Specyfikacja smartfona odgrywa drugoplanową rolę dla przeciętnego użytkownika. Obecnie liczą się doświadczenia z używania.
Specyfikacja smartfona nie ma znaczenia. Czasy się zmieniły.
W świecie technologii mobilnych doszliśmy do momentu, w którym podjęcie decyzji jakiego smartfona wybrać jest trudniejsze niż kiedykolwiek. Głównym powodem jest to, że w danym segmencie cenowym nie ma drastycznych różnic między konkurentami. Jeszcze nie tak dawno opłacało się zwracać uwagę na specyfikację, ale teraz sytuacja jest zgoła inna.
Do danych technicznych uwagę przykładają tylko geeki lub (na drugim biegunie) osoby zupełnie nieobeznane z tematem. Dziś dla przeciętnego konsumenta poza ceną liczy się przede wszystkim zbiór czynników takich jak wzornictwo, jakość wykonania, interfejs i oczywiście optymalizacja systemu. Można je podsumować jednym określeniem z j. angielskiego „user experience”, czyli naszymi wrażeniami z użytkowania.
Dla typowego użytkownika nie ma znaczenia czy smartfon jest wyposażony w Snapdragona 821 czy też 835. Dla niego różnica wydajności pomiędzy jednym a drugim SoC będzie praktycznie niezauważalna. Doceni jednak to, że smartfon działa szybko, ma atrakcyjną obudowę, przyjazny interfejs i robi dobre zdjęcia.
Tendencja ta jest widoczna w przypadku niemal wszystkich urządzeń mobilnych, szczególnie tych z ze średniej i wyższej półki. Kolejne iteracje danych modeli nie różnią się drastycznie od siebie wydajnością oraz funkcjonalnością. Obecnie producenci starają się zachęcić do kupna swojego smartfona poprzez zmiany, które będą widoczne gołym okiem i przyciągną klientów szukających czegoś świeżego.
Efekt „WOW” – czyli jak wzbudzić pożądanie u potencjalnego kupca
Takim zabiegiem było na przykład zastosowanie ekranu z zakrzywionymi krawędziami w Samsungach Galaxy S6/S7 edge. Sam smartfon nie odbiegał pod względem specyfikacji od swojego płaskiego odpowiednika. W praktyce jednak zaokrąglone krawędzie wyświetlacza sprawiały w bezpośrednim kontakcie wrażenie, że wersja edge była czymś atrakcyjnym i nowocześniejszym w porównaniu do płaskiej S6-tki lub S7-ki.
Większość osób jest w końcu wzrokowcami, dlatego efekt „wow” spowodowany przez nietypowy wyświetlacz zachęcił niejednego do wydania paru stówek więcej na wersję edge. Producenci starają się więc korzystać z faktu, że świeża, niespotykana stylistyka jest kluczowym czynnikiem sprzedającym smartfony niczym ciepłe bułeczki.
Duże ekrany, wąskie ramki – nowy trend
Nowym trendem panującym w świecie mobilnym jest zwężanie ramek wokół wyświetlacza, tak aby zajmował on jak największą powierzchnię przedniego panelu. Nie jest to co prawda nowość, gdyż widzieliśmy to już u Sharp’a. Trend niedawno powrócił dzięki Xiaomi Mi Mix, którego ok. 90% przodu zajmuje wyświetlacz. Model ten narobił ogromnego szumu medialnego wokół siebie, przez co przez kilka długich tygodni we świecie nowinek mobilnych wciąż o nim wrzało.
Źródło: forbes.com
Ludzie rzucili się do jego kupna, przez co ograniczone partie rozeszły się w mgnieniu oka. Choć Mi Mix był raczej ciekawostką, to i tak wzorowo spełnił swoją rolę. Dzięki niemu marka Xioami stworzyła w oczach potencjalnych klientów swój wizerunek jako firmy innowacyjnej i odważnej.
Wszystkie znaki na niebie wskazują na to, że cienkie ramki będą trendem przewodnim wśród tegorocznych flagowców. Taką budową charakteryzuje się już LG G6 (który dodatkowo ma zaokrąglone rogi ekranu), a kolejnym smartfonem kontynuującym ten tren będzie niemal na pewno Samsung Galaxy S8, którego premiera odbędzie się 29 marca.
Nowy członek galaktycznej rodziny będzie z całą pewnością urządzeniem przyciągającym wzrok. Oprócz bardzo wąskich ramek oraz zaokrąglonych rogów wyświetlacza, S8-ka poszczyci się również zakrzywionymi krawędziami wyświetlacza, które były kluczowym elementem stylistycznym ostatnich flagowców Samsunga.
Źródło: phonearena.com
Zarówno LG G6 jak i Samsung Galaxy S8 z całą pewnością znajdą wielu kupców. W końcu to jest ich główny cel - przynieść jak największe zyski producentom. Ostatecznie rywalizacja pomiędzy nimi oraz innymi konkurentami może być ostra.
Kupno słabego telefonu z półki premium graniczy z cudem
Obecnie każdy telefon z górnej półki jest urządzeniem zasługującym przynajmniej na miano „dobrego”. Kto w końcu by wypuścił na rynek słabego smartfona za 3000 zł i liczył na jego dobrą sprzedaż (poza pogrążającym się HTC)?
Załóżmy, że mamy przeciętnego kupca o imieniu Jan, który jest bogaty, ale nie zna się na smartfonach. Poszukuje on nowego urządzenia w kwocie około 3000 zł, a jego jedynym wymaganiem jest to by zakupiony przez niego smartfon był po prostu „bardzo dobry”. W praktyce okaże się, że dowolny model w tym przedziale cenowym może stanowić jego potencjalny zakup. Ba! Może nawet kupić coś tańszego i też się nie zawiedzie.
Weźmy na przykład Huawei P10 oraz LG G6. Oba urządzenia są świetnie wykonane, wydajne, działają płynnie, posiadają podwójną kamerkę główną oraz wykonują bardzo dobre zdjęcia. Który z nich ma więc wybrać Pan Jan? To jest właśnie ten moment, w którym działa przemyślany user experience. Jako osoba niewtajemniczona w świecie smartfonów wybierze on po prostu model, który bardziej mu się spodoba lub zaciekawi go jakąś unikalną funkcją.
Kluczowym czynnikiem jest nie tylko to by zachęcić potencjalnego kupca, do wybrania konkretnego smartfona. Równie ważne jest by sprawić aby osoba ta poczuła potrzebę posiadania go zanim jeszcze zapozna się z ofertą konkurencji. Podobną strategię stosuje od lat Apple i trzeba im przyznać, że wychodzi im ona na dobre. Kto w końcu nie chciałby mieć rzeszy oddanych fanów wokół swojej marki, którzy będą dla niej stałym źródłem dochodu?
Źródło: huffingtonpost.co.uk
Tworzenie szumu medialnego to podstawa
Aby tego dokonać należy doskonale przemyśleć kampanię marketingową, która wypromuje nowego smartfona. Zaczyna się ona zazwyczaj tuż przed jego prezentacją od serii kontrolowanych wycieków, które wzbudzają ciekawość wśród fanów technologii mobilnych.
Kolejnym etapem jest sama prezentacja, która pokazuje smartfona w jak najlepszym świetle. To w tym momencie zaczyna się apogeum "szumu", a o nowym modelu zaczyna robić się głośno w mediach, nie tylko tych specjalizujących się tylko i wyłącznie w tematyce technologicznej.
Taka sytuacja była na przykład na tegorocznych targach MWC, podczas których miałem okazję uczestniczyć w prezentacji LG G6. Informacja o tym smartfonie w bardzo szybkim tempie obiegła świat pojawiając się na wielu znaczących portalach technologicznych. Artykuły o tym modelu widziałem nawet w prasie codziennej pośród wiadomości ze świata.
Poznały go więc nawet osoby, które nie zaglądają w ogóle na strony związane z gadżetami. To wraz z pochlebnymi komentarzami wróżyło LG G6 sukces, który model ten zapewne i tak osiągnie.
Premiera nie oznacza rozpoczecia sprzedaży... zazwyczaj
Problem leży jednak w przerwie jaka dzieli prezentację smartfona od jego wprowadzenia na rynek, która dla najnowszego flagowca od LG może w Europie wynieść nawet 2 miesiące. Ludzie z natury są osobami mało cierpliwymi. Gdy tuż po premierze zaczyna się robić głośno o konkretnym modelu, wiele osób momentalnie napala się i rozważa już jego kupno. Emocje jednak szybko opadają, a o smartfonie się zapomina.
Od premiery LG G6 minęły już ponad 2 tygodnie, co widać po malejącej liczbie informacji na jego temat pojawiających się w mediach. Od czasu do czasu pomiędzy wieloma wiadomościami można dostrzec wzmianki o tym, że lepszy DAC oraz ładowanie bezprzewodowe nie znajdą się w wersji europejskiej lub o liczbie sprzedanych preorderów.
Miejsce G6-tki zajęła S8-ka, o której robi się coraz głośniej, co jest spowodowane zbliżającą się wielkimi krokami premierą nowego flagowca od Samsunga. Kiedy S8-ka będzie wchodzić na rynek, a szum medialny o niej będzie naprawdę spory (co jest typowe dla smartfonów Samsunga) swój debiut na starym kontynencie będzie mieć prawdopodobnie również LG G6.
W tym momencie osoby, które początkowo pragnęły kupić G6 zapewne wstrzymają się i poczekają na recenzje obu modeli. Wielu z nich zapewne zmieni swoje zdanie i ostatecznie wybierze S8-kę. Scenariusz ten jest wysoce prawdopodobny, gdyż LG raczej nie może się pochwalić tak oddanymi fanami jakimi może się poszczycić Apple.
Podobne zarzuty mam również wobec Lenovo, a konkretniej ich flagowego smartfona – Moto Z. W tym przypadku rolę zniecierpliwionego klienta pełniłem ja sam. Gdy model ten miał premierę w czerwcu zeszłego roku byłem gotowy przeznaczyć moje ciężko zarobione pieniądze na jego zakup.
Jako fanowi smartfonów Motoroli nowy flagowiec firmy, (który był pierwszym stworzonym od podstaw pod rządami Lenovo) spodobał mi się. Moto Z zapowiadała się naprawdę świetnie, więc wymiana na nią mojej Moto X, wydawała się być naturalnym wyborem.
Zanim jednak model ten trafił do Europy minęło ponad 5 miesięcy (!!!), co jest czasem wręcz żenującym. Okres ten zniechęcił do kupna tego modelu nie tylko mnie, lecz również kilku moich znajomych, którzy również byli podekscytowani tym modelem.
Apple ma inny sposób...
Według mnie najlepszą strategię związaną z premierami przyjęło Apple i musze przyznać, że wychodzi im ona po mistrzowsku. Gdy Apple prezentuje swoje nowe urządzenia, czas oczekiwania pomiędzy ich premierą a sprzedażą jest naprawdę krótki. Weźmy na przykład zeszłoroczną premierę iPhone’a 7.
Niedługo po niej można było się zapisać na preorder, a smartfon trafił do regularnej sprzedaży po 2 tygodniach na większości rynków. W trakcie pierwszych kilku tygodni sprzedano kilka milionów iPhone’ów przez co jeszcze w tym samym miesiącu znalazły się one u wielu recenzentów oraz zwykłych ludzi, którzy nieświadomie (lub świadomie) kontynuowali kampanię reklamową zachęcając do nich na przykład znajomych.
Taka strategia zapewniła przy użyciu tylko jednego bazowego modelu smartfona przynajmniej jeden pełny miesiąc szumu w mediach i nie tylko, dzięki czemu nowy iPhone zaistniał w świadomości bardzo dużej liczby potencjalnych kupców.
Czy inni producenci zauważą problem w ich postępowaniu? Myślę, że widzą go już teraz, lecz ważniejszym czynnikiem dla nich jest zaprezentowanie smartfona na dużych targach takich jak IFA lub MWC zanim finalne egzemplarze opuszczą bramy fabryk w Chinach, niż na osobnej imprezie, kilka tygodni przed trafieniem ich na półki sklepów.
Komentarze
10Choć może po prostu nie zrozumiałeś co autor napisał.
Nie pierwsi to piszą, dużo mądrzejsi od redaktorów Benchmarka piszą to samo, gdybyś kiedykolwiek zajrzał na studia na kierunku marketingu to właśnie tego uczą tam studentów, jak ludziom wodę z mózgu robić używając socjotechniki, wykorzystując presję środowiska, potrzebę ludzi pokazania się w grupie, niskie i niższe pobudki człowieka.
Takie artykuły rzucające cień prawdy na reklamodawców na pewno kasy Benchmarkowi nie przyniosą, ale przecież tak łatwo opluć ludzi w internecie, pewnie w twarz byś się nie odważył, bo te "sprzedawczyki" by ci facjatę przemodelowały skoro takiego niskiego poziomu są...
Co za bełkot... kolejny gówniany tekst na benchmarku...
Tych fragmentów jest więcej, ale ten to już w ogóle...
Schodzicie na psy, liczą się dla Was tylko reklamy i kliknięcia. Byle więcej, nie ważne kto, co i gdzie. Ważne, żeby hajs się zgadzał. Przykre, ale prawdziwe.
Ze mną się w tym momencie żegnacie. Mam nadzieję, że nie płaczecie ;)
większość flagowców nie ma nawet jednego...android lub ios, wielka i cienka bryła, klawiatura przesunięta za nisko bo ramki trzeba zmniejszać, szkło i aluminium, brak złącz, BT, połączenia z kompem...
eh