10 najciekawszych ofert Steam Summer Sale 2017

Jeśli trzeba byłoby wskazać grę, która pomimo upływu lat wciąż potrafi wzbudzić niemałe emocje, to Portal 2 idealnie do tego pasuje. Ta niesamowicie miodna kontynuacja jeden z najlepszych gier logicznych obrosła już legendą, której dorównać może pewnie tylko Half-Life. Zresztą oba tytuły łączy coś więcej niż tylko studio producenckie. 

Ale to nie czas i nie miejsce by rozważać wzajemne odwołania pomiędzy tymi grami. Dość powiedzieć, że dodają one drugiemu Portalowi specyficznego uroku. Resztę roboty robią niesamowicie pomysłowe zagadki logiczne, mocno wciągająca fabuła i nieśmiertelny Portal Gun potrafiący łączyć ze sobą dwa miejsca.

A, i byłbym zapomniał – jest tu przecież jeszcze tryb kooperacji z oddzielną kampanią. Jednym słowem - przy tej cenie ze Steam Summer Sale grzechem byłoby przejść obok Portal 2 obojętnie.

Cień Mordoru to bezapelacyjnie jedna z największych pozytywnych niespodzianek 2014 roku. Aż dziw bierze, że światowy wydawca tego tytułu był tak niepewny jego sukcesu, że poprzez zewnętrzną firmę marketingową płacił youtuberom za pozytywne recenzję gry. Trochę wstyd, szczególnie, że przygody Taliona, zwiadowcy Gondoru i byłego strażnika Czarnej Bramy, okazały się tak dobre, że bez trudu zbierały nagrodę za nagrodą. 

Zresztą nie ma co się temu dziwić – intrygująca historia, doskonały klimat i absolutnie wymiatający system Nemezis, który pozwala poczuć, że armia Saurona faktycznie żyje, a jego dowódcy nie tylko pną się w hierarchii, ale i pamiętają każde spotkanie z naszym bohaterem.

Jeśli więc dotąd nie mieliście okazji zagrać w Cień Mordoru, chwytaj szybko okazję Steam Summer Sale. Szczególnie, że na jesieni znów będzie mogli się spotkać z Talionem, tym razem w Cieniu Wojny. 

Zapewne zagorzali fani starego Hitmana na ten widok będą kręcić nosem… no bo jak to tak, odcinkowy Hitman wśród najciekawszych promocji? Ano tak. Co by nie mówić, tutaj w cenie grubo poniżej 100 zł otrzymujemy od razu cały pierwszy sezon najnowszych przygód najsłynniejszego płatnego zabójcy czyli 6 całkiem nieźle pomyślanych epizodów. Do tego każdy w innej części świata, z innymi celami do wyeliminowania i tak kochaną przez fanów Agenta 47 swobodą działania.

Oczywiście, można narzekać na fabułę, pewne uproszczenia rozgrywki, a nawet zbyt rozległe lokacje, ale hej, przecież to Hitman, twardziel nad twardzielami i nasza ulubiona łysa pała w świecie elektronicznej rozrywki. Może jednak warto dać mu szansę?

Idę o zakład, że o tym tytule niewielu z Was słyszało. Jego kwietniowa premiera przeszła jakoś bez echa. Szkoda, bo to naprawdę nietuzinkowa przygodówka. Graficznie leciutko przypomina może stare, klasyczne produkcje z widokiem izometrycznym, ale wszystko inne jest tak świeżutkie jak to tylko możliwe.

Pomyślcie tylko – stara, angielska rezydencja przerobiona na kasyno, goście chadzający w maskach na twarzach, obsługa kasyna pałająca żądzą mordu i kolejno eliminująca całe to towarzystwo – brzmi intrygująco? 

No to teraz dodajmy do tego postać głównego bohatera, który niczym w Dniu Świstaka przeżywać będzie stale ten sam dzień dopóki nie uratuje od śmierci wszystkich gości. A zadanie to niełatwe, bo trzeba nie tylko kombinować, ale i schodzić z drogi pozostałym aktorom tego mrocznego przedstawienia. 

Zabawa jest przy tym przednia, bo twórcy gry obficie podlali wszystko świetnym humorem i doskonałą ścieżką dźwiękową. Ale  nie musicie mi wierzyć na słowo – sami sprawdźcie

Outcast - gra która wyprzedziła swoje czasy. Co prawda patrząc na nią teraz, a właściwie na jej odświeżoną edycję, za bardzo tego nie widać, ale pod względem fabuły, mechaniki, klimatu i udźwiękowienia to był absolutny majstersztyk. 

Nieprzypadkowo po dziś dzień Outcast uznawany jest za jedną z najlepszych gier w historii elektronicznej rozrywki. Opowieść o nieudanym eksperymencie wojskowym, który otworzył drogę na inną planetę i ekipie, która miała ją zbadać, nosi może piętno dość popularnego pod koniec lat 90-tych serialu Stargate, ale jest tak niesamowicie barwna, świeża i zaskakująca, że wielu graczy do tej pory uważa ją za prawdziwy przebłysk geniuszu. 

Nawet teraz pamiętam, choć od premiery oryginału minęło już niemal 18 lat,  jakie ta gra zrobiła na mnie wrażenie – od grafiki opartej na wokselach, poprzez bogactwo wykreowanego świata, po bohaterów, historię wywołującą ciarki na plecach i muzykę, której nie powstydziłby się niejeden kinowy hit. To właśnie dla tej ścieżki dźwiękowej warto podczas Steam Summer Sale wybrać Deluxe Edition zamiast zwykłej.

Niby platformówka jakich wiele – mały chłopiec próbujący uratować swojego młodszego brata z baśniowego wymiaru biega, skacze, wspina się i unika przeróżnej maści potworów. Tym co jednak wyróżnia go na tle masy podobnych platformówek jest nie tyle świetna oprawa audiowizualna, ale…magiczny pisak w czterech różnych kolorach.

Dzięki niemu możemy ingerować w otoczenie na przykład wysuwać platformy, tworzyć liany i wodne gejzery. Wraz z występującymi tu i ówdzie zagadkami logicznymi oraz spowolnianiami akcji, w czasie których mamy kilka sekund na wymyślenie sposobu jak skorzystać z pisaka, przygody Maxa działają niczym magnes nie pozwalając oderwać się od komputera. 

Heavy Metal, starożytna kraina umarłych i Jack Black w roli Eddiego Riggsa, któremu podczas przygotowań do jednego z koncertów zdarzyło się umrzeć przygniecionym dekoracją sceny. Historia wyjątkowo osobliwa, podobnie jak cała reszta tej szalonej gry autorstwa Tima Shafera. 

No bo gdzie indziej znajdziecie gitarę elektryczną w roli broni tak potężnej, że potrafi zatrząść ziemią albo gości z tak umięśnionymi szyjami, że nasze rodzime „karki” przy nich wysiadają, albo jeszcze lepiej….samego Ozziego Osbourne’a w roli strażnika Metalowej Kuźni, który pomaga nam odblokowywać coraz ciekawsze ulepszenia. 

Ba, pośród wielu barwnych postaci znajdziemy tu i inne gwiazdy heavy metalu takie jak choćby Rob Halford czy choćby Lemmy z Motörhead. I to właśnie ta wybuchowa mieszanka połączona dodatkowo ze specyficznym humorem czyni Brütal Legend grą tak wyjątkową i wartą wydania 2 Euro na Steam Summer Sale.

Kto by pomyślał, że tak kolorowa, a jednocześnie, wydawałoby się prosta gra to całkiem rasowa przygodówka, do tego z elementami erpega. A dacie wiarę, że Wuppo otrzymało nagrodę za najlepszą opowieść? Jak widać, lepiej nie oceniać gry „po okładce”. Bo do Wuppo trzeba przysiąść, by docenić kunszt twórców, zanurzyć się w świecie wumów, fnakkerów, splenkhakkerów i blussrów. 

I choć brzmi to tak samo osobliwie jak wygląda, to jednak ma w sobie tę niezwykłą magię, która potrafi dać wielką radość z zabawy. Ciekawy świat, interesujący bohaterowie, mnóstwo przeróżnych zadań do wykonania, łatwa do opanowania mechanika i cała masa naprawdę świetnych zagadek. No i jeszcze bossowie, z którymi walka, nieco bardziej zręcznościowa, dostarcza niemałej frajdy. A, i jeszcze jedno – jeśli wciąż nie jesteście zdecydowani, wypróbujcie bezpłatne demo. Może ono was przekona…

Jeśli od czasu filmu Gladiator marzy ci się posiadanie własnej szkoły gladiatorów i wystawianie ich w walkach na śmierć i życie, to lepiej trafić nie mogłeś. Radziłbym jednak nie sugerować się zwiastunami pokazującymi jedynie efektowne starcia gladiatorów, bo tych w grze, wbrew pozorom, zbyt wiele to nie ma. 

Esencją rozgrywki jest bowiem zarządzanie całą szkołą – od wybierania planów treningowych dla poszczególnych wojowników i zatrudnianie dodatkowego personelu po kupowanie jedzenia oraz zdobywanie przychylności urzędników Imperium Rzymskiego. A walki? Cóż, one są tylko zwieńczeniem całej tej strategicznej harówki. Ale za to jakim przyjemnym. Trzeba przyznać, że pixelart robi w tej grze całkiem niezłą robotę.

Ktoś mówił, że dobrych przygodówek już nie ma? Że skończyły się wraz z takimi legendami jak Secret od Monkey Island czy Full Throttle? Cóż, polecam więc zagrać w Technobabylon. Ta gra to prawdziwe przygodówkowe objawienie - z historią, która z powodzeniem mogłaby trafić do dobrej powieści science-fiction, ze świetnymi zagadkami, doskonale dobranymi głosami i gęstym niczym smoła cyberpunkowym klimatem.

Jedynym drobnym zgrzytem, przynajmniej dla niektórych, może być nieco zbyt „oldschoolowa” oprawa graficzna. Ale wierzcie mi, dla całej reszty warto przymknąć na nią oko. Szczególnie, że aż tak koślawa to ona nie jest. 

Jeśli więc chcecie dobrej historii, która powali nas na kolana – bierzcie w ciemno. Jeśli wciąż nie jesteście pewni – przed kupnem wypróbujcie demo.