Do hollywoodzkiego odkurzenia serii o dinozaurach przyłącza się marka LEGO z cudowną grą dla dzieci... która pewnie bardziej przypadnie do gustu ich rodzicom.
kultowe postaci i dialogi w wersji LEGO,; nietuzinkowy pomysł adaptacji całej tetralogii,; klasyczna frajda z rozwalania klocków,; sterowanie dinozaurami,; swobodna eksploracja wysp
Minusyabsurdy wynikające z maskowania okrucieństwa,; atmosfera osaczenia nieadekwatna do wieku odbiorcy,; mało złożone modele dinozaurów,; dziwaczna logika zagadek
Gry towarzyszące premierom wielkich kinowych hitów zawsze budzą moją podejrzliwość. Być może stoi za tym dziecięca trauma związana z „Mrocznym Widmem”, którego komputerowa adaptacja była chyba jeszcze gorsza od filmowego oryginału. A może chodzi po prostu o to, że tego typu produkcje są przeważnie jedynie sposobem na wyciśnięcie z wielbicieli danego tytułu paru dodatkowych szeleszczących banknotów.
Dość na tym, że podobna nieufność pojawiła się we mnie, kiedy sięgnąłem po LEGO Jurassic World. Spodziewałem się bowiem klasycznej gierki robionej pod filmowego blockbustera, której przejście zajmuje nie więcej, niż godzinę, a poziom rozgrywki jest żenująco niski. Tymczasem twórcy klockowych platformówek przygotowali dla mnie całkiem miłe zaskoczenie.
Co cztery dinozaury, to nie jeden
Przede wszystkim należy zaznaczyć, że wbrew wszelkim przypuszczeniom LEGO Jurassic World nie jest grą opartą na jednym tylko filmie, ale na całej jurajskiej tetralogii. Nie jest to może produkcja szczególnie rozbudowana, ale dzięki wspomnianemu zabiegowi zdaje się rozrastać do prawdziwie epickich rozmiarów.
Co za tym idzie, razem z klockami LEGO możemy udać się w nostalgiczną podróż po wszystkich częściach zapoczątkowanego przez Spielberga cyklu. Mimo infantylnego wyglądu udało się tu zachować niepowtarzalny klimat wysp Isla Nublar i Isla Sorna. Nastrój podkręcają dodatkowo dialogi żywcem wycięte z oryginalnej, filmowej ścieżki dźwiękowej. A wypowiadają je dobrze znane nam postaci, takie jak dr Alan Grant, Ian Malcolm czy John Hammond, przerobione na figurki z duńskich klocków.
Można pogrążyć się we wspomnieniach, bo wszystkie legendarne sceny zostały przedstawione całkiem nieźle. T-Rex trzęsie plastikową wodą w plastikowych szklankach tak jak na kinowym ekranie, welociraptory węszą po kuchni tak jak węszyć powinny, a Malcolm zgrywa cwaniaka zupełnie jak wtedy, kiedy wcielał się w niego Jeff Goldblum.
Jednak mimo klimatu zaczerpniętego z kultowych filmów i wciągającej, choć dobrze znanej fabuły, niektóre fragmenty nie pasowały mi do spójnej całości. Skąd zrodziło się we mnie to uczucie? Z tego prostego faktu, że LEGO Jurassic World to gra rekomendowana dla dzieci od lat siedmiu, a filmy były przecież robione z myślą o nastolatkach. Niestety, tej rozbieżności nie udało się przeskoczyć twórcom komputerowej wersji platformówki z dinozaurami.
Wilk cały i owca syta
Starczy przecież przytoczyć początkowe sceny oryginalnej trylogii, żeby zrozumieć, że nie nadaje się ona na grę dla dzieci. Spielbergowski protoplasta zaczyna się od strażnika parku umierającego w męczarniach, Zaginiony Świat wita nas malutkimi stworzonkami, które od wejścia zżerają całą rodzinę turystów, a drugi z sequeli na dzień dobry uśmierca Bogu ducha winnego lotniarza. Na szczęście autorzy nie przenoszą tych scen na ekran jeden do jednego, ale to z kolei powoduje, że cała opowieść obrasta absurdami.
Dinozaury wprawdzie zjadają ludzi, ale po to tylko, żeby ich potem wypluć, strażnicy noszą strzelby, choć używają ich tylko do strącania kolorowych celów, a drapieżniki chwytają człowieka w zasadzkę, żeby... No właśnie, nie wiadomo, co robią z nim dalej, bo w tym miejscu następuje wygodne dla cenzorskich zabiegów cięcie. W związku z tym nie trudno wyobrazić sobie zagubionego chłopczyka, który po obejrzeniu jednej z takich scen spyta: „Tato, co się stało z tym panem?”. I niech się tatuś męczy z odpowiedzią, bo twórcy gry nie raczyli się podjąć tego trudu.
Jako sztandarowy przykład takiego postępowania warto przytoczyć scenę karmienia raptorów krową, w której śmierć sympatycznej krasuli zostaje zastąpiona gagiem tak groteskowym i surrealistycznym, że nie wymyśliłaby go nawet grupa Monty Pythona pod wpływem grzybków halucynogennych. Wszystko po to, żeby usunąć filmowe okrucieństwo, choć w rzeczywistości zostaje ono jedynie przykryte grubą warstwą nonsensu.
Nie jest moim celem walka o wykorzenienie przemocy z gier, nawet tych dla dzieci, ale zastanawia mnie, jaki sens jest w robieniu cyfrowej adaptacji filmu, który z oczywistych względów nie jest do tego odpowiedni. Aż nasuwa się pytanie, czy przypadkiem w przyszłym roku nie zobaczymy na półkach tytułu LEGO Aliens vs Predator? Kontrowersyjna strategia twórców ze studia Traveller’s Tales jest tym bardziej intrygująca, że przecież seria o budowaniu konstrukcji z klocków stwarza niezmierzone możliwości do kreatywniejszego wykorzystania jurajskiej marki.
Czy nie można było wymyślić zupełnie nowej historii o dozorcy parku, który opiekuje się dinozaurami i buduje dla nich wygodne kojce lub czegokolwiek innego, co nie wiązałoby się z wywabianiem wielkich krwawych plam, jakie znaczą fabułę filmów, a jednocześnie było choć odrobinę bardziej konstruktywne, niż kopanie prehistorycznych stworzonek?
Oczywiście, jest jedna odpowiedź, która wyjaśnia ten sposób postępowania. Gra LEGO Jurassic World miała zaciekawić nie tylko najmłodszych graczy, ale też ich rodziców, którzy z sentymentem odświeżą sobie swoją ulubioną serię filmów. Chciałoby się powiedzieć, że wilk syty i owca cała, ale w przypadku klockowych przygód dinozaurów porzekadło to zostało postawione na głowie.
Malcy nie pojmą aluzyjnego cytatu: „Będziemy potrzebować większej łodzi”, a ich opiekunowie pewnie nie znajdą szczególnej radości w poszukiwaniu klocków w monstrualnych rozmiarów odchodach triceratopsa. A jeśli nawet ci ostatni odnajdą frajdę w oferowanej konwencji, to kosztem zainteresowania swoich podopiecznych.
Z kosiarką na raptory
Zresztą brak logiki w LEGO Jurassic World nie wynika tylko z usilnych, acz bezskutecznych prób wyeliminowania okrucieństwa ze świata. Drugim powodem jest szczególna konstrukcja zagadek, która sprawia, że nasze działania są dosyć luźno powiązane z efektami, jakie przynoszą. Nawet trudno to opisać, lepiej przytoczyć przykład.
Chcemy dostać się na czubek ogromnego drzewa, ponieważ jest tam uwięziony we wraku samochodu jeden z bohaterów. Co należy zrobić? Oczywiście, w pierwszej kolejności trzeba wykopać zawór i przy jego pomocy otworzyć wylot ścieku, z którego wysypią się kości dinozaura. Następnie z resztek szkieletu budujemy trampolinę i posiłkując się nią wskakujemy na drzewo.
Jednym słowem zamiast główkować nad rozwiązaniem, skuteczniej rozwalić wszystko, co jest na planszy i liczyć na to, że nasz bohater coś przydatnego wzniesie na tych gruzach. Ta strategia przypomina nieco stare przygodówki typu „point-and-click”, takie jak Broken Sword czy Prisoner of Ice, gdzie najskuteczniejszym sposobem na ukończenie etapu było „przeklikanie” całego ekranu i próby połączenia każdego przedmiotu z każdym innym znajdującym się w ekwipunku.
Naturalnie, można tłumaczyć, że próżno tu szukać logiki, bo seria LEGO stawia na zaskoczenie, a związki przyczynowo-skutkowe przypominają dziecięcy sposób łączenia faktów. Moim zdaniem nie jest to sposób myślenia maluchów, ale raczej rezydentów batmanowskiego Azylu Arkham.
Na szczęście żadna z tych ekscentrycznych zagadek nie jest na tyle złożona, żeby spowodować dłuższy przestój w grze. Ponadto wyjadacze tytułów firmowanych marką duńskich klocków znacznie szybciej zorientują się w pogmatwanej logice LEGO Jurassic World, niż początkujący gracze. Nie sposób też zaprzeczyć, że niektóre z tych absurdalnych rozwiązań mogą okazać się całkiem zabawne. Mnie osobiście najbardziej przypadła do gustu machina obronna, która miała ocalić bohaterów przed atakiem ukrytych w wysokiej trawie raptorów. Okazała się nią być... kosiarka, która pogoniła intruzów, jednocześnie kosząc zarośniętą łąkę.
Tyle klocków w całym mieście
Choć klasyczne dla serii LEGO demolowanie otoczenia i wznoszenie na jego gruzach nowych konstrukcji w dużej mierze było dla mnie źródłem niezgorszej zabawy, moją głowę nieprzerwanie zaprzątało kilka „klockowych” dylematów. Jeden z nich dotyczył modeli dinozaurów. Chociaż jest to działka projektantów LEGO i trudno kłócić się z ich zamysłem, nieco rozczarowuje fakt, że ogromny T-Rex składa się zaledwie z kilku wielkich klocków.
Chciałoby się zobaczyć tego olbrzyma zbudowanego z tysięcy malutkich kawałeczków. Taka bestia prezentowałaby się z pewnością znacznie bardziej spektakularnie, a wyraz twarzy gracza być może przywodziłby na myśl rozdziawione zdziwieniem usta Laury Dern z oryginalnego Jurassic Park.
Trochę szkoda też, że krajobrazy w większej części nie są złożone z klocków, ale być może wynika to z faktu, że taki sposób budowy terenu wprowadzałby zbyt dużo chaosu do świata gry. Zresztą, ten styl jest charakterystyczny dla prawie wszystkich tytułów z serii LEGO. Można go więc usprawiedliwić chęcią zachowania konsekwencji. Aczkolwiek wizja Parku Jurajskiego w pełni zbudowanego z klocków ożywia wyobraźnię i pojawia się żal, że twórcy nie wcielili jej w życie.
Pisz do mnie jeszcze
O tym, że LEGO Jurassic World nie jest grą dla dzieci rozwodziłem się już parę akapitów wcześniej, jednak nie mogę się oprzeć, żeby nie przytoczyć kolejnego argumentu uzasadniającego moją tezę. Tym razem pochodzi on z obszaru polskiej lokalizacji. Tak jak poprzednie gry z serii LEGO, tak i najnowsza odsłona nie została zdubbingowana. Zamiast tego przygotowano tak zwaną wersję „kinową”, czyli zachowano oryginalny dźwięk i dodano napisy.
Chciałbym wierzyć, że motywem, który za tym stał, był szacunek dla kwestii z oryginalnego filmu Spielberga, choć rozsądek podpowiada mi, że chodziło o zwyczajną oszczędność. Zdaję sobie sprawę, że wiek szkolny ulega stopniowemu obniżeniu, a dzieci coraz wcześniej opanowują różne zdolności, jednak śmiem wątpić, że siedmiolatki są w stanie nadążyć za tak tłumaczonymi dialogami. Być może jest to zabieg, który ma zmusić rodziców do udziału w akcji „Cała Polska czyta dzieciom”, nawet jeśli teksty będą odczytywane z ekranu monitora.
Zabierzmy dziecku cukierka
LEGO Jurassic World jest ciekawą grą, która jednak swoją mocną stronę zawdzięcza w lwiej części filmowemu pierwowzorowi. Nie da się ukryć, że bez fabuły z kinowej tetralogii o dinozaurach, bez świata stworzonego przez Stevena Spielberga, bez kultowych dialogów oraz charakterystycznych postaci, trudno byłoby się zatrzymać przy tym tytule na dłużej. Choć ma on swoje wady, a główną z nich jest niejasny odbiorca, do którego gra jest adresowana, prezentowana na naszych ekranach historia potrafi naprawdę wciągnąć, a legendarne filmowe momenty przyprawiają o ciarki na plecach.
Być może niektóre fragmenty (takie jak deszczowa scena z T-Rexem z pierwszego Jurassic Park) mogły zostać zrobione nieco dynamiczniej, ale z drugiej strony jest to przecież – w każdym razie w teorii - gra dla dzieci, a nie dla fanów mocnych wrażeń rodem z Dead Space.
Patrząc na tę fantastyczną adaptację zbudowaną z klocków LEGO pojawia się myśl, że chciałoby się zobaczyć odpowiednik tej produkcji tym razem już otwarcie adresowany do dorosłych. Eksploracja obu wysp zaludnionych przez dinozaury jest przecież świetnym materiałem na survivalową przygodówkę w stylu nowych Tomb Raider lub na przedstawicielkę jakiegokolwiek innego gatunku. Chciałoby się zabrać dzieciom tę grę i przerobić na jej pełnoletni odpowiednik. To pozostaje jednak w świecie marzeń.
W rzeczywistości istnieje za to LEGO Jurassic World, które w dużej mierze jest kopią poprzednich części okraszoną odrobiną nowości, jaką jest sterowanie dinozaurami. Na plus tej produkcji przemawia także reanimacja kultowej marki Jurassic Park, która zarówno dla mnie, jak i dla tysięcy innych osób, ma olbrzymią wartość sentymentalną. Co ciekawe, ten atut z oczywistych względów nie zostanie doceniony przez grupę, która jest adresatką tytułu, a więc przez maluchów. Ci ostatni mogą w niej jedynie odnaleźć pozbawioną sensu opowieść, która wprawi ich w zakłopotanie niejasnymi scenami pseudo-przemocy oraz pełnym grozy nastrojem osaczenia przez krwiożercze bestie. Istnieje również znikoma szansa, że rozgrywka sprawi im nieco przyjemności. Oczywiście, pod warunkiem, że powtarzana w kółko formuła nie zdążyła ich jeszcze definitywnie znużyć.
Ocena końcowa:
- kultowe postaci i dialogi w wersji LEGO;
- nietuzinkowy pomysł adaptacji całej tetralogii;
- klasyczna frajda z rozwalania klocków;
- sterowanie dinozaurami;
- swobodna eksploracja wysp
- absurdy wynikające z maskowania okrucieństwa;
- atmosfera osaczenia nieadekwatna do wieku odbiorcy;
- mało złożone modele dinozaurów;
- dziwaczna logika zagadek
Grafika: | dobry |
Dźwięk: | dobry plus |
Grywalność: | dobry |
Ocena ogólna: |
Komentarze
6Co za idiota to wymyślił ? bez lokalizacji nie ma gry dla dziecka !!!
Taki oto zapętlony idiotyzm ! gra dla dziecka która nie może nią być !
Już mi wystarczy, że co chwile się mnie córka pyta co w Skylandersach na ps4 mówią...
Dziecko zwraca na takie rzeczy bardzo uwagę !!! w Knacku oglądają wszystkie filmiki i biedne przeżywają, że Wiktor jest zły i porwał chłopczyka.... :D
Dziękuję, nie kupię !