Google i nowa polityka prywatności. Przed Wielkim Bratem nic się nie ukryje
Nie zgadzasz się, by Google zbierało informacje o Twojej aktywności w sieci? W zgodzie z nową polityką prywatności, decyzja nie zależy od Ciebie.
Do tego, że Google zbiera informacje o aktywności w internecie swoich użytkowników, posiadaczy kont Gmail czy osób po prostu zalogowanych do przeglądarki Chrome, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Co jednak, jeśli zabiegi giganta z Mountain View zmierzają w kierunku całościowego gromadzenia danych o wszelkich naszych poczynaniach w sieci, nawet wówczas, gdy nie będziemy zalogowani na swoje konto w Chrome?
Zasadniczo nie wiadomo, kto powinien obawiać się zapisów nowej polityki prywatności, jaką wprowadził wujek Google. Faktem jednak jest, że niewiele jesteśmy w stanie z nią zrobić, gdyż poza wyłączeniem niektórych opcji, pozostaje nam jej zaakceptowanie lub unikanie tematu. Jak jednak dobrze wiemy, unikanie tego typu zagadnień nie kończy się zwykle najlepiej, gdyż dobrze jest znać swoje prawa i ograniczenia w sieci.
Monit Google, który możemy przeczytać od razu (do czego zachęcamy) lub później.
Czego dotyczy nowa polityka prywatności Google?
Google stara się być bardzo enigmatyczne i nie tłumaczy bezpośrednio zapisów zaktualizowanej polityki prywatności. Czego zatem dotyczy monit, który możemy spostrzec na stronie wyszukiwarki? Po rozwinięciu wiadomości, otrzymujemy skrótowy jej opis, który naprawdę warto przeczytać. Google zresztą wielu innych opcji nam nie daje - albo zaakceptujemy od razu politykę prywatności, albo przeczytamy, o co w niej chodzi.
Czytając wiadomość od Google, dowiadujemy się jakie dane są przetwarzane oraz dlaczego są one przetwarzane. Po rozwinięciu informacji poznamy dokładnie, jakie dane o naszej aktywności kolekcjonuje firma z Mountain View.
Następnie, kiedy już wiemy co i jak, kiedy już Google wytłumaczyło nam, że zbierają nasze preferencje, choćby z takiego YouTube`a, by - oczywista sprawa - lepiej dostosować swoje usługi pod nasze gusta, możemy całość zaakceptować lub drążyć dalej i dojść do istotnych opcji zawartych w interaktywnym formularzu nowej polityki prywatności. Jeśli nie chcemy pozwolić na zbieranie wszelkich możliwych danych, klikamy "Inne opcje".
Inne opcje
W rozwinięciu formularza możemy kolejno: dostosować wyszukiwarkę, ustawienia reklam, serwis YouTube oraz przeglądarkę. W ustawieniach wyszukiwarki możemy pozwolić na zbieranie informacji o naszych wyszukiwaniach nawet, gdy nie jesteśmy obecnie zalogowani. Innymi słowy, jeśli myślimy, że karty incognito czy korzystanie z wyszukiwarki z pozycji niezalogowanej zwiększą naszą prywatność - jesteśmy w błędzie. Google i tak dowie się, co robimy i czego szukamy.
Wchodząc w zakładkę ustawień reklam możemy włączyć lub wyłączyć wyświetlanie reklam w oparciu o nasze zainteresowania i to zarówno na stronach Google, jak i na innych witrynach w sieci. Trzeba przyznać, że zakres reklam i ich tematyka jest przynajmniej w miarę dobrze wyjaśniona.
W ustawieniach serwisu YouTube mamy, podobnie jak w przypadku reklam, dwie opcje do zaznaczenia. Możemy zezwolić na lub zakazać zbierania informacji o oglądanych przez nas filmach oraz zgodzić się lub nie na zapisywanie danych dotyczących wyszukiwanych filmów. Przyznacie, że apetyt na dane Google ma równie wielki, co swój roczny dochód.
Ostatnim polem, jakie możemy sprawdzić jest to dotyczące przeglądarki. Zaglądając doń możemy zablokować wybrane lub wszystkie ciasteczka, a Google tłumaczy we w miarę przystępny sposób, jak tego dokonać.
Co Google chce o nas wiedzieć?
Kiedy już myślimy, że Google wie o nas niemalże wszystko, dobry wujek potrafi nas niemile zaskoczyć. Jak widać, nowa polityka prywatności jest kolejną próbą rozszerzenia kompetencji do agregowania informacji o swoich użytkownikach i sugeruje wyraźnie, że nie będzie to ostatnie tego typu zagranie. Póki co, ciągle możemy jeszcze wyłączyć niektóre opcje i zmniejszyć uprawnienia Google. Pytanie brzmi jednak, jak długo internetowy gigant będzie stwarzał pozory dbania o prywatność swoich użytkowników?
Co najciekawsze w całej tej sytuacji, to fakt, że nowe zabiegi w zwiększaniu zakresu informacji posiadanych o internautach to nic, czego moglibyśmy się nie spodziewać. Wszak przy okazji premiery Windowsa 10 również szybko okazało się, że Microsoft ma spory apetyt na nasze dane, a jeśli przyjrzymy kompetencje poszczególnych aplikacji na naszych smartfonach z Androidem, szybko dojdzie do nas, że ich bezproblemowe używanie wiąże się z zagwarantowaniem im dostępu do wszystkich naszych danych
Jak bronić się przed inwigilacją w sieci? Wyłączać uprawnienia dostawców, póki jeszcze nam na to pozwalają. Ewentualnie, całkowicie zrezygnować z ich usług, póki są jeszcze na rynku konkurencyjni dostawcy. Czas zaś pokaże, czy kiedyś będziemy mogli w ogóle pomyśleć o tym, że będąc aktywnymi użytkownikami w sieci, zachowujemy choć część swojej prywatności.
Może Cię zainteresować:
- Musisz to zrobić, jeśli chcesz nadal korzystać z usług Google
- Ochrona danych osobowych. Jakie nowe wymogi i obowiązki wprowadziła nowelizacja ustawy?
- Złe nawyki w internecie, które ciągle (nieświadomie) powielamy
Komentarze
11pytanie kiedy unijny parlament wreszcie się otrząśnie. jednak na to nie liczę. fala imigracji totalnie degraduje struktury UE, a oni nadal nic tylko świecą przykładem "politycznej poprawności" wbrew woli poszczególnych społeczeństw. najbardziej jaskrawy przykład to Merkel która deklaruje pozostanie w obecnym "naborze" imigracji, oraz prezydent Bawarii który ostro to oprotestowuje. Minister finansów Niemiec też nie jest zachwycony.
a my tu o takim drobiazgu jak inwigilacje ze strony wielkich korpo.