Koniec świata nie musi być piekielny. Impact Winter łączy elementy gry survivalowej i przygodówki, jednak częściej niż z mrozem walczymy tu z własną irytacją.
- niepowtarzalny klimat,; - oryginalna historia z nutą sci-fi,; - przemyślana i rozbudowana mechanika,; - wielka mapa, na której można się zgubić,; - narastający poziom trudności,; - przyjemna grafika i muzyka.
Minusy- brak nowatorskich rozwiązań,; - słaba optymalizacja,; - z początku mało intuicyjna,; - po pewnym czasie do rozgrywki wkrada się nuda,; - długie wczytywanie się lokacji,; - niektóre komendy w dalszym ciągu opisane klawiszami pada,; - liczne mniejsze i większe błędy techniczne.
Impact Winter czyli jak wyginęły dinozaury?
Spory o przyczynę zniknięcia ogromnych gadów do dziś rozgrzewają naukowców. Debiutancka przygodowa gra akcji brytyjskiego studia Mojo Bones pozwala nam na własnej skórze doświadczyć kataklizmu, wywołanego uderzeniem ogromnej asteroidy.
Zagubieni na skutych lodem pustkowiach Stanów Zjednoczonych będziemy polować, uzupełniać zapasy i zarządzać drużyną ukrywającą się w kościele. Impact Winter czerpie też inspiracje z gier RPG, w których pilnujemy statystyk postaci i dbamy o własny obóz.
Biała śmierć
Świat Impact Winter jest ogromny. Tak wielki, że w pierwszej chwili nie wiedziałem dokąd iść i za co się zabrać. Jacob - bohater, w którego się wcielamy - wydaje się maleńki na tle tego pustkowia. Krążyłem trochę wokół kościoła, próbując się rozeznać w terenie, ale warunki pogodowe nie ułatwiały orientacji.
Wtedy pomyślałem "chwila, gdzieś tutaj muszę mieć mapę" i tu kolejna niespodzianka. Nie ma żadnej mapy. To znaczy nie takiej aktualnej. Jedyny egzemplarz jakim dysponujemy powstał jeszcze przed katastrofą i posługujemy się nim raczej orientacyjne. Za to na pocieszenie otrzymujemy sonar, na którym pojawiają się ważniejsze lokacje. To wszystko. Od teraz każde wyjście z bazy będzie wycieczką w nieznane.
Bardzo szybko nauczyłem się, że łagodny, melancholijny nastrój Impact Winter jest równie zwodniczy jak uczucie ciepła podczas hipotermii. Czując się gotowy na rekonesans spakowałem trochę prowiantu i ruszyłem przez śniegi. Wkrótce dotarłem do jednej z jaskiń ulokowanych w pobliskim parku krajobrazowym.
Początkowo plądrowałem je dość swobodnie, jednak moja radość skończyła się w chwili, kiedy odkryłem, że schroniły się w niej wilki. Nie mając broni rzuciłem się do ucieczki, ale zwierzęta dopadły mnie zanim dotarłem do wyjścia. W ten oto sposób skończyłem swoją pierwszą przygodę po pół godzinie.
Po wczytaniu zapisu spróbowałem innego podejścia - tym razem postanowiłem się skradać. I to było właściwe rozwiązanie. Z plecakiem pełnym jedzenia wróciłem do bazy, gdzie entuzjastycznie przywitali mnie moi towarzysze.
Niestety przyniesione zapasy bardzo szybko stopniały i wkrótce musiałem wyruszyć na kolejną wyprawę. Tylko dokąd? Okazuje się, że wokół kościoła jest całkiem sporo miejsc, które można odwiedzić.
Takie swobodne, sandboksowe plądrowanie ruin jest zdecydowanie najmocniejszym elementem Impact Winter. Bardzo często zdarzyło mi się zboczyć z trasy, ponieważ sonar pokazał, że w pobliżu znajduje się jeszcze nieodkryta lokacja. Może to być stacja benzynowa, osiedle willowe, warsztat samochodowy albo ogromne lotnisko.
Trzeba tylko pamiętać, że nasz plecak nie jest z gumy. Niemal na każdym kroku musimy dokonywać wyboru: zabrać ze sobą broń, czy żywność, przynieść do bazy wodę czy sprzęt potrzebny do jej rozbudowy? Tutaj Impact Winter odsłaniał swoją surową naturę jako bezwzględny symulator przetrwania.
Na szczęście przedmioty rozlokowano bardzo logicznie - trafiając do warsztatu znajdziemy w nim rozmaite żelastwo, a odwiedzając domy warto sprawdzić czy w lodówce zostały jakieś zapasy.
Zresztą w Impact Winter posiłek możemy sobie upolować, albo zastawić na niego pułapkę. Nasz bohater nie jest wybredny, zadowoli się mięsem zarówno szczura i jak sarny.
Człowiek człowiekowi bałwanem
Szkoda tylko, że podobna samowystarczalność nie cechuje członków naszej drużyny. Zresztą pal licho samowystarczalność, gdyby choć umieli dorzucić opału do pieca, to byłby dopiero luksus! Ale, ale… o jakich bohaterach mowa? Cały nasz zespół zbudowany jest w oparciu o dość klasyczny schemat: mechanik, technik, kucharz i stary weteran-survivalista.
Jeśli chodzi o te sprawy to Impact Winter jest wyjątkowo oszczędne w przekazie. Na starcie otrzymujemy lakoniczne wprowadzenie i lekko zarysowaną historię postaci, której fragmenty pojawiają się w podpowiedziach na ekranie ładowania. Dość powiedzieć, że nie zapamiętałem szczegółów dotyczących żadnej z nich. Trochę słabo, szczególnie jak na grę, w której faktycznie musimy dbać o naszą ekipę.
Aby w naszej bazie coś się działo postaciom możemy zlecać zadania jej rozbudowywania, albo przydzielić role, które odblokowujemy w miarę awansowania na kolejne poziomy doświadczenia. Każda z takich ról ma efekty pozytywne i negatywne, na przykład bonus do tempa pracy zwiększy ryzyko zranienia.
Zdecydowanie większe wsparcie zapewni nam niewielki, latający dron Ako-Light, służący jako mobilny sonar, skaner i źródło światła. Warto o niego dbać ponieważ jako jedyny będzie towarzyszyć nam podczas wypraw na pustkowia. I jako jedyny nie doprasza się bez przerwy o jedzenie.
Niestety w pogoni za realizmem twórcy przeholowali w drugą stronę, ponieważ z czasem opieka nad zespołem staje się prawdziwą udręką. Denerwowało mnie na przykład, że muszę karmić swoją drużynę niczym bandę nie mogących dogadać się dzieciaków.
No bo dlaczego po przygotowaniu posiłku jestem zmuszony zanieść i rozdzielić racje poszczególnym osobom? One same nie potrafią tego zrobić? Co gorsze, możemy mieć w magazynie czterdzieści desek i nikt nie pofatyguje się, aby dorzucić do ognia, kiedy przygasa. Trochę się odechciewa dbać taki zespół.
Dobrze chociaż, że system sztucznej inteligencji jakoś w miarę symuluje zachowania bohaterów w kryzysowych sytuacjach. Podam przykład: jedna z postaci od dłuższego czasu zmagała się z niskim morale. Nie przejmowałem się tym myśląc, że nic złego się nie stanie. Wszyscy tutaj głodujemy, a ten się ciągle doprasza. No przecież nie ucieknie z bazy kradnąc nam zapasy, nie?
Powiedzieć, że się myliłem, to za mało. Tylko czemu ten uciekinier stał potem niedaleko kościoła po pas w śniegu, zamiast szukać jakiegoś schronienia? A że nie znalazłem sposobu, aby nakłonić go do powrotu, biedak spędził tak wiele godzin, aż w końcu zamarzł na kość.
O drużynę trzeba więc dbać, bo jeśli któryś z naszych podopiecznych uzna, że nie przynosimy mu posiłków dostatecznie szybko gotów się na nas śmiertelnie obrazić i wymaszerować z obozu prosto w śnieżycę. I miej tu serce do ludzi :)
Całkiem ładny koniec świata
Nie zrozumcie mnie źle, globalny kataklizm to zdecydowanie nic fajnego. Twórcom Impact Winter udało się jednak osłodzić te wydarzenia dzięki komiksowej oprawie graficznej i muzyce stylizowanej na synth z lat 80 ubiegłego wieku.
A jeśli dodamy do tego urokliwą grę świateł i cieni oraz realistyczną fizykę śniegu, przez który brniemy, otrzymamy bardzo nastrojową produkcję, stanowiącą ciekawą przeciwwagę dla brutalnych symulatorów przetrwania. Szkoda tylko, że zawieszonej w rzucie izometrycznej kamery nie możemy swobodnie obracać. Z pewnością ułatwiłoby to eksplorację świata.
This cold of mine
Jakie więc jest Impact Winter? Nierówne. Im dłużej w nie grałem, tym większy czułem dysonans. Twórcy wypuścili tytuł mówiąc: "oto złożony symulator przetrwania". I doceniam ich ambicję. Niech gra będzie trudna, niech będzie wyzwaniem! Ale Boże uchowaj, jeśli jest monotonna.
Niestety bardzo szybko nasze działania zamieniają się w rutynę: wychodzimy o świcie, zbieramy materiały, jedzenie i przynosimy to wszystko do bazy, pilnujemy, aby wszystkich nakarmić, dorzucamy do pieca, a potem kładziemy się do łóżka. I tak w kółko. Przez trzydzieści dni. W pewnym momencie zacząłem się cieszyć, że tylko tyle się ode mnie wymaga, ponieważ moim największym problemem nie był wcale głód, lecz niedoróbki samej produkcji.
Co prawda twórcom w końcu udało się poprawić sterowanie, dodając obsługę myszy, ale w dalszym ciągu nie zmieniono fatalnej optymalizacji. Jeśli wasz komputer z trudem dźwiga Wiedźmina 3 zapomnijcie o płynnym działaniu Impact Winter nawet na minimalnych ustawieniach. Irytują też długie ekrany ładowania przy przechodzeniu między lokacjami.
Niestety, to nie koniec tej smutnej wyliczanki błędów Impact Winter. Gra nie potrafi bowiem kusić zajmującą fabułą, a i kreacje bohaterów są mało przekonujące. Jedyne zwroty akcji to takie, na które sami zapracujemy, przy czym nie są one ani odrobinę dramatyczne.
Jakby tego było mało, problemem są również źle dopasowane czcionki niektórych liter w polskim tłumaczeniu i szereg pomniejszych, ale nie mniej irytujących baboli. Wszystko to wygląda tak jakby zamiast ukończonej finalnej wersji wlepiono nam daleko posuniętą betę. I to jeszcze wycenioną jak pełnoprawny, normalny tytuł. Lekka przesada.
Można się zastanawiać czy Impact Winter to produkcja lepsza od naszego rodzimego This War of Mine. Odpowiedź brzmi: niestety nie. Nie znaczy to jednak, że jest zła. Broni się jako survivalowy symulator zbieracza. Jest też miła dla oka, przez co może spodobać się osobom, które do tej pory unikały gier z tego gatunku.
Brakuje tu jednak jakiegoś spoiwa, lepszej historii albo motywacji. Bo nawet jeśli przeżyjemy te 30 dni zakończenie jest tak mało satysfakcjonujące, jak tylko może być. Ale hej, przynajmniej mogliśmy poczuć zimę... w środku gorącego czerwca...?
Ocena końcowa:
- niepowtarzalny klimat
- oryginalna historia z nutą sci-fi
- przemyślana i rozbudowana mechanika
- wielka mapa, na której można się zgubić
- narastający poziom trudności
- przyjemna grafika i muzyka
- brak nowatorskich rozwiązań
- słaba optymalizacja
- z początku mało intuicyjna
- po pewnym czasie do rozgrywki wkrada się nuda
- długie wczytywanie się lokacji
- niektóre komendy w dalszym ciągu opisane klawiszami pada
- liczne mniejsze i większe błędy techniczne
- Grafika:
dostateczny plus - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dostateczny
Ocena ogólna:
Komentarze
4