Nie wystarczy kontrowersyjny temat, aby stworzyć dobrą grę. Sprawdzamy czy oparta na brutalności produkcja przekonuje do siebie czymkolwiek poza krwawą jatką.
duża dawka akcji; wymagający poziom trudności; nawiązania i drobne „smaczki” poukrywane w świecie gry; klimatyczna oprawa wizualna
Minusydużo irytujących błędów; niewielka ilość misji; mała różnorodność uzbrojenia i „przeciwników”; schematyczność rozgrywki
Gdybym miał przeanalizować wszystkie głośne i kontrowersyjne tytuły w całej historii gier komputerowych, ciężko byłoby mi wskazać drugą produkcję, która z powodu brutalności zyskałaby tyle rozgłosu przed premierą, co Hatred. Jest to co prawda projekt mocno wzorowany na wydanym w 1997 roku Postalu, jednak dzięki nowoczesnej oprawie jest znacznie bardziej sugestywny niż pierwowzór. Co więcej, nigdzie wcześniej brutalne morderstwa nie były tak mocno wyeksponowane, jak tutaj. Oczywiście, Carmageddon nagradzał przejeżdżanie przechodniów dodatkowymi sekundami, a w Soldier of Fortune trafienia w konkretne strefy miały przypisane odrębne animacje, jednak to wciąż znacznie mniej, niż w naszej rodzimej produkcji.
Jak łatwo się domyślić w Hatred głównym celem jest eksterminacja jak największej ilości ludzi, samemu przy tym nie ginąc. I zapewne nie byłoby w tym pewnie niczego nadzwyczajnego, wszak branża gier nie takie rzeczy już widziała, gdyby nie jeden drobny fakt. W Hatred morderstwa, a właściwie arcybrutalne egzekucje na rannych, czołgających się i proszących o litość ludziach sprowadzono do roli apteczki. Tak, dobrze przeczytaliście – apteczki!
Wilk w ludzkiej skórze
Hatred składa się z siedmiu misji, które mimo swojej banalności tworzą w miarę sensowną całość. Tak naprawdę jednak, wszystko co istotne odkrywamy już w ciągu pierwszych kilku minut, gdy spotykamy głównego bohatera. W wewnętrznym monologu przyznaje on, że nienawidzi ludzkości i zabierze do grobu tylu jej przedstawicieli, ilu tylko zdoła. To musi wystarczyć nam za motywację działań, bo – jak sami twórcy przyznawali w licznych wywiadach – nie chodzi tu o przedstawianie psychiki szaleńca, a o nieskrępowaną jatkę.
Muszę przyznać, że gra robi piorunujące pierwsze wrażenie. Bo chociaż zdarzało mi się już dokonywać bardziej wyrafinowanych i okrutnych morderstw w różnych grach (dajmy na to choćby w takim Manhunt) to jednak dopiero w Hatred od początku czułem, że rzeczywiście niosę faktyczną zagładę niewinnym mieszkańcom. To doznanie potęgowane było chociażby faktem, że do każdego budynku mogłem wejść, wyważając drzwi kopniakiem. W wielu domach spotkałem wystraszone rodziny oderwane od codziennych zajęć. Zaskoczeni moją wizytą lokatorzy czasem uciekali, innym razem kulili się za fotelami, chcąc uniknąć śmierci. Poczułem się psychopatycznym intruzem. I – o zgrozo – spodobała mi się ta rola.
Duży plus należy się twórcom za odwzorowanie lokacji. Celowo nie mówię tu o budowaniu ich od podstaw, bo przy tworzeniu kolejnych obszarów ponoć posiłkowano się wyglądem autentycznych miejsc, przeniesionych do gry na podstawie zdjęć amerykańskich osiedli dostępnych w Google Street View. Miasto nie jest co prawda ani tak rozbudowane, ani naszpikowane tyloma szczegółami jak chociażby pojedyncza dzielnica w GTA V, ale kolejne budynki są autentyczne, a możliwość wejścia do każdego z nich daje poczucie makabrycznej swobody działania.
Trudno być bogiem
Oczywistym jest, że pojawienie się osobnika, który zostawia za sobą ulice pełne ciał, uruchomiło odpowiednie służby, którą za wszelką cenę próbują pokrzyżować mu szyki. O dziwo, twórcy zadbali o to, żeby ta konfrontacja nawet na poziomie łatwym stanowiła spore wyzwanie. Do walki przeciw nam ruszą więc nie tylko kolejne zastępy policji, antyterrorystów oraz wojska, ale i przypadkowi przychodnie, którzy nie raz chwycą porzuconą broń próbując bohatersko pozbawić nas życia.
Spotkania z przeciwnikami już od pierwszej misji uczą nas wypracowania odpowiedniej taktyki. Najlepiej przekonałem się o tym w sytuacji, w której dostałem opancerzony wóz z wieżyczką strzelniczą i miałem dokonać szturmu na bazę wojskową. Wjechałem więc w jej środek, chwyciłem zamontowany karabin i… musiałem rozpocząć misję od nowa. Pchanie się w ogień krzyżowy nigdy nie jest dobrym pomysłem. Przeciwnicy zachodzą nas od różnych stron, obrzucają granatami, a kiedy trzeba chowają się za osłoną, żeby spokojnie przeładować broń.
Wyśrubowany poziom trudności sprawia, że na ukończenie Hatred potrzebujemy około sześciu godzin, chociaż pewnie z trybem nieśmiertelności dałoby się sprawę załatwić w mniej niż połowę tego czasu. Wynika to po części z faktu, że brak tu typowych zapisów gry, w skutek czego każda śmiertelna rana zazwyczaj kończy się powtarzaniem całej misji. Wyjątkiem od tego są sytuacje, w których wykonujemy zadania dodatkowe – za nie uzyskujemy punkty odrodzenia, z których każdy daje nam nowe życie. Po jego wykorzystaniu na nowo pojawiamy się z danej lokacji, jednak postęp misji nie cofa nam się, a pozostaje na tym samym poziomie, co w chwili śmierci.
Rzeźnia pełna robali
Przy wszechobecnym upraszczaniu gier i prowadzeniu gracza jak po sznurku, lubię być zaskakiwanym przez nowe produkcje, które z pozoru proste nagle okazują się prawdziwym wyzwaniem. Kiedy w Hatred zginąłem, bo chcąc szybciej dobiec do celu wybiegłem zza osłon wprost na linię ognia, przyjąłem porażkę na klatę i ruszyłem do boju kolejny raz. Potem także drugi i trzeci, by w końcu z satysfakcją skończyć poziom. Emocje odmienne od zadowolenia towarzyszyły mi jednak, gdy misję musiałem powtarzać nie ze swojej winy, a z powodu różnorakich bugów, którymi gra częstuje nas w wielu sytuacjach.
Jedną z największych bolączek opisywanej produkcji jest zacinanie się bohatera wśród elementów otoczenia. Gdy raz w moją stronę poleciał granat, siła wybuchu przerzuciła mnie za ustawione w pomieszczeniu biurka. Znalazłem się w sytuacji bez wyjścia, bo chociaż nasz bohater potrafi biegać i robić uniki, nie wymusimy na nim skoku. W akcie ostatecznej desperacji po wielu próbach, postanowiłem wydostać się z opałów w taki sam sposób, w jaki się w nich znalazłem – rzucając sobie granat pod nogi. Udało mi się co prawda wydostać z pułapki, jednak z taką ilością życia, że dobiła mnie pierwsza napotkana kula.
Jeszcze innym przykładem, a zarazem ostrzeżeniem dla wszystkich potencjalnych nabywców gry jest blokada postaci po śmierci w pojeździe. Jak już wspomniałem nawet wóz opancerzony nie jest kuloodporny. Przeświadczony jednak o jego sile ognia, zabrałem go ze sobą do wykonania zadania pobocznego. Wdrapałem się na wieżyczkę, zlikwidowałem cel, co dało mi punkt odrodzenia, po czym mój wehikuł malowniczo wyleciał w powietrze. Gra pozwoliła mi stanąć na nogi jeszcze raz – tyle, że we wraku pojazdu, z którego nijak nie mogłem się wydostać. Pozostało tylko wybrać opcję „Zrestartuj poziom”.
Podobnych błędów, choć nieco mniej utrudniających grę, jest cała masa. Przeciwnikom zdarza się gubić ścieżki i krążyć w kółko lub też strzelać w ściany w przekonaniu, że kule z łatwością nas dosięgną. Tego typu niedociągnięcia powinny być wychwycone na poziomie testów. O ile takowe w ogóle się odbyły, bo przy częstotliwości występowania przeróżnych „potknięć” twórców mam co do tego uzasadnione wątpliwości.
Jakby tego było mało do puli nieszczęść swoje trzy grosze dorzuca tu również sterowanie. Niby zakres ruchów naszej postaci nie jest duży, a już przy korzystaniu z podstawowych czynności można połamać sobie palce. Najlepiej byłoby bowiem poza poruszaniem się, cały czas trzymać klawisz podświetlający przeciwników oraz przedmioty. Do tego by zwiększać celność, bez przerwy wypadałoby też wciskać prawy przycisk myszy. Gdy dołożymy do tego jeszcze sprint, uniki i strzelanie, to okaże się że do opanowania podstaw sterowania potrzeba kilku chwil treningu, wyhodowania trzeciej dłoni albo zaprzęgnięcia do pracy palców od stóp. A wspomniałem, że podczas przyśpieszenia nie da się korzystać z broni? Nie? No to teraz wspominam.
Mieszane uczucia budzi także oprawa graficzna. Czarno-biała stylistka z kolorowymi efektami świetlnymi tworzy interesujący klimat, ale przenikające się obiekty i często tragiczne umiejscowienie kamery przy scenach egzekucji psują obraz całości. Podobnie interakcja z otoczeniem jest ciekawie rozwiązana, ale niedopracowana. Większość ścian da się zniszczyć, telewizory i butle z gazem efektownie wybuchają, ale zdarzają się i delikatne na pozór obiekty których nie da się ruszyć nawet rakietnicą. Podobnych nieścisłości jest tu niestety od groma.
Masakra, która mogła się udać
Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się, że grając w tę grę będę dobrze się bawił. Po pierwszej misji praktycznie zapomniałem o tym co tak właściwie tu robię i że jest to moralnie złe. Zamiast tego skupiłem się na wizerunku strzelanki, która wymusza na mnie taktyczne podejście do pola walki i spokojną eliminację przeciwników. W związku z tym, że życie odnawia się tu tylko przez brutalne dobijanie konających, nieuzbrojone postacie stały się dla mnie żywymi apteczkami, a wojskowi – chodzącymi zasobnikami z amunicją. Pytanie tylko czy to aby na pewno dobrze, że początkowy szok przechodzi w zobojętnienie, a masowa eksterminacja staje się tylko rutynową czynnością konieczną do przejścia misji.
Nie oszukujmy się, dla wielu to właśnie ta przesadna brutalność i urządzanie kolejnych masakr stanie się głównym pretekstem do zainstalowania Hatred. I sam ten fakt jest dość przerażający. No bo jak można „bawić się” w coś takiego? Z drugiej jednak strony, jeśli oddzielimy tę całą przesadną otoczkę to pozostanie nam całkiem ciekawa, choć niepozbawiona błędów i niedociągnięć strzelanina ze sporą dawką emocji. Niekoniecznie poprawnych, ale zawsze emocji. Nie zmienia to jednak faktu, że tego typu produkcje chyba nie powinny powstawać.
Ocena końcowa:
- duża dawka akcji;
- wymagający poziom trudności;
- nawiązania i drobne „smaczki” poukrywane w świecie gry;
- klimatyczna oprawa wizualna
- dużo irytujących błędów;
- niewielka ilość misji;
- mała różnorodność uzbrojenia i „przeciwników”;
- schematyczność rozgrywki
Grafika: | słaby plus |
Dźwięk: | zadowalający |
Grywalność: | zadowalający |
Ocena ogólna: |
Komentarze
35Cz. I
Kontrowersyjny, polski Postal choć udany to jednak daleki od ideału...
Hatred wreszcie trafił na rynek. Sprawdźmy czy pod grubą warstwą krwi jest coś, co zostanie zapamiętane nie tylko przez strzegących etyki stróżów, ale i przez samych graczy.
Pracowita noc; sześciogodzinny maraton w którym zdemolowałem spory kawałek Stanów Zjednoczonych, wystrzeliłem prawie 16k kul i zmasakrowałem blisko 2k ludzi: cywilów, policjantów, żołnierzy.
Polskie studio DC mimo, że dopiero debiutuje, zrobiło chyba wszystko aby wywołać spory rozgłos wokół ich produkcji z powodu niezwykłej tejże brutalności.I choć pomimo mojej satysfakcji, jaką może doznać gracz po tych 6h spędzonych z dobrym shooterem, nie ma wątpliwości że poczułem pewien poziom dyskomfortu, jakim jest branie udziału w ludobójstwie. Nie zamierzam bynajmniej rozwodzić się tu nad moralnymi aspektami Hatred bo nie jest to właściwe do tego rodzaju rozważań miejsce.
Ci, co nie słyszeli o tej grze, należy się kilka słów wyjaśnienia. Hatred to izometryczny shooter, koncentrujący się wokół popełniania masowych morderstw.Fabuła tu nie ma w zasadzie znaczenia i została podana tylko jako skromny pretekst do zabijania każdego kto stanie nam na drodze.Gracz wciela się w rolę psychopaty bez przeszłości z poczuciem głębokiej nienawiści do całego świata [...] Spotykamy go w jego własnym domu podczas podczas "uzbrajania się". Od tego momentu możemy go już kontrolować i pomagać w "wypełnianiu misji". I to byłoby na tyle jeśli chodzi o historię, bo przez całą grę niczego nie dowiemy się o naszym antybohaterze; co tak naprawdę skłoniło go do poełnienia tych wszystkich zbrodni. Osobiście nie miałbym nic przeciwko "głębszej narracji", to jednak rozumiem, że twórcy nie chcieli odrywać gracza od tego co najważniejsze w Hatred - czystej dozy akcji. Musisz jednak wiedzieć, że DC wcale nie wprowadziło w rozgrywce takiego bezkompromisowego chaosu jak mogłyby to sugerować materiały promocyjne. Co prawda nasz heros jest dość wytrzymały ale odkąd oponenci zaczynają atakować grupowo, lepiej jest zachować ostrożność.
niech się lepiej zajmią aby treść nie była oglądana dla osób poniżej 18 roku życia,
tak mi się przypomniało
Podczas grania na drugim z trzech poziomów trudności tzn, "trudny" (pozostałe dwa to łatwy "łatwy" i "ekstremalny") już w drugim z siedmiu etapów byłem zmuszony powoli posuwać się naprzód, co chwilę przy tym zerkając na minimapę w poszukiwaniu wrogów i kucając przy najmniejszych oznakach zagrożenia (aby zredukować podatność na trafienia), gotowy celować do wszystkiego,co tylko wychynie zza krawędzi ekranu.Chętnie wykorzystywałem także system osłon, który czasami przypominał mi ten znany z seri Gears of War. Nie oznacza to że akcja w Hatred jest aż tak drętwa. Chodzi o to, że na otwartej przestrzeni nasza postać bywa otaczana ze wszystkich stron przez przeciwników i musi uciekać przed obławą, aby znaleźć bezpieczną pozycję do strzelania.Jedną z najbardziej kontrowersyjnych i najbardziej oryginalnych części w tej grze jst system odnowy życia. Nie ma tu automatycznej regeneracji zdrowia ani apteczek. Jedyną drogą, aby uzupełnić "zapas zdrowia" jest dobijanie umierających NPC-ów poprzez brutalne egzekucje na tychże.Prowadzi to do sytuacji w których staramy się ograniczyć liczbę wystrzelonych pocisków w kierunku naszych celów(aby nie zabić ich od razu) lub obronić się przed oponentami w miejscu pełnym cywili, jako że mogą być oni użyteczni jako "zestaw pierwszej pomocy". Ogólnie system walki wygląda bardzo dobrze. Konfrontacja są wymagające i dostarczają satysfakcji a bogaty zestaw ruchów połączony z np: wyżej wymienionym regenem życia sprawia, że wymiana ognia przykuwa naszą uwagę aż do końca.Duża tu zasługa silnik UE 4, dającego nam środowisko podatne na zniszczenia i zachowujące się zgodnie z zasadami fizyki.
Granaty rozrzucają siłą wybuchu wszystko wokół i burzą ściany, kule siekające zasłony sprawiają, że te z każdą chwilą stają się coraz bardziej bezużyteczne i w kwestii destrukcji środowiska Hatred śmiało może konkurować z serią Battlefield.Często zdarzało mi się strzelać do podatnych na eksplozję beczek, żeby tylko zobaczyć jak budowla składająca się z kilku małych pomieszczeń staje się nagle otwartą przestrzenią wypełnioną gruzem i wypalającym się w nim ogniem. Wróćmy na chwilę do kwestii poziomu trudności. Otóż nieostrożna szarża w kierunku wroga może szybko zniechęcić, a to przez system zapisu Hatred, a raczej jego... brak. Śmierć zazwyczaj oznacza, żę musimy powtórzyć cały poziom a to zwykle zajmuje średnio kilkadziesiąt minut co w dłuzszej perspektywie może byc frustrujące.Na szczęście mamy możliwość zdobywania tzw. punktów odrodzenia, wypełniając różne, dodatkowe zadania.Pozwalają nam one powrócić do życia gdzieś w odległym rogu terenu bez resetowania postępu w misji.Tutaj dochodzimy do innej kwestii - większość zadań rozgywa się tutaj na całkiem sporych mapach na otwartym terenie. W wielu przypadkach gra daje nam takie zadania jak "Zabij 60 cywilów" i pozostawia nam pełną swobodę działania co do sposobu realizacji tegoż. Natomiast ikony pojawiające się na radarze pokazują nam miejsca warte uwagi, czyli takie gdzie znajdziemy dodatkowe misje nagradzane tzw. punktami odrodzenia.Niestety, naszym celom brakuje różnorodności. Głównie eksterminujemy ludzi zebranych w konkretnych miejscach np.; hipsterów tłoczących się w salonie ze sprzętem telefonicznym przy premierze "A-Phone":) czy myśliwych w lesie. Dobrze, że zróżnicowanie na następnych poziomach ratuje nas od tej monotonii; siejemy śmierć i zniszczenie nie tylko w miastach, ale też w kanałach, pociągu czy wojskowej bazie. Niektóre mapy są tak wielkie, że możemy sie po nich przemieszczać wykorzystując dostępne pojazdy.
Oczami szaleńca...
Jak wspomniałem na początku DC dołożyło wszelkich starań, by nikt nie pomylił ludobójstwa z niedzielnym piknikiem, a to dzięki sugestywniej oprawi jakże innej od np: Postala. Cały świat jest spowity odcieniami czerni i szarości za wyjątkiem źródeł światła i krwi. Przez całą rozgrywkę towarzyszy nam ciężka ambientowa muzyka i rozaczliwe krzyki mordowanych przez nas ludzi, co sprawia, że nie zapominamy ani na chwilę, iż kierujemy poczynaniami psychopaty i uczestniczymy w jego morderczym szaleństwie.Nasz antybohater próbuje wszystkiego, aby zniechęcić każdego od próby choćby polubienia go choćby poprzez wyrażanie głębokiej pogardy dla jego ofiar (obłąkana radość na widok jego "dzieła"). Pomimo ogólnej satysfakcji z walki, Hatred może przynieść graczowi raczej niepokojące doświadczenie.
Spora łyżka dziegciu w beczce miodu...
Pomimo solidnej konstrukcji samej gry właczając w to atmosferę i system walki, DC popełniło wiele błędów wpływajacych na ogólna ocene ich produkcji. Zaczynającz od długości rozgrywki, która starczy na jakieś 5-6h zabawy, poprzez brak dodatkowych treści mogących wydłużyć obcowanie z Hatred jak ulokowanie dodatkowych przedmiotów na mapie do znalezienia czy system rozwoju postaci lub broni a kończąc na słabej różnorodności arsenału i wrogów.Nie ma tu nawet potyczki z żadnym bossem, co sprawia, że produkcja nie nudzi podczas jednej sesji, ale nie mogę sobie wyobrazić żeby ktoś chciał ją ukończyć więcej niż jeden raz. Kolejną kwestia są wymagania. Na Intel Core i5-4570/8GB ram-u i Radeonie R9 270 w ustawieniach z zakresu między wysokimi a najwyższymi miałem średnio 25 do 30 kl/s co jest słabym wynikiem biorąc pod uwagę że Wiedźmin 3 przy tej samej konfiguracji miał średnio od 40-50 kl/s. Poza tym zdarzają się fatalne dropy klatek podczas wykonywania egzekucji (nawet do 17-18!)i w końcu powolne ekrany wczytywania. AI też nie jest nadzwyczajna; bywa, że oponenci od sprytnej taktyki, nagle wykazują się bierną postawą, gdy zostają zaatakowani z odległości.Ponadto zdarza się, że nie radzą sobie z wykorzystywaniem tarcz i potrafią utknąć na rozmieszczonych tu i tam przeszkodach, co zdarza się też naszemu charakterowi, głównie z powodu design-u, którego monochromatyczne wzornictwo sprawia,że łatwo przeoczyć pewne elementy środowiska.
Werdykt: zdecydowanie daleko od Nienawiści (Hatred)
Hatred to zdecydowanie grywalny produkt dla osób poszukujących intensywnych przeżyć, jednakże to wciąż niewielka produkcja, która raczej nie przejdzie do historii branży elektronicznej, no chyba, że zamieszanie wokół przemocy w grach sięgnie zenitu po jej premierze bardziej, niż miało to miejsce w ostatnim czasie.
Pomimo ciężkiej atmosfery Hatred, jej twórcy zdołali przelać w tę produkcję kilka ciekawostek, które nieco rozjaśniają poważny charakter tegoż dzieła. Dotyczy to zwłaszcza osiągnięć na Steamie (achievements), noszących takie nazwy jak "Bay would be proud" (nagroda za spowodowanie eksplozji) czy "Can-opener" (nagroda za unieszkodliwienie sił antyterrorystycznych SWAT). W napisach końcowych też coś dodano. Otóż deweloper deklaruje wielkimi literami, że nikomu nie dziękuje i mówi wszystkim: idźcie się pie***yć z godnym uwagi wyjątkiem "Pana Gaben'a:) /wiadomo, o co chodzi/; fanów i wszystkich tych, którzy pomogli stworzyć grę Hatred.Co więcej, dla graczy będących w stanie nietrzeźwości, w menu została przygotowana "specjalna" opcja.
Gamepressure.com
Owe rozjeżdżanie w żadnym wypadku nie było też bezcelowe ^^
Wychowałem się na c1 i c2 i do dziś marzę o replice Eagle'a, którą mógłbym wyjechać na drogi mojego skromnego miasta... nie robiąc nikomu krzywdy - oczywiście.