Tak niegdyś żartował Andrzej Mleczko. Expeditions: Viking ukazuje średniowiecznych Skandynawów też z innych stron, łącząc RPG, grę taktyczną i strategię.
- świetny klimat wieków średnich,; - misternie zaprojektowany system walk turowych,; - połączenie elementów RPG, strategii i gier taktycznych,; - eksploracja nowych krain daje dużo przyjemności,; - nastrojowo oprawa muzyczna,; - ciekawe, a niekiedy dowcipne, zadania.
Minusy- niedoskonałe sterowanie i interfejs (np. brak możliwości rozstawienia wojów przed walką),; - przeciętna grafika,; - monotonia niektórych krajobrazów,; - błędy techniczne.
Expeditions: Viking idzie w ślady konkwisty
Studio Logic Artists zdobyło grono wiernych fanów grą RPG zatytułowaną Expeditions: Conquistador. Wtedy zabrano nas w epokę Wielkich Odkryć i postawiono przed nami cel eksploracji nieznanych lądów. W Expeditions: Viking jest podobnie, choć teraz w grę wchodzi wczesne średniowiecze i wyprawy Skandynawskich wojów.
Zmieniła się za to nieco sama konwencja, która bardziej przypomina klasyczne RPG (przeżywające obecnie renesans, chociażby w takich tytułach jak Torment: Tides of Numenera), ale jednocześnie zachowano oryginalne cechy serii Expeditions, a więc elementy działań strategicznych i taktycznych.
To wszystko obleczono dodatkowo w gęsty klimat wieków średnich i całkiem ciekawe tło fabularne. Wielbiciele tej formuły doczekali się godnego następcy Expeditions: Conquistador, a reszta graczy – nietuzinkowego koktajlu gatunków, który pozwala przebrać się za wikinga i wybrać własną ścieżkę po rodzącej się w bólach Europie.
Coś gnije w państwie duńskim
Mam usiąść na krześle? Serio? Takie jest pierwsze zadanie, jakie stawia przede mną Expeditions: Viking. Kiedy to zobaczyłem, zwątpiłem, słowo daję. Klasyczny do bólu rzut izometryczny, okienka dialogowe żywcem wycięte ze staromodnych erpegów i do tego to feralne zadanie.
Expeditions: Viking, czym chcesz mnie olśnić? Taka wątpliwość natychmiast pojawiła się we mnie, ale prędko znikła po pierwszych rozmowach z biesiadnikami ucztującymi na stypie zmarłego wodza klanu. Okazało się bowiem, że wpadłem jak śliwka w kompot. Choć zabrzmi to paradoksalnie – w najlepszym znaczeniu tego zwrotu.
Duńskimi klanami targają sprzeczne interesy, część przywódców patrzy na mojego bohatera krzywym okiem, inni wprost deklarują swoją wrogość... No, atmosfera przy stołach nie do pozazdroszczenia. Teraz trzeba tylko szybko wymyślić, jak młody władca może zabezpieczyć swoje włości. Może poszukać przyjaciół, którzy wspomogą w walce z wrogami, może obrastać w bogactwo, a może wziąć topór w garść i rozwiązać sprawę siłą?
Jedno jest pewne – niezależnie od tego, którą z tych dróg obiorę, będę musiał ruszyć na tytułowe ekspedycje. Łódź gotowa? Dalej więc, załogo, do wioseł! Ahoj, przygodo!
Gra otrzymała własnie aktualizację lokalizującą. W czasie naszych testów niestety byliśmy "skazani" na wersję angielską
Pański ruch, panie wiking
Nie myślcie jednak, że Expeditions: Vikings to jedna wielka gadanina za biesiadnymi stołami. Tak to się zaczyna, ale potem akcja rusza z kopyta i bitwa goni bitwę. RPG akcji pełną gębą! Choć w przeciwieństwie do innych tytułów, tym razem mamy do czynienia z systemem turowym.
Owszem, można mówić o wątpliwej oryginalności tego wynalazku, bo nawet w grach RPG już go nieraz widywałem (chociażby w niedawnym Torment: Tides of Numenera). Różnica polega na tym, że tutaj został on zaprojektowany z naprawdę wysokim kunsztem.
Nie starczy rzucić wszystkich do boju, na łeb na szyję i liczyć, jak pisał poeta, że „jakoś to będzie”. Na początek musiałem zapoznać się z umiejętnościami wszystkich postaci, później przemyśleć, które z nich nadadzą się do bitki najlepiej (część dołącza do naszej drużyny, niektórych możemy sami stworzyć w kreatorze, ale koniec końców w ekipie znajduje się najwyżej pięciu wojów).
Kiedy już dobrałem skład, który towarzyszył mi na konkretnej wyprawie, i napotkałem po drodze przeciwników, mogłem być pewien, że czeka mnie regularna partia wirtualnych szachów. Nawet jeden błędny ruch mógł zostać wykorzystany przez wrogów i zakończyć się klęską.
Musiałem dobrze przemyśleć, jak wykorzystać system osłon (podobny do tego z serii XCOM, choć nieco zmodyfikowany), żeby nie dać się podejść łucznikom wroga. Trzeba też na bieżąco wzmacniać swój skład okrzykami bojowymi lub medykamentami. Ba! Nawet taki drobiazg, jak zamarznięta kałuża mógł stanąć mi ością w gardle, jeśli biegnący po niej wiking wywinął orła i musiał odleżeć swoje na ziemi.
Ale ta konieczność brania pod uwagę nawet najmniejszych szczegółów sprawia, że trudno się oderwać od walk toczonych w Expeditions: Viking. Dajmy na to, podczas jednej z moich wypraw umówiłem się na „ustawkę” z ekipą Brytoli. Chłopy na schwał, uzbrojone po zęby, z takimi statystykami, że od samego patrzenia na te cyferki kręciło się w głowie.
Mimo to, podjąłem się wyzwania. Starym polskim zwyczajem pomyślałem sobie: nie takie rzeczy robiliśmy ze szwagrem po pijaku! Po czym z okrzykiem na ustach rzuciłem się na synów Albionu. Oczywiście dostałem tęgiego łupnia. I co teraz? Odejść z podkulonym ogonem? Nic z tych rzeczy! Wczytałem grę i jeszcze raz ruszyłem do walki... Z podobnym efektem jak poprzednio.
Takich prób było jeszcze kilka. Nie oddawałem potyczki walkowerem, bo w głębi serca czułem, że jeśli obiorę odpowiednią strategię, zmiażdżę przeciwnika bez problemu. I za którymś z kolei razem osiągnąłem zamierzony cel. Wszystko zagrało jak trzeba, a średniowieczni Anglicy ponieśli sromotną klęskę.
A jak tego dokonałem? Oto przepis - wiedźma z mojej drużyny w odpowiedniej chwili rozpyliła zasłonę dymną, która przesłoniła widok łucznikom, jeden z wojowników wytrącił hersztowi angielskich rycerzy tarczę z dłoni, a stojąca obok niego dziewczyna dokończyła sprawę długą na dwa metry włócznią. Dobiłem resztę wrogów i mogłem wreszcie odtrąbić upragniony tryumf.
O jedno mam jednak pretensje do twórców Expeditions: Viking. Znacznie wcześniej udałoby mi się pogonić wyspiarzy, gdybym miał możliwość rozstawienia swojego składu przed walką. Niestety, takiej opcji nie ma. Nawet w tych momentach, kiedy wiedziałem, że zaraz przejdę w tryb walki, nie mogłem wybrać poszczególnych członków drużyny i ustawić ich w tym czy innym miejscu. Dopóki nie pojawi się pocięte plastrami pole bitwy, cała ekipa chodzi w luźnym szyku za głównym bohaterem.
No cóż, jak mawiają, nic nie jest idealne. Warto to podkreślić przy okazji systemu walki w Expeditions: Viking, bo on akurat zbliża się do doskonałości. Jeśli więc ktoś lubi taktyczne potyczki, te stworzone przez twórców Logic Artists powinny wciągnąć go bez reszty.
Na koniec świata i jeszcze dalej!
Podróże to integralny, a niektórzy mogliby powiedzieć, że podstawowy element Expeditions: Viking. Odbywamy je na mapie świata, która nieco przypominała mi tę z pierwszego Baldur's Gate. Ma ona w sobie coś z bardzo klasycznej estetyki, ale w żadnym razie nie jest to zarzut.
Każda ekspedycja musi być dobrze zaplanowana, bo nasza kompania ma ograniczone siły i od czasu do czasu musi robić przystanki w miejscach oznaczonych jako obozy. Nie wystarczy kliknąć na takiej lokacji i odczekać parę sekund aż maszerujący skład wypocznie.
Po pierwsze trzeba wybrać miejsce, w którym znajdziemy odpowiednio dużą ilość jedzenia i które posłuży za bezpieczne schronienie. Przed rozbiciem obozowiska musimy też rozpisać role, jakie będzie pełniła każda z postaci. Jedni zajmą się przyrządzaniem jedzenia, drudzy będą pełnić wartę, a jeszcze inni – zadbają o porządek panujący na terenie.
To ciekawy element, który, niestety, po pewnym czasie może stać się nieco monotonny. Na szczęście twórcy Expeditions: Vikings oddają w nasze ręce opcję automatycznego przydzielania ról, która jest skutecznym remedium na powtarzalność tych czynności.
A skoro już o powtarzalności mowa, odkrywanie nowych lokacji i zbieranie surowców na mapie świata to niezła frajda, ale wiele z napotkanych miejsc, kiedy już w nich się zatrzymamy, bywa wizualnie łudząco podobna do siebie.
Na szczęście nie zawsze, a do tego trafi się czasem prawdziwa perełka. Do moich faworytów zalicza się zrujnowany kompleks z epoki Cesarstwa Rzymskiego, który przedstawiono w karmazynowych barwach, a dodatkowo zroszono obficie deszczem. To nie tylko prawdziwa uczta dla oczu, ale też niesamowity klimat, który sprawia, że chce się poznać każdy zakątek takiego miejsca.
Gunnar się upił
Błędy w grach się zdarzają. Zwyczajna sprawa. Jednak najbardziej rażą w naprawdę dobrych tytułach. Nie inaczej jest w przypadku Expeditions: Viking. Grałem z przyjemnością w tę produkcję i naprawdę irytowała mnie obecność tego czy innego buga, który utrudniał mi kontynuowanie przygody.
Gdyby jeszcze chodziło o nudnawą rozgrywkę – pal sześć! Żadnej przyjemności z grania, więc techniczna wpadka siłą rzeczy nie jest w stanie jej zakłócić. Ale sęk w tym, że Expeditions: Viking takiej frajdy daje całkiem sporo. W tych okolicznościach błędy irytują bardziej, niż zwykle. Dla jasności sięgnę po przykład.
Pewnej nocy na moją wioskę napadł niejaki Gunnar. Spacyfikowałem agresora i zamknąłem w zagrodzie, żeby przemyślał swój haniebny czyn. Ja w tym czasie zastanawiałem się nad jego przyszłością, bo opcjonalny cel jednego z zadań proponował, żebym zwerbował najeźdźcę do swojej małej armii.
Koniec końców doszedłem do wniosku, że to może wcale nie najgorszy pomysł i ruszyłem tam, gdzie na mapie lokacji oznaczono miejsce, w którym znajduje się Gunnar, a więc wspomnianą zagrodę. Ku mojemu zdumieniu wcale go tam nie znalazłem.
A niech to, pewnie zwiał! - tak w pierwszej chwili pomyślałem. Ale czy gdyby rzeczywiście tak było, cel mojego zadania nie zmieniłby się na szukanie zbiega? Zrobiłem więc sobie spacer po okolicy i w końcu znalazłem uciekiniera. Stał jak słup soli przed jedną z chat, zupełnie jak tej nocy, kiedy najechał moją wioskę.
Próbowałem do niego zagadać, ale nie odpowiadał. Widoczny na ekranie kursor zamieniał się w mieczyk, sugerując, że powinienem typa usiec, ale sekwencja walki za nic nie chciała się rozpocząć. No, trudno, to by było na tyle. Gunnar nigdy nie dostąpi zaszczytu towarzyszenia mi w moich wyprawach.
Tylko czemu tak stoi, jak w letargu, i gapi się w malowane wrota jednej z chałup? Może po prostu chłop się upił i nie kontaktuje. Tak to sobie wytłumaczyłem, żeby utrzymać spójność opowieści, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że tak naprawdę chodzi o niedociągnięcie twórców Expeditions: Viking.
„Sprawa Gunnara” nie jest zresztą odosobnionym przypadkiem. W innym miejscu nie mogłem porozmawiać z pewnym wieśniakiem na temat zadania A, bo zaaferowało go zadanie B, które było aktywne w tym samym momencie. I wybiórczość myślenia prostego chłopa nie była w żaden sposób uzasadniona fabularnie.
Oprócz tego zdarzają się też miejsca, w których zamiast tekstu z opisem widnieje techniczny bełkot, bo przygotowanym słowom nie udało się trafić na swoje miejsce. No, to się dopiero nazywa burzenie czwartej ściany! Szkoda tylko, że akurat po Expeditions: Viking spodziewałem się innych zalet, a nie takiej „matrixowej” awangardy.
I to ma być RPG?!
Nie, oczywiście, że nie. Expeditions: Viking to coś znacznie więcej, niż tylko RPG. Wprawdzie formalnie zalicza się do tego gatunku, o czym świadczy wybór opcji dialogowych, zbierany ekwipunek czy dodawane naszym postaciom umiejętności, ale nie brakuje też elementów innych gatunków.
Spotkamy tu, dajmy na to, zaczerpniętą z gier strategicznych rozbudowę wioski, co skutkuje zwiększeniem prestiżu naszego klanu, albo turowy system walki, który śmiało może konkurować z gigantami gier taktycznych.
Expeditions: Viking pewnie nie każdemu przypadnie do gustu, bo to formuła dosyć specyficzna. Jednak dla mnie to także tytuł, który daje sporo dobrej zabawy, mimo wad, takich jak błędy techniczne, powtarzalność krajobrazów, czy przeciętna grafika.
Każde z tych niedociągnięć równoważy jednak jakaś zaleta. Co tu dużo mówić – jest coś niezwykle rozkosznego w odkrywaniu nowych krain, w wyborze między dogadywaniem się z obcymi ludami a patroszeniem ich toporem, w zanurzaniu się w niezwykłą atmosferę wieków średnich... Życie wikinga miało wiele barw i odcieni, którymi mieni się też Expeditions: Viking.
Ocena końcowa:
- świetny klimat wieków średnich
- misternie zaprojektowany system walk turowych
- połączenie elementów RPG, strategii i gier taktycznych
- eksploracja nowych krain daje dużo przyjemności
- nastrojowo oprawa muzyczna
- ciekawe, a niekiedy dowcipne, zadania
- niedoskonałe sterowanie i interfejs (np. brak możliwości rozstawienia wojów przed walką)
- przeciętna grafika
- monotonia niektórych krajobrazów
- błędy techniczne
- Grafika:
dostateczny plus - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dobry plus
Komentarze
8jakby ktoś się zastanawiał co zostało wycięte z tytułu ;)