W przygodówkach najważniejsza jest fabuła. Twórcy Minecraft: Story Mode trochę za bardzo się na niej skupili zapominając o tym, iż miała to być gra, nie film.
świetnie odwzorowane uniwersum; urzekająca oprawa; historia może się spodobać dzieciom i zagorzałym fanom serii
Minusytrochę za mało gry w grze; brak polskiej lokalizacji; mało porywająca opowieść; zamknięty świat i liniowa fabuła nie pasują do idei Minecrafta; liniowa do bólu rozgrywka
Telltale Games miało wszystko i zarazem nic, by odnieść sukces. Minecraft - kultowe uniwersum nieskażone fabułą to, wydawałoby się, wręcz pole do popisu dla mistrzów przygodówek. Żadnego szablonu, żadnych reguł, tylko wielki świat zbudowany z klocków, które dzisiaj zna niemal każdy. Niestety jednak twórcy najwyraźniej zapomnieli jaka jest idea gier komputerowych. Ale zacznijmy od początku.
Dawno temu, za siedmioma klockami...
Minecraft: Story Mode, podobnie jak inne dzieła Telltale Games, prowadzony jest w formie serialu. Tutaj w pierwszym sezonie dostajemy pięć epizodów, z czego cztery na chwilę obecną doczekały się premiery. Tytuł to swoisty spin-off oryginału, o ile można użyć tego określenia w stosunku do otwartego uniwersum bez zarysowanej wcześniej fabuły.
Dlatego też nie spotkamy tu Steve’a, znanego nam bohatera oryginału, lecz Jesse. Twórcy nie przypadkowo wybrali imię niewskazujące na płeć, gdyż przed rozpoczęciem przygody wybieramy jedną z sześciu dostępnych sylwetek - trzy kobiety i trzech mężczyzn. W moim przypadku padło na mężczyznę.
Jesse to przeciętny, a może nawet mniej niż przeciętny facet, który w towarzystwie uchodzi raczej za dziwaka i pośmiewisko. Może to być spowodowane słabym poczuciem humoru, niezdarnością, bądź faktem, że jego najlepszym kumplem jest świnka Reuben. Nasza postać jest fanem Zakonu Kamienia - grupy bohaterów, która niegdyś ocaliła świat przed złym smokiem.
Pierwszy odcinek Minecraft: Story Mode jest dobrze zrealizowanym wstępem w historię, który w kilku scenach zdradza nam wszystko co niezbędne by odnaleźć się w realiach tego niezwykłego, klockowego świata. Przygodę rozpoczynamy w domku na drzewie, gdzie poznajemy przyjaciół Jessego. Po zapoznaniu wyruszamy z nimi na konkurs konstruktorów, by stworzyć imponujących rozmiarów rzeźbę.
W trakcie konkursu, przez złośliwość znajomych, znika jeden z przyjaciół naszego bohatera, a ten wyrusza by go odnaleźć. W trakcie poszukiwań zapada zmrok i rozpoczyna się walka o przetrwanie, w trakcie której Jesse zostaje wplątany intrygę, która niebawem zagrozi całemu światu.
W kolejnych odcinkach przyjdzie nam szukać pozostałych legendarnych bohaterów, którzy pomogą nam w walce ze złem. By uniknąć spoilerów, nie rozwinę wątków poszczególnych części. Przyznam jednak ze smutkiem, że każdy następny epizod przechodziłem bardziej z redaktorskiego obowiązku, a nie z targającej mną potrzeby poznania co było dalej.
O ile bowiem na początku historia mogła jako tako zainteresować swoją lekkością, tak kolejne jej minuty stawały się dla mnie nudne jak flaki z olejem. Ponadto niektóre nielogiczne wręcz zachowania towarzyszy w stylu “powiem jedno i za 5 minut zrobię coś zupełnie odwrotnego”, potrafią zirytować odbiorcę. A to raczej nie był planowany zabieg.
Opowieść z klockowego świata
Przyznam szczerze, że po ukończeniu dotychczasowych pięciu odcinków Minecraft: Story Mode (bo jak się okazuje to jeszcze nie koniec, ale o tym za chwilę) jestem naprawdę zaskoczony dziełem Telltale Games. Niestety, niezbyt mile. Patrząc na poziom prezentowany przez ich dotychczasowe produkcje liczyłem na wiele więcej.
W Minecraft: Story Mode fabuła jest prosta, brakuje utożsamienia się z bohaterem, gry na emocjach czy nawet przywiązania do kompana. Bo przecież ze świnką nie zbudujemy takiej więzi jak z niewinną dziewczynką o imieniu Clementine z The Walking Dead.
Wiadomo, wokselowe zombie, czy Enderman potrafią u dzieci zbudować poczucie zagrożenia, a zaginięcie świnki wywołać niepokój. Jednak ja tego nie czułem. Dodatkowo twórcy tak bardzo skupili się na stworzeniu fabuły, że zapomnieli o grze.
Jeden odcinek Minecraft: Story Mode trwa około dwie godziny, co przy pięciu odcinkach na sezon daje nam dziesięć godzin. To naprawdę niewiele jak na przygodówkę. Szczególnie gdy 80% odcinka to scena fabularna, raz na jakiś czas przeplatana sekwencjami QTE. Gdy już trafi nam się scena, gdzie możemy pokierować postacią, twórcy wręcz ciągną nas za rękę.
Niewielka przestrzeń z czterema podświetlonymi punktami, w które możemy kliknąć, idący w naszą stronę przeciwnik, którego wystarczy w odpowiednim czasie uderzyć i jedna - dwie łamigłówki na odcinek to mało. Bardzo mało.
System dialogów w Minecraft: Story Mode również nie wzbudził u mnie pozytywnego odczucia. Ok, na miłe słowo zasługuje fakt, że nasze wybory wpływają na ścieżkę jaką podążamy do celu - różne lokacje, różne zadania. Niestety jednak nie wpływa to zupełnie na historię.
Dodatkowo nie odczułem ani sympatii u faworyzowanego przyjaciela, ani nienawiści u niechcianego wręcz towarzysza, tak jak to miało miejsce w innych przygodówkach Telltale.
Zanim jednak usłyszę zarzut “najpierw narzeka na to, że nie czuć tu ręki Telltale, a później narzeka na typowe dla nich zagrywki” odbiję piłeczkę. O ile QTE to nadal QTE, tak w innych tytułach jednak czujemy, że trzeba nacisnąć wskazywany guzik, by nie zginąć. W Minecrafcie tak to nie działa.
Po odkryciu tego smutnego faktu, po prostu pryska poczucie zagrożenia, towarzyszące nam chociażby w The Walking Dead, gdzie trzeba było szybko wciskać “X” by odepchnąć od siebie umarlaka, którego ugryzienie kończyło grę.
Łamigłówki chyba jeszcze nigdy nie były tak proste, a świecąca na 1/4 wyświetlacza skrzynka, to jednak więcej niż delikatna obwódka. I o ile tego typu praktyki w innych produkcjach pomagały, bądź nie przeszkadzały, tak tutaj mnie po prostu drażniły.