe combosy (głównie juggle), kontrataki oraz tzw. wall bounce. Można powiedzieć, że na przestrzeni blisko 20 lat od momentu premiery pierwszej części Dead or Alive niewiele się w tym temacie zmieniło.
Każda kolejna odsłona została zbudowana na wspomnianych zasadach dodając jedynie nowe elementy, postacie, poziomy i stroje. Warto też wspomnieć o innym aspekcie, który z pewnością przyczynił się do dość sporej popularności tej serii. Mam tutaj na myśli dobór wojowników, który w dużej mierze składa się z kobiet o nazwijmy to ładnie - bardzo wyeksponowanych, pewnych częściach ciała, zakrytych najczęściej bardzo skąpymi strojami.
Co prawda seria DoA nigdy nie osiągnęła tak spektakularnego sukcesu rynkowego jak Tekken, Virtua Fighter czy nawet Soul Calibur, ale na przestrzeni lat zyskała stałe, całkiem spore grono zagorzałych fanów. Dzięki temu studio Tecmo praktycznie co dwa, trzy lata wydawało kolejną odsłonę tej serii. W tym roku przyszła pora na odświeżenie piątej części gry, którą nazwano Last Round.
I co ciekawe zdecydowano się wydać ją nie tylko na konsole nowej generacji, ale i na PC. Po raz pierwszy w historii tej serii (z wyłączeniem kompletnie nieudanego projektu Dead or Alive Online). Niestety z nieznanych mi powodów autorzy potraktowali edycje na komputery osobiste nieco po macoszemu, serwując graczom port dość niskiej jakości. I choć sama gra bez problemu się obroni, to nie będę ukrywał, że spodziewałem się czegoś więcej.
Zacznijmy jednak od początku. Dead or Alive 5: Last Round oprócz standardowego – automatowego stylu rozgrywki (arcade) oferuje nam również tryb fabularny. Ten ostatni o ile wcześniej nie mieliście styczności z serią będzie dla was nieco niezrozumiały z uwagi na fakt, że fabuła jest bezpośrednio związana z poprzednią odsłoną gry. Pomijając ten szczegół nie sposób nie odnieść wrażenia, że twórcom wyraźnie brakuje pomysłów na ciekawy scenariusz.
Tak, wiem, to bijatyka, ale na tle choćby analogicznego trybu w Mortal Kombat 9 ten wypada bardzo blado. Przerywniki filmowe, choć nieźle zrealizowane często nie mają większego sensu, a co gorsza, lubią się powtarzać. Generalnie po ukończeniu trybu fabularnego poczułem ulgę, bowiem moje znużenie sięgało już niemal zenitu. Nie wspominając już, że nie czeka tutaj na nas żadnego interesująca nagroda.
Pozostałe tryby zabawy są dość standardowe. I tak mamy tu wspomniany wcześniej arcade, survival, time attack, team battles oraz trening. Można więc powiedzieć, że nic nowego, ale z drugiej strony nie oczekiwałem żadnej rewolucji w tym aspekcie. Sama rozgrywka jest natomiast bardzo interesująca. Proste w wykonaniu kombinacje ciosów sprzyjają szybkim potyczkom.
Z drugiej strony jednak trudno nie dostrzec sporej głębi w mechanice walki. Dużą rolę odgrywają tutaj kontrataki oraz oczywiście właściwie kontrolowanie przestrzeni (tzw. spacing). Nie wspominając już o aspektach zabawy (frame data, juggle, wall bounce itd..) istotnymi dla sceny turniejowej, która w przypadku DoA jest dość duża. Ogólnie, każdy fan bijatyk 3D znajdzie tutaj coś dla siebie i to bez znaczenia czy jest tylko niedzielnym czy też zawodowym graczem.
Niestety jak już wspomniałem na samym początku tej recenzji komputerowa odsłona Dead or Alive pozostawia sporo do życzenia i to niestety nie tylko pod względem oprawy wizualnej. Pierwszym problemem, który dostrzegą praktycznie wszyscy jest brak możliwości przypisania funkcji klawiszy. I absolutnie nie przemawia do mnie fakt, że w tego typu gry należy bawić się za pomocą pada (co jest w najlepszym przypadku jedynie pół-prawdą). Wypuszczając tytuł na komputery osobiste bez takowej opcji wydaje się być kpiną z klientów.
A to dopiero początek „przewinień” studia Tecmo. Z zupełnie niezrozumiałych powodów Dead or Alive 5: Last Round na PC zostało wydane bez trybu multiplayer! Takowy pojawi się dopiero po około 3 miesiącach od premiery gry, a więc pod koniec czerwca. Ten krok to w mojej ocenie już nawet nie strzał w kolano, a bezpardonowe palnięcie sobie w łeb. Bez trybu online chyba tylko najwytrwalsi fani serii będą jeszcze pamiętali o tym tytule za trzy miesiące.
Dużo mniejszą bolączką jest oprawa wizualna gry. Szczególnie mam tutaj na myśli tła oraz tekstury, które zostały wyjęte rodem z edycji na konsolę PlayStation 3. Naprawdę kłują w oczy i nawet wsparcie dla rozdzielczości 4K czy wygładzanie krawędzi niewiele tutaj pomogą. Wielka szkoda, że edycja dla posiadaczy pecetów jest w zasadzie niczym innym jak portem drugiej, jeśli nie trzeciej kategorii.
Dead or Alive 5: Last Round jest idealnym przykładem zmarnowanego potencjału. Szczególnie jeśli mówimy o wersji na PC. O ile sama bowiem samej grze niczego nie brakuje, o tyle forma w jakiej została przeniesiona na komputery osobiste woła o pomstę do nieba.
Dawno nie widziałem tak niechlujnie, zupełnie bez pomysłu wykonanej konwersji. Doprawdy nie potrafię zrozumieć jak można w 2015 roku wypuścić tytuł tego typu bez trybu sieciowego. I żeby było zabawniej udostępnić w dniu premiery DLC, które sumarycznie jest trzykrotnie droższe od podstawowej wersji gry (to i tak lepiej niż na konsolach nowej generacji, na których gra pojawiła się jako F2P ale z taką ilością płatnych dodatków, że można się w nich pogubić ). Nie zrozumcie mnie źle, Dead or Alive samo w siebie jest niezłą bijatyką 3D, ale przez kompletne zaniedbanie portu przez twórców gry otrzymaliśmy w zasadzie półprodukt, który trudno w obecnej formie komukolwiek polecić.
Ocena końcowa:
Grafika: | słaby plus |
Dźwięk: | zadowalający |
Grywalność: | zadowalający |
Ocena ogólna: |
Komentarze
37Widzę że konsolowe dzieci pokroju Big Jack już się cieszą że gra wyszła słaba.
To jest cała kwintesencja tej gry :D