Nie chcąc psuć Wam zabawy nie będę przybliżał fabuły gry. Samodzielne odkrywanie historii sprawia niebywałą satysfakcję, której nie mogę i nie chce Was pozbawiać. Dość powiedzieć, że niezwykle istotną częścią gry są napady z bronią w ręku. Szumnie zapowiadane skoki miały przynieść powiew świeżości rozgrywce dając nam nie tylko możliwość wzięcia udziału w super widowiskowej akcji rodem z filmu Gorączka, ale i jej samodzielnego zaplanowania. Przyznam szczerze, że po majowym, zamkniętym pokazie gry miałem bardzo mieszane odczucia. Z jednej strony pomysł wydawał mi się ciekawy, z drugiej – w prezentowanych fragmentach nie widziałem zbytnio owej zwiastowanej rewolucyjności. Ot misja jakich wiele, w której emocjonujące momenty rozdzielone zostały pomiędzy trzech bohaterów wymuszonymi przeskokami z jednego do drugiego. I choć w finalnym produkcie nadal wygląda to podobnie to jednak otoczka takich zadań sprawia, że są to jedne z najlepszych misji w całej grze. System organizowania skoków sprowadza się bowiem do kilku misji przygotowawczych, w czasie których przeprowadzamy rozpoznanie celu i zbieramy potrzebne nam środki. Wcześniej musimy jeszcze wybrać jedną z dwóch metod ataku oraz dobrać osoby do ekipy. I tu objawia się niesamowity potencjał tych misji.
Aby to wyjaśnić posłużę się przykładem. Planując napad na sklep jubilerski wybrałem mało doświadczoną, ale za to tanią ekipę tzn. żądającą mniejszego udziału w zyskach. Nie spodziewałem się, że gra tak dobitnie wypunktuje moje decyzje najpierw pokazując wypadek motocyklowy wynajętego do zadania strzelca, a potem demonstrując zagubienie się kierowcy podczas ucieczki i złe przygotowanie do niej maszyn. Chylę czoła przed kunsztem twórców, bo stworzenie rozbudowanych scenariuszy, w których liczy się niemal każda zmienna wymagało sporego wysiłku.
Misje skoków są świetne, ale nie ma ich zbyt dużo. Na szczęście i na pozostałe zadania narzekać nie można. Przynajmniej na większość z nich. Jednego możecie być jednak pewni - takiej bandy popaprańców jaką spotkacie w nowym GTA nie zobaczycie w żadnej innej grze. Gościu, którego nieomal porwało UFO, staruszkowie, którzy przyjechali do San Andreas z Anglii tylko po to, aby grzebać w śmietnikach gwiazd i wyciągać z nich podpaski, zużytą bieliznę i inne cudowne znaleziska czy choćby mocno wstawiona parka, która prosząc o podwózkę do hotelu nie wytrzymuje i rozpoczyna harce już w samochodzie – Rockstar umie tworzyć niepowtarzalne postacie.
O krok od doskonałości
Zgodnie z zasadą „więcej, lepiej, ładniej” nowe GTA przynosi sporo udoskonaleń. Pierwsze co rzuca się w oczy to oprawa graficzna. Sobie tylko znanymi sztuczkami twórcom udało się sprawić, że na konsolach gra potrafi wyglądać rewelacyjnie. O ile jednak niektóre sceny wręcz urzekają bogactwem szczegółów i wyjątkową atmosferą, o tyle inne potrafią porazić brzydotą niskiej rozdzielczości tekstur. Kontrast pomiędzy świetnie wykonanymi modelami postaci, a ubogim tłem bywa zbyt jaskrawy, aby go nie zauważyć.
Nieco większe zastrzeżenia mam do udźwiękowienia gry, a ściślej balansu odgłosów tła i kwestii wypowiadanych przez postacie. Sam dubbing zrobiony został super profesjonalnie. Niestety czasami trudno nam to docenić, bo głosy giną w hałasie otoczenia i jedynym sposobem na podążanie za rozwijającą się akcją jest czytanie polskich napisów (całkiem zresztą niezłych). Problemy zaczynają się, gdy akurat jesteśmy w trakcie pościgu samochodowego, wymiany ognia bądź ucieczki przez policją. I choć bardzo się staram to do Napoleona i jego słynnej podzielności uwagi dużo mi brakuje. Co więc czynić – zwolnić i czytać czy nie patrząc na drogę wcisnąć gaz do dechy licząc na cud? Nie pomaga u zbytnio poprawiony model jazdy i dość mocno ograniczony system zniszczeń samochodów. Ten ostatni jest zresztą dość dziwnie wybiórczy, bo nigdy nie wiadomo czy z pozoru niewinnie wyglądający dzwon nie zakończy się dla nas zejściem śmiertelnym.
Listę przewinień twórców uzupełnia seria nieprzewidywalnych błędów. A to wyrośnie przed nami niewidzialna ściana, a to samochody zaczną fruwać, a to jakaś ekipa w suvie postanowi skasować się uderzając o mur budynku, a to znowu nasz kompan za wcześnie wykona czynność, bez której niemożliwe jest zaliczenie zadania. Te ostatnie błędy są szczególnie irytujące, bo potrafią zepsuć misje cofając nas do ostatniego punktu automatycznego zapisu. Dobrze chociaż, że jak na tak ogromny świat i całą masę zależności liczba podobnych błędów jest relatywnie mała.
Za to owacje na stojąco należą się Rockstarowi za całą masę nawiązań do rzeczywistego świata. „Piątka” to istna kopalnia smaczków, zabawnych odwołań i oryginalnych „jaj wielkanocnych”. Nie zabrakło tu nawet puszczania oczka w kierunku fanów serii, którzy z pewnością uśmiechną się na dyskretne wspomnienie o Nico Bellicu i z żalem poznają smutny koniec Johnego Klebitza.
Co dalej?
Potencjał Grand Theft Auto V jest niesamowity. Wielkość świata i upchanej nim treści wystarczy zapewne na kilka dobrych miesięcy. Rockstar nie zasypia jednak gruszek w popiele i chce jeszcze bardziej zapalić graczy dorzucając do pieca rozbudowany tryb wieloosobowy. Grand Theft Auto Online stanowi rozwinięcie koncepcji zabawy sieciowej z Red Dead Redemption. Olbrzymia, sieciowa piaskownica dla 16 graczy brzmi świetnie, ale jej realia mogą nie być do końca takie jakbyśmy sobie tego życzyli. Wieść o przewidywanych mikropłatnościach może sporo zepsuć. Nie sądzę jednak, żeby Rockstar na tym poprzestał. Bo choć jego włodarze przebąkują coś o potrzebie stworzenia nowej marki to ewentualne dodatki DLC do „piątki” wydają się więcej niż pewne. Nie zarzyna się przecież kury znoszącej olbrzymie, platynowe jaja.
Grać, nie dyskutować!
Do tej pory każda odsłona Grand Theft Auto wywracała branże gier do góry nogami pokazując, że można stworzyć coś monumentalnego, rewolucyjnego, coś, co potrafi na nowo wyznaczyć granicę swobody w produkcjach z otwartym światem. W przypadku „piątki”, która jeszcze przed jej oficjalnym ogłoszeniem okrzyknięta została najważniejszym tytułem tej generacji, już tak różowo nie było. Pojawiły się wątpliwości czy Rockstar będzie w stanie udźwignąć ciężar coraz bardziej wybujałych oczekiwań graczy. Tymczasem on po prostu to zrobił. Stworzył grę niemal perfekcyjną. Bez tłumaczenia się, że coś jest niemożliwe, bez pustych obietnic i kuszenia niestworzonymi pomysłami, których później i na próżno szukać podczas zabawy. To nie Blizzard, który ostatnimi czasy zamiast myśleć o graczach, myśli o kasie (pomijając fakt mikropłatności w GTA Online). Ludzie z Rockstara wiedzą, że dobra gra obroni się sama, zaś świetna - bez większych problemów przyniesie deszcz pieniędzy. Z takim nastawieniem stworzenie hitu to tylko kwestia czasu i włożonego weń wysiłku.
Dlaczego więc, przy tylu zachwytach gra nie otrzymała maksymalnej oceny? No cóż, odpowiedź jest prozaicznie prosta – tę notę rezerwuje zawczasu dla wersji PC. To oczywiście żart, bo edycje konsolowe GTA V są naprawdę świetne. Psują je jednak wspomniane wcześniej drobne, mniej lub bardziej irytujące błędy. Oczywiście ciężko nie ulec gorączce, która towarzyszy tej produkcji, ale nie można tłumaczyć wszystkich zauważonych problemów faktem, że to kolejna odsłona legendy, gra niemal rewolucyjna czy emanująca nieodpartym magnetyzmem. Owszem, „piątka” poraża wielkością, możliwościami i niesamowitą grywalnością, ale do absolutnej doskonałości sporo jej brakuje. I tak, chcąc nie chcąc wracamy do kwestii ewentualnej wersji PC. Czy nie myślicie, że jeśli takowa się pojawi to będzie lepiej dopracowana? Nie oszukujmy się, każdy pecetowiec, który obecnie czuje się pominięty, właśnie na to liczy. I tego się trzymajmy…. A na razie pozostaje konsola. Jeśli więc którąś posiadacie natychmiast do niej siadacie. Zamiast to czytać powinniście biegać po Los Santos, planować kolejne skoki, szukać części rozbitego statku kosmicznego, tropić „easter eggs” albo zrywać boki przy wpadkach programistów. Opcji macie nieskończenie wiele.
Moja ocena: | |
Grafika: | dobry plus |
Dźwięk: | dobry plus |
Grywalność: | super |
Ogólna ocena: | |
Sugerowana cena w dniu publikacji testu: ok. 219 zł | |
Komentarze
64Po premierze gry na PC, chyba się skuszę, no ale czas pokaże jak bardzo wciągnie mnie multi z BF4 :)
Ale na pewno będzie lepsza od tego paskudnego saints rowa.
a dwa grafika a raczej model postaci trochę kanciasty gdy się przyjrzymy, jak dla mnie za taką cenę to powinien być cud miód a tu sam miód :P
W mojej ocenie powyższe stwierdzenie nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistej rozgrywce. Jest to wspaniała żywa postać i mój faworyt. Taka opinia jest zbyt krzywdząca dla tej postaci i co najważniejsze nieprawdziwa, po prostu bzdura (rasizm?). Postać Franklina jest pieczołowicie przygotowana i dopracowana, ma swój nietuzinkowy charakter i wprowadza "murzyński klimat". Naprawdę polecam.
Rockstar wyciągnął co się dało ze staruteńkich konsol, mam nadzieję, że wersja na PC będzie trochę podrasowana pod względem ilości szczegółów i jakości tekstur. Mimo wszystko pod względem grafiki jest to perełka. Nie wiem jak im się udało to zoptymalizować że prawie nie haczy, a czasami jest nawet płynnie. W mojej prywatnej skali ta gra ma 10/10 pkt.
Tak w ogóle witam. Mieliście jakieś problemy techniczne jak opisane wyżej?? Ja nie. Dla mnie GTA 5 jest ok. Znam wszystkie czesci i jak dla mnie najlepsze z nich to Vice City i V. Pozdrawiam
PONIEWAŻ PRODUCENT OLAŁ MOJĄ PLATFORMĘ.
Ah... Zapomniałem, to przecież beta...
btw. osobiście nie uważam, że to "król", dobra gierka, ale na dłuższą metę nudna.
Jak dla mnie w SA osiągnęli mistrzostwo w stacji K-Jah ;)
Pytanie jak będzie działać ewentualna wersja na PC ?:).
Jeśli dobrze to warto wierzyć, że jeszcze rynek gier jest dla graczy.
Jeśli słabo to gracze raz na dobre powinni wyciągnąć wnioski.