Niełatwo poprawić arcydzieło, jakim jest GTA V. Nie znaczy to jednak, że się nie da. Wciąż znajdzie się parę takich obszarów, w których można co nieco pozmieniać. Zastanawiamy się, w jaki sposób GTA 6 mogłoby dopracować znaną nam formułę.
Przed GTA 6 karkołomne zadanie
Inaczej tego nazwać się nie da! W końcu GTA V, mimo swojego słusznego wieku, wciąż króluje w najróżniejszych zestawieniach najlepszych gier na PlayStation 4, fajnych gier na PC czy polecanych gier na Xbox One. Niektórzy powiedzieliby nawet, że to absolutne arcydzieło i fenomen świata gier. Oj, niełatwo przeskoczyć tak wysoko zawieszoną poprzeczkę! No, ale w ogólnym rozrachunku parę rzeczy do poprawki czy ulepszenia się znajdzie, na co zresztą wskazują już fani, sami łatając to i owo w modach do gangsterskiej serii Rockstar Games.
Zastanawiamy się więc, co twórcy GTA 6 mają okazję podreperować lub doprowadzić do perfekcji w szóstej odsłonie cyklu. Wbrew pozorom trochę się tego nazbierało, bo i gry zmieniły się co nieco przez ostatnie siedem lat, i możliwości techniczne są większe, niż wtedy. Zwłaszcza, że „szóstka” z pewnością zawita nie tylko na konsole obecnej generacji, ale też na PlayStation 5 i Xbox Series X.
Do tego dochodzą też doświadczenia, które Rockstar nabył przez ostatnie lata. W końcu ten gigant wirtualnej rozrywki z jednej strony bezustannie rozwijał GTA Online, z drugiej zaś ofiarował światu kolejnego hiciora, a więc Red Dead Redemption 2. Inni także nie próżnowali wyznaczając nowe standardy rozgrywki – od czasu GTA V ukazał się chociażby Wiedźmin 3: Dziki Gon czy Death Stranding.
Postanowiłem więc zebrać w całość wszystkie te elementy, które mogłyby doczekać się solidnego liftingu lub przebudowy. Co istotne, w moim zestawieniu znajdziecie zarówno te kwestie, pod którymi mogliby się podpisać jak jeden mąż niemal wszyscy fani GTA V, jak również moje własne, zupełnie subiektywne postulaty. Ale może i one będą zbieżne z Waszymi oczekiwaniami? Tak czy inaczej, zapraszam do lektury!
Co twórcy GTA 6 mają okazję podreperować lub doprowadzić do perfekcji w szóstej odsłonie cyklu? No, trochę się tego nazbierało, bo i gry zmieniły się co nieco przez ostatnie siedem lat, i możliwości techniczne są większe, niż wtedy. Inni także nie próżnowali wyznaczając nowe standardy rozgrywki
Odkąd tylko pamiętam, zawsze chciałem zostać gangsterem
Powraca odwieczne marzenie, które Martin Scorsese lakonicznie zawarł w pierwszej kwestii „Chłopców z ferajny”. Zostać gangsterem… Na tę chwilę nie ma lepszego sposobu na to niż podróż do świata GTA V (w każdym razie dla tych, którym nie w smak być bandziorem w realu). I wydawać by się mogło, że piąta część flagowej serii Rockstara pozwala je spełnić do reszty. No, jak się okazuje, nie do końca!
W każdym razie dla mnie wciąż jest tutaj spore pole do popisu dla twórców „szóstki”. Mam na myśli przede wszystkim system rozwoju postaci. Trójca z GTA V, jakkolwiek barwna, zdawała się przez cały czas trwania kampanii stać w miejscu. Pewnie, wszyscy bohaterowie mieli swoje perypetie i przygody, ale o rozwój, swoje talenty, umiejętności czy cechy, za bardzo nie dbali.
A gdyby tak zaimplementować do świata GTA 6 mechaniki znane z tytułów RPG? W końcu trochę już z tym eksperymentowano w GTA San Andreas. I chociaż wtedy wypaliło to średnio, tym razem mogłoby być inaczej. Nie chodzi o to, żeby od razu wprowadzać Bóg wie jakie drzewko umiejętności i tabelę statystyk rodem z Fallouta. Natomiast jakieś kawałeczki tego, na hybrydową modłę, można by wpleść do GTA 6.
Jeżeli lubię jeździć motorem, czemu nie miałbym odblokowywać za to dodatkowych talentów, związanych właśnie z tą aktywnością? Jestem dobry w nawalaniu z rakietnicy? Dajcie mi za to dokładniejsze celowanie, szybsze przeładowanie, cokolwiek!
I przy tej okazji naprawdę warto wspomnieć GTA San Andreas, gdzie objadanie się fastfoodowym żarciem prowadziło do rozrostu tkanki tłuszczowej C.J.’a, a znowuż ćwiczenie na siłowni dawało mu mięśnie na miarę Pudziana.
To samo dotyczy personalizacji postaci, jak również meblowania czy przebudowy jej domu. Zarówno Michael, jak i Trevor czy Franklin posiadają swoje własne, dopasowane do nich klimatem, siedziby. Niestety, dla mnie odgrywały one rolę tylko baz wypadowych, w których trudno było mi zabawić na dłużej. Bo i po co?
Trójca z GTA V zdawała się przez cały czas trwania kampanii stać w miejscu. Wszyscy bohaterowie mieli swoje perypetie i przygody, ale o rozwój, swoje talenty, umiejętności czy cechy, za bardzo nie dbali. A gdyby tak zaimplementować do świata GTA 6 mechaniki znane z tytułów RPG?
A przecież rozbudowywanie „rezydencji” to świetny motor napędowy rozgrywki. W GTA Online sprawdza się nieźle, ale w kampanii przydałoby się więcej atrakcji w tym obszarze. Pamiętacie chociażby willę z Assassin’s Creed 2? Że nie wspomnę już o systemie budowy fortów z Fallout 4! W każdym razie ja chętnie zaprojektowałbym własny bar w salonie mojego domu w GTA 6… Albo kupił nowiutki penthouse na szczycie najwyższego z wieżowców – czemu nie!
To w końcu jeden ze skuteczniejszych sposób na wejście w skórę bohatera… bohaterów… bohatera? No właśnie, zatrzymam się na chwilę przy tym rozróżnieniu na liczbę mnogą i pojedynczą. GTA V brawurowo wprowadziło do kampanii aż trzech bohaterów, zamiast jednego (jak to miało miejsce w poprzednich odsłonach serii). To zaś dawało możliwość swobodnego przełączania się między trzema panami, a nawet śledzenia tych samych misji z różnych perspektyw.
Wyszło to naprawdę nieźle, ale trochę tęsknię za pojedynczym bohaterem. Czemu? Ano dlatego, że wtedy łatwiej o imersję, o przywiązanie się do tej konkretnej postaci. Tak jak to miało miejsce chociażby w GTA IV. Michael, Trevor i Franklin to kolorowa zbieranina, ale rozbudowanie wątku jednego z nich, siłą rzeczy, odbywało się kosztem historii drugiego.
Poza tym muszę przyznać, że nie każda z trzech przeplatających się opowieści wciągnęła mnie równie mocno. Ścieżka Michaela była dla mnie główną siłą napędową kampanii. Perwersyjne perypetie Trevora były na poły ohydnymi, na poły komicznymi przerywnikami, a wątek Franklina… Cóż, wstyd przyznać, ale nie pamiętam go prawie wcale.
Może więc warto byłoby w GTA 6 postawić na jednego bohatera, za to wyjątkowo „soczystego”, z krwi i kości. Za to więcej dowolności przydałoby się w wybieraniu swojej drogi przez fabułę szóstej części. To znowu byłby ukłon w stronę produkcji erpegowych – mam tu na myśli opcje dialogowe, rozgałęzienia fabularne, wpływ decyzji gracza na zmiany w wirtualnej piaskownicy.
I w tym miejscu muszę pokusić się o puszczenie wodzy fantazji. Wiecie jaki bohater GTA 6 mi się marzy? Gliniarz na miarę Harry’ego Callahana! Chciałbym, żeby tylko ode mnie zależało, czy przejdę „na ciemną stronę Mocy” i dogadam się z mafijnymi bossami, czy będę grzecznie wywiązywał się z obowiązków krawężnika. Trochę jak w Beat Cop, jeśli pamiętacie tego indyka.
Zresztą, chyba nie tylko ja chciałbym wcielić się w policjanta w świecie GTA V, na co dobitnie wskazują mody pozwalające na takie przeskoczenie na drugą stronę barykady. No, to mogłoby być coś niezwykłego – wreszcie przełamanie schematów z „Człowieka z blizną” czy „Ojca chrzestnego”. Czy Rockstar poważy się na taką rewolucję w prowadzeniu narracji?
Marzy mi się w GTA 6 bohater na miarę porucznika Harry’ego Callahana! Chciałbym, żeby tylko ode mnie zależało, czy przejdę „na ciemną stronę Mocy” i dogadam się z mafijnymi bossami, czy będę grzecznie wywiązywał się z obowiązków krawężnika.
Ta wspaniała piaskownica i wszystkie jej wady
Bohaterowie bohaterami, narracja narracją, ale w samym świecie gry chyba nie ma co grzebać, co? Jasne, Los Santos z GTA V to prawdziwy majstersztyk, tym niemniej i tutaj przydałyby się szlify. Tak jak w przypadku bohaterów, mniej znaczy czasem więcej, tak tutaj nie pogardziłbym piaskownicą trochę bardziej rozbudowaną. Metropolia z GTA V może przyprawiać o zawrót głowy, ale wolałbym solidny kawałek jakiegoś fikcyjnego stanu z paroma miastami niż tylko jedno jedyne Los Santos (czy inny jego odpowiednik z „szóstki”).
Na szczęście, jeśli wierzyć plotkom, taka zmiana chyba faktycznie się szykuje. Te najczęściej powtarzane mówią o Vice City i terytoriach na obszarze Ameryki Łacińskiej. Wprawdzie ostatnio aktor odgrywający rolę Michaela w GTA V trochę ostudził nasz zapał, ale i tak po cichu liczymy na klimat rodem z Narcos. Czemu nie!
No, ale nie tylko różnorodność pomogłaby otwartemu światowi z GTA 6. To, na co najbardziej narzekają fani, i ja również, to niewielka liczba wnętrz w Los Santos. Do niektórych budynków da się wprawdzie wejść, ale to wciąż trochę mało. Żeby było ciekawiej, znajdziemy w GTA V parę klubów czy innych knajpek już w pełni zaprojektowanych, ale mimo to, można się do nich dostać tylko wykorzystując glitche na mapie.
Wiele z tych ograniczeń wiąże się z taką a nie inną mocą przerobową naszych sprzętów. Wiadomo jednak, że są różne sztuczki, które pozwolą to przeskoczyć. Podobnie można sobie poradzić z głupawymi NPC-ami. No dobra, może nie tyle „głupawymi”, co zachowującymi się bardzo szablonowo i w zasadzie pozbawionymi jakiegokolwiek życia w wirtualnym świecie.
Warto, żeby GTA 6 zwróciło na ten element uwagę, bo Watch Dogs: Legion zamierza wysoko zawiesić poprzeczkę. Ubisoftowy Londyn ma być tak żywy, jak to tylko możliwe. Czy to się uda? Nie wiadomo! Ale to cel, do którego z pewnością trzeba aspirować.
Inna kwestia związana z otwartym światem to możliwość destrukcji otoczenia. Wiadomo, „żywi” NPC-e, rozbudowane lokacje, wszystko to ważne, ale w GTA V najbardziej lubimy nieokiełznaną demolkę. Tym bardziej boli, że nasza rakietnica czy granat nie są w stanie wyrąbać dziury nawet w zwykłej chałupce.
Marzy mi się taki system zniszczeń, jak ten z serii Battlefield, ale wiem, że to raczej niemożliwe. W końcu musi pozostać przynajmniej tyle z tego miasta, żeby dało się w nim poprowadzić dalej fabułę. Co nie znaczy, że trzeba je czynić niezniszczalnym – jakiś kompromis dla fanów destrukcji z pewnością się znajdzie.
A jeśli ktoś nie lubi tego rodzaju zabaw z dynamitem, może zawsze zabrać się za misje poboczne. I mam szczerą nadzieję, że te ostatnie też ulegną pewnym modyfikacjom w GTA 6. Jasne, „piątka” miała wiele bardzo ciekawych zadań, ale ich lwia część była oparta na schemacie „zawieź, przywieź, pozamiataj”. Może szósta część serii uraczy nas jakimiś misjami polegającymi wyłącznie na skradaniu? Wiecie, przemykanie szybami wentylacyjnymi rodem z Mission: Impossible, akcje z noktowizorem jak ze Splinter Cella, a nawet ukrywanie się w cieniu na modłę Thief.
Zresztą zmiany czysto mechaniczne też by się przydały i to nie tylko w obszarze skradania. Mam na myśli przede wszystkim walkę wręcz. Od czasu do czasu GTA V lubiło nas zaangażować w jakieś konkretne mordobicie. Zwykle – w każdym razie w moim wykonaniu – polegało ono na bezmyślnym klikaniu w jeden klawisz z nadzieją, że mi się poszczęści. Nie liczę, oczywiście, na wprowadzenie do „szóstki” systemu walki rodem z serii Batman: Arkham, ale jakieś zmiany zdecydowanie by się przydały.
Tyle jeśli chodzi o świat GTA 6 i rządzące nim prawa. Zdaję sobie sprawę, że to nie wyczerpuje tematu w pełni, ale te kwestie wydały mi się najistotniejsze. W każdym razie, gdy mówimy o kampanii dla pojedynczego gracza, bo nie można zapominać też o trybie online.
Rockstar Games stoi na rozdrożu. Z jednej strony – utarte ścieżki, wypracowane przez lata rozwiązania, znana i lubiana formuła. Z drugiej zaś – kompletna rewolucja i olbrzymie ryzyko. Czy twórcy GTA 6 zagrają va banque, czy raczej obiorą bezpieczną strategię?
W sieci i offline
GTA Online stało się już integralną częścią tego doświadczenia, jakie oferuje GTA V. Ba! Wielu z nas dużo chętniej spędza czas w wieloosobowej piaskownicy niż w tej dla pojedynczego gracza. Właśnie dlatego Rockstar Games tak ochoczo inwestuje w tryb sieciowy – tę gangsterską kurę, która znosi mu złote jaja.
Niestety, dzieje się to kosztem kampanii. Nowe skórki, fury, tryby czy napady co rusz pojawiają się w GTA Online, natomiast przez tyle lat nie uświadczyliśmy ani jednego dodatku fabularnego. Wiadomo, pieniądz kręci tym światem, ale co z fanami zgłodniałymi kolejnych przygód z udziałem Michaela, Trevora i Franklina?
Pozostaje mieć nadzieję, że Rockstar Games nie zaniedba w podobny sposób kampanii z „szóstki”. Chyba, że zdecyduje się na jeszcze inne zagranie. Połączenie trybu dla jednego gracza z rozgrywką wieloosobową? Takie eksperymenty już się udawały, na przykład w ubisoftowym Tom Clancy’s Ghost Recon Wildlands lub (bardziej erpegowo) w Divinity: Original Sin. Moglibyśmy wtedy przeżyć fabularną przygodę ramię w ramię ze znajomymi. Moderzy też już na to wpadli, więc może warto ruszyć za ich pomysłem?
Wszystko to oczywiście czyste dywagacje. Jedno, czego można być w miarę pewnym, to, że tryb wieloosobowy powróci w chwale. Byle w takiej chwale, jaką cieszy się teraz. Przecież nie zawsze tak było. GTA Online z początku cieszyło się mieszanymi opiniami i wielu narzekało na nieudolne próby ograniczania agresji innych graczy czy też niewielką liczbę aktywności na mapie.
Rockstar Games powinien więc już na wejściu zadbać o swoją płodną kurkę i wyciągnąć lekcję z Red Dead Online. Wszak tryb wieloosobowy do Red Dead Redemption 2 był ewidentnie robiony „na kolanie” i do dziś pokutuje to jego marną popularnością.
Pewnie można by zgłosić jeszcze wiele postulatów do Rockstar Games, takich jak wsparcie dla gogli VR dla GTA 6 (to by dopiero było, co?), możliwość korzystania z modów na konsolach, większa personalizacja aut czy też poprawiona sztuczna inteligencja gliniarzy. Na tym jednak poprzestanę, bo coś czuję, że niezależnie od naszych oczekiwań Rockstar Games ma swoje asy pochowane w rękawach.
GTA 6 zaskoczy nas… lub nie
Rockstar Games stoi na rozdrożu. Z jednej strony – utarte ścieżki, wypracowane przez lata rozwiązania, znana i lubiana formuła. Z drugiej zaś – kompletna rewolucja i olbrzymie ryzyko. Czy twórcy GTA 6 zagrają va banque, czy raczej obiorą bezpieczną strategię?
Zupełnego szaleństwa raczej z ich strony nie uświadczymy. W końcu nie zmienia się zwycięskiego składu. Ale na pewno możemy oczekiwać poważnych zmian. Jak inaczej mieliby przekonać graczy do zakupu nowego GTA, skoro „piątka” nawet po latach od premiery wciąż jeszcze wyznacza standardy dla innych produkcji?
No właśnie – jak? To pytanie również do Was. Jakie zmiany chcielibyście zobaczyć w GTA 6? Czym Was Rockstar Games przekonałoby do zakupu „szóstki”? Z naszej strony to już wszystko, ale czekamy na Wasze pomysły w komentarzach!
Oto co jeszcze może Cię również zainteresować:
- Co robić w oczekiwaniu na GTA 6 - najciekawsze mody do poprzednich odsłon serii
- Gangster kontra kowboj – czy GTA 6 odstrzeli Red Dead Redemption 2?
- Watch Dogs: Legion - czy Ubisoft szykuje nam rewolucje?
Komentarze
23*** Problem po części rozwiązano, dając możliwość odbioru pojazdu z policyjnego garażu:)
Więcej swobody w stylu rozbudowy domu - ok, ale bez przesady, to nie ma być Sims. Ale przydało by się custome mode dla pojazdów które pozwala przerabiać pojazd na różne sposoby, a nie że to tylko cash sink.
I żeby posiadanie budynków miało jakiś sens - przez całą grę nie kupiłem ponad 3 lokali, a nawet te co kupiłem to nie wiem po co - do niczego nie były mi potrzebne. Niby miały dawać kasę, ale też przez całą fabułę ani razu nie zabrakło mi jej, więc...
Ale jest jedna, najważniejsza rzecz - policja i jej reakcje.
W 5 nie ma jej prawie w ogóle. Nie wiem czy widziałem więcej niż 2 radiowozy gdziekolwiek na ulicach (poza fabularnymi wątkami, gdzie stanowiły tło albo przedmiot akcji). Zagrałem sobie w GTA 4 dla przypomnienia i tam jest w drugą strnę - były takie ulice, gdzie radiowozy tworzyły korek, jak nie przymierzając taksówki w Nowym Jorku. Powinno być coś pośrodku - co kilka przecznic radiowóz albo patrol pieszy, który reaguje.
Druga sprawa - brak jakiejkolwiek reakcji policji na "złe" zachowania bohatera. Możesz jechać na czerwonym, pędzić max prędkością przez miasto, kosić latarnie i znaki, wpadać na budynki i pojazdy - 0 reakcji policji, nawet jeśli przypadkiem jest na miejscu.
Ale nie daj boże lekka stłuczka z radiowozem lub niewinny strzał w powietrze i już jesteś most wanted, "najpierw strzelam potem rozmawiam". Całkiem to bez sensu.
Powinny być jakieś rozsądne stopnie reakcji - łamiesz przepis, policja jeśli widzi to reaguje. Jeśli się zastosujesz to mandat i po sprawie, a dopiero jak uciekasz albo wprost atakujesz to wtedy z giwerami, itp.
No i jeszcze ostatnia rzecz - ruch uliczny, którego reakcje i zachowania maja sens. Kierowcy w ostatniej chwili zmieniający pas na Twój tuż przed tobą, gdy pędzisz na max prędkości? Chyba człowiek który to programował uczył się jeździć na Polskich autostradach.
W takie GTA 6 bym zagrał.
I jesteś faraonem XD
W szkole podstawowej byłem wielkim fanem GTA, tyle godzin w Vice City
Napisanie jednej postaci która możę być dostawcą mleka albo szalonym bandziorem wymagałoby zbyt złożonego mechanizmu rozwoju. Wiem że rockstar nie takie rzeczy ogarniał ale mimo wszystko zajęłoby to zbyt duzo czasu i zasobów. Lepiej jezeli dogodzić wszystkim to wprowadzic kilka postaci ale np nie wymuszać przełączania się miedzy nimi. Cos jak oddzielne kampanie - skończysz jedną idziesz drugą itp.
Ulepszoną fizykę i model zniszczeń, więcej misji
Niech to będzie dodatek a nie główna siła napędowa GTA.