W Heroes of the Storm coraz tłoczniej od bohaterów. Z tej okazji przyglądamy się w szczegółach Anie, która niedługo zawita do Nexusa i zgrai innych „świeżaków”.
- stylowa oprawa graficzna,; - unikalne zdolności poszczególnych bohaterów,; - zadania przypisane do map,; - dynamiczne i nieprzewidywalne mecze,; - klimatyczna muzyka z gier Blizzarda,; - polski dubbing postaci,; - rozsądne nagradzanie wirtualnymi pieniędzmi,; - możliwość swobodnego testowania bohaterów
Minusy- uproszczona rozgrywka, która może nie zadowolić bardziej wymagających graczy,; - małe zróżnicowanie zadań związanych z mapami
Heroes of the Storm werbuje na potęgę
Zeszłotygodniowa wirtualna konferencja Blizzarda zasypała nas gronem nowości. O nowej mapie i innych dodatkach pisaliśmy na łamach Benchmark.pl w zeszły piątek, teraz zaś przyszła pora na przyjrzenie się snajperce imieniem Ana, która przybywa prosto z rozstrzelanego świata Overwatch, żeby wkrótce zasilić szeregi bohaterów z Nexusa.
Jednak zanim przejdę do tego smakowitego deseru, jakim jest szczegółowy opis jej umiejętności, podsumuję ostatnio zwerbowane przez Heroes of the Storm postacie, jako że jeszcze nie miałem okazji o nich pisać, a aż się proszą o to swoim arsenałem spektakularnych umiejętności.
Śmierć wrogom, wirus sojusznikom
Czas więc na chwilę cofnąć się w przeszłość. Ale spokojnie, spokojnie, nie do zamierzchłych czasów Zagubionych Wikingów, a jedynie trzy miesiące wstecz, kiedy to dopalające się świece w ramach kampanii „teaserowej” na Battle.net zapowiadały nadejście Anioła Śmierci.
Znawcy Sanktuarium domyślili się już zawczasu, że chodzi o Maltaela, któremu w świecie Heroes of the Storm miała przypaść rola zabójcy. Cała sztuka rozgrywania partii tym ponurym „cynglem” polega na odpowiednim nakładaniu „piętna żniwiarza” na przeciwników. A to, wierzcie mi, wymaga nie lada wprawy.
Jednak, kiedy tylko nauczyłem się naznaczać wrogie postaci ikoną siwego dymu, do mojej dyspozycji oddano dwie niezwykle użyteczne umiejętności, takie jak wysysanie dusz, które odbiera siły życiowe napiętnowanym przeciwnikom i dodaje je do puli zdrowia Maltaela, czy też błyskawiczne doskoczenie do uciekającego z pola bitwy przeciwnika.
No właśnie, bo Maltael to taki zabójca, który bardziej przypomina Zeratula, aniżeli Vallę czy Raynora. Jego zadaniem jest wymierzenie finałowego ciosu, o czym najlepiej świadczy jeden z jego „ultimate’ów”, który służy wyłącznie dobijaniu wykrwawiających się przeciwników.
Krótko mówiąc, Anioł Śmierci robi za torreadora, który musi się zorientować, kiedy wejść na arenę, żeby zakończyć żywot tego czy innego byka. No, a do tego trzeba też wiedzieć, jak zwiać przed wkurzonymi kumplami ofiary.
Zaraz po Maltaelu do świata Nexusa zawitał Admirał Stiukow. To zupełnie inna para skażonych przez zergów kaloszy. Tym razem chodzi o naprawdę nietuzinkowego pomocnika. Jak łatwo się domyślić po tej klasyfikacji bohatera, mamy do czynienia z męskim odpowiednikiem porucznik Morales… A w każdym razie tak mogłoby się wydawać, choć w gruncie rzeczy jest to dosyć dalekie od prawdy!
Podstawową zaletą leczenia Stiukowa jest możliwość podbijania zdrowia całej grupie sojuszników jednocześnie. A to za sprawą leczącego wirusa, który przeskakuje od jednego bohatera do drugiego i każdemu po kolei, jakkolwiek to zabrzmi, robi dobrze. Żeby było ciekawiej, istnieje też ofensywna wersja patogenu, która plącze szyki naszym przeciwnikom.
Zwykle nie lubię grywać pomocnikami, ale zmutowany Rosjanin idealnie trafił w mój gust. Głównie dlatego, że jego rola nie ogranicza się jedynie do wspierania sojuszników. Kiedy trzeba, potrafi on też grzmotnąć swoją potworną łapą (i wierzcie mi, to nieźle zaboli), wyciszyć przeciwników za pomocą toksycznego bagienka, a nawet zupełnie wykluczyć ich z danej potyczki jednym pchnięciem wielkiej łapy.
Żonglerka i łańcuchy
Maltael zaoferował co nieco dla spragnionych krwi zabójców, Stiukow okazał się propozycją dla osób, którym zależy na wsparciu drużyny, ale nie do tego stopnia, żeby zrezygnować z zadawania sporych obrażeń i uczestniczeniu w walce w sposób nieco bardziej ofensywny. Po tych dwóch panach przyszła kolej na Garosza Piekłorycza, czyli twardziela gotowego przyjąć na siebie całą nawałnicę ciosów.
I po raz kolejny – tak jak nie przepadam za pomocnikami, tak i wojownicy nie budzą mojej szczególnej sympatii. No i znowu spotkało mnie miłe zaskoczenie! Okazało się, że Garosz to właśnie „moja filiżanka herbaty”.
Wprawdzie zwalisty wódz orków pełni rolę typową dla tak zwanego „tanka”, a więc zbiera na siebie ataki przeciwnika dodając sobie pancerza wraz z ubywającym zdrowiem, ale posiada też jeszcze parę innych zalet. Wszystkie je zbiorczo określiłbym mianem żonglerki. Żonglerki czym? Przeciwnikami, rzecz jasna!
Jedna z umiejętności Garosza pozwala przyciągać przeciwników, a druga daje szansę na wyrzucenie ich w powietrze, na przykład z dala od sojuszniczej drużyny. Albo wprost między przyjazne nam forty, które same dokończą robotę, roznosząc pechowca w drobny mak. I muszę przyznać, że wykonanie takiej udanej kombinacji garoszowych zdolności daje niezwykłą wręcz satysfakcję.
Ostatnimi czasy do Nexusa zawitał też Kel’Thuzad. O, i to z jaką pompą! Jakie miał wejście! Ponad pół tuzina filmików poświęconych tej postaci na youtube’owym kanale Heroes of the Storm mówi samo za siebie. Dystansując się jednak od martketingowych zabiegów ekipy spod znaku zamieci, czas przejść do konkretów.
Nieumarły mag to kolejny po Maltaelu zabójca, ale jakże różny od tego ostatniego! Oczywiste, że tych dwóch panów łączy zamiłowanie do zadawania potężnych obrażeń, jednak Kel’Thuzad, w przeciwieństwie do swojego kolegi ze świata Sanktuarium, to także mistrz kontrolowania tłumu (wybaczcie tę kalkę z angielskiego, ale chyba ona najlepiej oddaje, w czym rzecz).
Tutaj kogoś zamrozi, tam stworzy jakieś lodowate bagienko, które lepiej omijać, a na koniec trzaśnie łańcuchami, żeby postawić wszystkich do pionu. No i właśnie wspomniane łańcuchy to znak rozpoznawczy Kel’Thuzada. Za ich pomocą przyciągnie wrogiego bohatera do sojuszniczego fortu albo spęta ze sobą przeciwników jednocześnie porządnie ich ogłuszając.
W mojej opinii ten bohater wraz z trzema poprzednimi to żywe dowody na to, że Blizzard nie tylko potrafi w obrębie jednej kategorii kreować zupełnie różne postacie adresowane do osób o odmiennych stylach grania, ale też wciąż szuka nowych pomysłów na oryginalne zestawy umiejętności dla mieszkańców Nexusa.